-
Nazwa wyprawy: ÂŚwit sprawiedliwych
Prowadzący wyprawę: Goris
Wymagania do uczestnictwa w wyprawie: Walka bronią 75%
Uczestnicy wyprawy: Torstein Lothbrok
Po osiodłaniu i wejściu na ogiera wiking wyjechał ze stajni stępem. Spokojenie i ostrożnie by nikogo nie potrącić po drodze podjechał do bramy Bastardo przez którą przejechał. Dopiero gdy się oddalił od zamku trochę pacnął konia piętą, dając mu znak do przejścia w kłus. Gdy zaś znalazł się na leśnym trakcie to z kłusu przeszedł w galop a z niego w cwał, zmierzając w stronę Efehidonu.
-
Mknąłeś więc przez zasypane śniegiem rozdroża w stronę stolicy.
-
Mknął tak. Miał jednak w głowie cały czas słowa Józka ze stajni, który polecił konia nie przemęczać. Dlatego także co jakiś czas zwalniał z cwału czy galopu do kłusa, dając Mahometowi czas na odsapnięcie. Sam jako tako okrył się trochę mocniej płaszczem zważywszy na to, że panowało teraz Hemis. W myślach powtarzał znane mu szczegóły dotyczące misji. Jednoręki Dread we wschodniej części podgrodzia. No i uszkodzona figurka krasnala w ogródku. To musiało starczyć. I kto wie? Może będzie starczyło?
-
Płaszcz ochronił cię przed przewianiem i po paru godzinach ujrzałeś zorze Efehidionu w oddali.
-
Torstein ucieszył się. Podróż po raz kolejny mijała mu szybko, no i koń żył, a przy tym nie wypluwał płuc. Wiking trochę przyśpieszył, chcąc dotrzeć do Efehidonu, gdzie z pewnością byłoby cieplej.
-
Koń dobrze się spisał zanosząc cię szybko do miasta.
-
Wjeżdżając do miasta wiking zwolnił do stępa, zręcznie lawirując między mieszkańcami. Czyniąc to Torstein zerknął jeszcze na niebo, chcąc określić porę dnia. Zanim udał się do podgrodzia, Lothbrok chciał zostawić konia w stajni, dlatego też właśnie tam się skierował. Podjechał doń i zsiadł z konia. Wszedł prowadząc go za wodze.
- Bry. Chciałem go zostawić tu tutaj na trochę. Na ile to nie wiem. Postaram się jak najszybciej.
-
Stajenny był zbyt zajęty dłubaniem w nosie, żeby coś odpowiedzieć.
-
- Dzień dobry kurwa, po valfdeńsku nie rozumiesz?- spytał wiking donośniej, niczym podróżnik Wojtaron Sz'ejrow'ski do maurena, gdy opowiadał jak to lepią oni chaty z gówna.
-
Stajenny aż wstał i wyjął palca z nosa, na którym zostało coś zielonego. Szybko schował dłoń za plecy.
- Racz mi wybaczyć mości Lothbroku me tymczasowe nieogarnięcie spowodowane kontemplowaniem żywota. Natychmiast powracam do wykonywania obowiązków spoczywających na mych barkach. Oczywistość, iż zajmę się pańskim wierzchowcem do czasu powrotu twej szlacheckiej osoby. Ręczę, iż znajdzie on tu opiekę najwyższej klasy, na jaką zasługuje
Skubany, nawet akcentował poprawnie.
-
Torstein zdziwił się zachowaniem, sposobem mówienia i akcentem stajennego. Oddał mu wodze. Pokiwał.
- Dzięki.- odpowiedział niczym nie szlachcic. I wyszedł. Poprawiając przy tym pas. Zerknął na swoje rękawice. Było w nich ciepło, tak jak w płaszczu. Wiking skierował się więc do podgrodzia, mając zamiar dotrzeć do wschodniego obszaru. Bacznie wypatrywał uszkodzonej figurki krasnoluda.
-
Szukałeś i szukałeś. Aż w końcu znalazłeś opisany dom. Nie różnił się on niczym od innych, oprócz krasnala za furtką. Figura ta była nieco uszkodzona, ale za to był odśnieżony, by był widoczny.
-
Wiking znalazł to, czego szukał. A dokładniej rzecz ujmując - dom. Zbliżył się, uważnie przygladając się. Badal i zapamiętywał szczegóły, które mogły okazać się istotne. Splunął. Zapukał do drzwi.
-
- Hasło!
Usłyszałeś jedynie zza drzwi.
-
- Dread?!- zawołał wiking.- Ja z bękartów!- dodał ku pokrzepieniu.
-
- Ja alimenty popłaciłem
-
- Kurwa mać!- odrzekł.- W rzyci mam Twoje alimenty. Goris mnie przysyła!
-
- No! I teraz mówisz jak rasowy woj.
Drzwi się otworzyły z niecichym skrzypnięciem i twoim oczom ukazał się mężczyzna budową i wiekiem podobny do Gorisa. Zaniedbane włosy i zarost sprawiały wrażenie biedoty, jak i kikut u prawej dłoni, którym nakazał ci wejść do izby.
-
No kurwa, inaczej to bym się z nim musiał bawić w pierdolone otwieranie jebanych drzwi zasranym toporem.
Torstein kiwnął mu głową i wszedł do środka, ukradkiem się rozglądając po izbie.
-
Jego izba była urządzona dość skromnie. Kominek w którym palił się ogień, stolik z dwoma krzesłami i kilka mieczy powieszonych na ścianie. Na stoliku leżała mała, jednoręczna kusza.
- Z czym do mnie przychodzisz?
-
Wiking przyjrzał się kuszy Dreada. Potem zaś mieczom na ścianie, a następie zwrócił się w kierunku jednorękiego.
- Ano Goris mnie przysyła.- powtórzył się.- Mówił mi, że w straży się źle dzieje. Porwania i szantaże - o tym mi wspominał.- kontynuował.- Masz mnie podobno wtajemniczyć.
-
Dread spokojnie sobie usiadł i wskazał ci kikutem drugie krzesło.
- Oczywiście, nikt nie wpadnie z trunkiem pogadać czy coś, wszyscy tylko o robotę. No dobra, źle się tutaj dzieje. Jak jednych nie przekupią to innych zaszantażują. ÂŻeby to jeszcze dało się ogarnąć, to nie. Tam ręka rękę myje. Co z tego, że znajdziesz świadków i dowody, jak zaraz znikają. I powiedz mi, co mamy z tym zrobić?
-
Wiking usiadł na wskazanym miejscu. Na uwagę rozmówcy wyjął z pasa butelkę rumu i odkorkował ją. Podał mu.
- To tyle w kwestii napicia się.- odrzekł. Wysłuchał go.- Hmm, jakieś ostatnie ofiary tych zastraszeń, albo ludzie,
których przekupywali? Można by do nich dotrzeć i pozbierać trochę informacji. Spuścić wpierdol tym strażnikom, którzy się najbardziej rzucają. Co sądzisz?- spytał.
-
Dread ucieszył się i łyknął nieco rumu.
- Sporo ich jest. Dobry rum. Najgorsze jest to, że jeden nie zdradzi drugiego. Jak znajdzie się wyjątek, pokroju pewnego sierżanta to ginie mu córka i jest zmuszony współpracować.
-
- To może weźmy pod opiekę taką córkę?- zaproponował.- A odpowiednio... przekonywany człowiek zdradzi każdego. Dobre tortury zmuszą człowieka do zeznania nawet tego, że wierzy w pomarańczowego osła w zielone ciapki.
-
- Ten strażnik wydawał się w porządku. Szkoda tylko dziewuszki. A co do... nazwijmy to umiejętnością przekonywania. Jak się oceniasz w tych sprawach?
-
- Krzepy mi nie brakuje.- odrzekł.- Znam się na pierwszej pomocy. Więc umiejąc leczyć umiem też odleczyć.
-
- Widzę, że się znasz. Słuchaj, na zachód stąd jest pewna szulernia, gdzie znajdują się różnej maści typy. Skorumpowani strażnicy też się tam pojawiają załatwić kilka interesów. Zacznij tam. Tylko nie mów, że jesteś ode mnie albo Bękartów.
-
- Dobra.- odrzekł, wstając z krzesła. - Jak się nazywa ta szulernia?
-
- Nie ma nazwy. Ale spokojnie, poznasz ją z daleka. No, ale żebyś nie błądził to mają tam mosiężne drzwi.
-
- Dobra. Postaram się znaleźć tą szulernie. Wrócę jak się czegoś dowiem.- odrzekł. Wstał i wyszedł z domu. Wedle wskazówek skierował się na zachód, uważnie szukając mosiężnych drzwi.
-
I wiking maszerował we wskazanym przez Gorisa kierunku, aż tu nagle usłyszał głośny krzyk a potem śmiech. Był on nieco stłumiony jakby dochodził z jakiegoś pomieszczenia. I można było rozróżnić kilka rodzajów śmiechu. Gdy Torstein podszedł bliżej zauważył, że te dźwięki pochodzą z jednego domostwa, które było zbudowane nieco solidniej niż reszta chałup, a we wszystkich oknach paliło się światło. I drzwi były mosiężne.
-
Lothbrok podrapał się po brodzie. Usłyszał śmiech, nawet nie jeden. Zbliżył się do mosiężnych drzwi i przysłuchał się. Zapukał donośnie.
-
Usłyszałeś ze środka typowy gwar dla karczmy, tylko nieco więcej bluzgów. Po zapukaniu w drzwiach otworzyła się szybka.
- Kto i po co?
Rzekł zza drzwi ork wykidajło.
-
- Ja. ÂŻeby wejść.- odrzekł.- Napić się, pograć i takie tam męskie sprawy.- odrzekł orkowi. No w razie, gdyby nie wpuszczono go, to mógłby rozwalić zamek toporem. Albo wejść jakimś oknem, czy coś.
-
- Jaki ja? Nie znam cię.
-
- Lothbrok. Torstein Lothbrok, chamie.- warknął. Miał plan.- Szlachcic.
-
- To nie jakaś restauracja. My tu nawet drogiego wina nie mamy mości panie
Nie dawał za wygraną uparty ork.
-
- Spójrz na mnie.- odrzekł.- Jestem wikingiem, ale nie pedałem. Na pewno macie piwo i gorzałę.- powiedział.- Więc świetnie się tu będę bawił.
-
- Wiking, ślachcic i kto jeszcze?
-
- Ktoś, kto ci wpierdoli jak nie otworzysz.- odrzekł spokojnie.- No już.
-
- Jak nie potrafisz łapać bełtów w zęby to nawet nie próbuj.
-
- Albo mnie wpuszczasz, zielony, albo wołamy straż. Ciekawe który ma większą kieszeń. Otwieraj, raz, raz, bo wam przerobie zamek.
-
- Ja też mogę zawołać straż, że mnie nachodzisz. I nawet nie muszę się wysilać, bo siedzą w środku, he he.
-
- No to świetnie. Se pogadamy.- rzekł.- Ile bierzesz, zielony?
-
- A ile chcesz wnieść?
-
Sporo. Dam ci pięćdziesiąt grzywien. To chyba dobry napiwek dla tak dobrego ochroniarza.
-
- W końcu gadasz z sensem. Stoi.
-
Wiking odliczył pieniądze. Równo pięćdziesiąt grzywien. Po brzęczał mieszkiem i pokazał go orkowi przez szybkę.
-
Mosiężne drzwi się otworzyły i stanął w nich ork wykidajło zastawiając wejście i wyciągając dłoń po pieniądze.
-
Wiking wręczył mu mieszek i wszedł do środka. Rozejrzał się, zapamiętując i mapując sobie pomieszczenie i najważniejszego aspekty. ÂŻeby wiedzieć gdzie w razie czego uciec, gdzie są ci strażnicy miejscy i tym podobne.
552 grzywien i 4 denary - 50 grzywien = 502 grzywien i 4 denary
-
Ork wziął grzywny i ustąpić ci miejsca w drzwiach, byś mógł wejść. W środku nie było zbyt wykwintnie. Kilka drewnianych stołów i równie drewniane krzesła przy nich. Przy niemal każdym stoliku ktoś siedział, jednak ciężko było z daleka rozpoznać typy tych ludzi. Zauważyłeś też kilka niewielkich okien, a największe z nich stało za ladą, gdzie jakiś mauren polewał trunki. Wszystkie meble były tak ułożone, że większość stała blisko ścian pozostawiając sporo miejsca na środku sali. Gdzieś w rogu znajdowały się też schody na piętro.
-
Wiking rozejrzał się po lokalu, wyglądającym na raczej średniej jakości. Podszedł do lady. Oparł się o nią.
- Piwa. Ciemnego, jeśli masz.- powiedział.
-
Mauren postawił przed tobą otwartą butelczynę z piwem.
- Widzę, że kolega nowy. Pierwsze piwo gratis.
-
Wiking wziął butelkę z piwem. Wziął duży łyk.
- A dziękuję.- zniżył głos.- Mam pewien ynteres do straży miejskiej. Wykidajło mówił, że są tutaj. Mógłbyś... no wiesz, wskazać mi gdzie?
-
- Ech, on nie umie trzymać języka za kłami. Może są, ale nie służbowo. I ja się nie dam przekupić, z góry mówię. Podpowiem ci, że tu można grać o każdą stawkę. Jak ci się uda to załatwisz co tam chcesz.
-
- Jak się poświeci komuś złotem, to mało co ktoś trzyma język za zębami.- odrzekł. Wziął duży łyk piwa.- To się szanuje, jeśli nie da się ciebie kupić.- dodał.- Każdą stawkę, mówisz? Na pewno nie wskażesz mi gdzie siedzą? Nie chce mi się grać z każdym na sali aż do trafię na nich.
-
- Szczerze to sam nie wiem kto jest kim i wolę się nie pytać. Sam rozumiesz. Złóż może jakąś ciekawą propozycję to ich poznasz.
-
- Hm...- mruknął w zamyśleniu.- Pomysł akurat mam.- napił się piwa.- Nosz kurwa!- wrzasnął nagle.- Uczciwie kurwa robisz, a ten zasrany kmieć ci sepleni o złych warunkach pracy! ÂŻe on niby mi kurwa strajk zrobi, kozojeb pierdolony!- dodał.- ÂŻe on się straży miejskiej poskarży kurwa! A taki wał! Jakbym tylko mógł kutafona jakoś "wyperswadować". Oj, bym zapłacił ładnie temu, kto by to zrobił. Denar, jak nawet nie dwa, kurwa!
-
Barman za bardzo nie zrozumiał o co ci chodzi, ale z głębi sali usłyszałeś czyjś podniesiony głos.
-Ale dobre imie straży to ty szanuj!
-
- Piwo na mój koszt dla niego!- odkrzyknął Torstein, chociaż kierował słowa do barmana. Napił się piwa i poszedł w kierunku, z którego nadchodził głos.- A pan ze straży?- spytał.
-
Barman wziął najdroższe piwo, jakie mieli. A co się będzie, w końcu to ty płacisz. Gdy podszedłeś do stolika ujrzałeś trójkę ludzi przy nim siedzących. Jeden gruby i szczerbaty, drugi z lekką niedowagą i trzeci normalny, tylko nieco łysy i lekko zasmarkany. Grubasek, który na ciebie krzyczał odezwał się ponownie.
- A co? Donos chcesz złożyć?
- Te, bęben! Ko-kolega ci piwo stawia. Weź no być miły.
A trzeci tylko pociągnął głośno nosem.
-
- Donos, poskarżyć się, jakkolwiek chcesz to nazwać, panie policmajster.- wziął jakieś wolne krzesło i przysiadł się.- Taka robótka, dosyć szybka, że by pokazać takiemu jednemu, po której stronie jest sprawiedliwość. Napił się piwa.- wyjaśnił.- Dałoby się?
-
- My tam robote robimy i zapłatę dostajemy.
- Kolego szanowany, my po służbie. My się pobiciami nie najmujemy. My uczciwe strażaki miejskie są.
- No uczczywe. Zwłaszcza jak ty kobiety spod lamp przeganiasz po swojemu.
-
- Oj panowie. Na pewno?- spytał.- Mogę wam dołożyć do pensji. Bo to praca jakże zacna i uczciwa!
-
- Na pewno. Porządku mamy przestrzegać bo od tego my jesteśmy. O!
-Nie męcz chłopaka. Przemocą go nie zgarniemy, ale możemy załatwić taką kontrolę, że miesiąc będzie boso chodził. Pasuje?
-
- No dobra, ale to będe wam musiał pokazać gdzie on mieszka i w ogóle.
-
-Jutro z rana go odwiedzimy. Ale trza coś więcej wiedzieć, bo ot tak to nie można. Co ludzie powiedzą, że nachodzimy ich? Ale co tak na sucho będziemy godać.
ÂŁysy w końcu się odezwał. A raczej krzyknął.
-Butelkę wódki!
Podniósł dłoń, aby barman wiedział gdzie ma przynieść zamówienie. Następnie wyjął zestaw do gry kości na stół.
-Grosz?
-
- A mogę zagrać.- odrzekł.- Ale umówmy się tak. Ja wygram - załatwicie mój ynteres teraz. Płacę wtedy powiedzmy... 1 denar lub 100 grzywien. Przegram - w waszym terminie. Dwa razy więcej. Stoi?- spytal.- A co do dowodów, to kurwiarz ma pożyczkę w banku. Ugadał się z bankierem tak, by umorzył mu dług.
-
- Da się zrobić. Mam znajomego komornika.
Wziął kubek z kośćmi i zaczął nim potrząsać. ÂŁysy w tym czasie rozlał wódkę.
- Umiesz w kościanego pokera?
-
- Umiem.- odrzekł. Napił się gorzały.
-
Strażnicy również się napili.
-No to gramy!
I rzucił kości na stół.
Rolled 1d6 : 3, total 3
-
//źle rzuciłem, poprawka:
Rolled 6d6 : 5, 4, 6, 1, 2, 2, total 20
-
- Gramy!- powiedział Torstein. Przeciwnik miał dobre kości. Wiking oczywiście chciał mieć lepsze.
Rolled 6d6 : 5, 3, 6, 6, 5, 3, total 28
-
Przeciwnik popatrzył to na twoje kości, to na swoje.
-A chuj mi w dupę, idę pod pokera!
Zgarnął jedną kość i przerzucił ją.
//Zostawione kości: 5, 4, 6, 1, 2
Rolled 1d6 : 1, total 1
-
- A ja...- zaczął. Zgarnąl trójki.- Sobie spróbuję fulla. A jak da rade, to pod pokera!- przerzucił je.
Rolled 2d6 : 4, 3, total 7
-
Może Torsteinowi się nie udało, ale dalej były to dwie pary przeciwko dwóm jedynkom. Strażnik tylko załamał ręce.
-I pan Major zjebał.
Polał jeszcze po kolejce.
-Ja, ja, ja nie będę po nocach łaził.
-
- No to co panowie? Wygląda na to, że moje wygrało?- spytał retorycznie.- Dopijemy wódkię, to możemy iść do niego.
-
- Pan Major pójdzie. W końcu on grał.
- Mnie też sie nie chce.
-
- A niech i będzie.- odrzekł wiking. Napił się jeszcze wódki.- Pan major się zwie jak?
-
Tutaj strażnik dumnie się wyprężył, jakby prezentował się przez samym hetmanem.
- Major Suhodol, weteran bitwy pod Bombasem!
- Chyba weteran jazdy na strusiu po Zuesh. Załatw to szybko i wracaj.
-
Prezentował się przed lordem elektem, no i kumplem hetmana. Torstein podniósł się z krzesła.
- Będzie szybko, koleżkowie.- powiedział.- Obsra się ze strachu ten kurwidół.- dodał.- Panie majorze Suhodol, za mną!- polecił. No i udał się na zewnątrz. W stronę podgrodzia. Wpierw chciał zabrać go do domu Dreada, ale ostatecznie zdecydował się na swój. I to w jego kierunku prowadził strażnika.
-
Major tylko wziął miecz i ruszył za tobą. Gdy już dotarliście na miejsce strażnik wystąpił przed ciebie.
- Pacz jak to się robi!
I nagle wypruł przed siebie, z buta wywalił drzwi i machając mieczem na oślep rozwalał wszystko na co natrafił. A krzyczał przy tym budząc wszystkich sąsiadów.
- STRAÂŻ MIEJSKA! WYÂŁAÂŹ KUTAFONIE, JESTEÂŚ ARESZTOWANY ZA OSZUSTWA!
Przeszedł po szczątkach stołu i wbił do twojej sypialni. Tam wywrócił łóżko do góry nogami.
- PROSZĂ NIE PODEJMOWAĂ PRĂBY UCIECZKI, BO UÂŻYJĂ SIÂŁY!
Tutaj przewrócił szafę i kopnął w nią tak mocno, że aż zrobił dziurę. Prawdopodobnie uważał, że tam się skrył nieistniejący poszukiwany.
-
Kurwa...- pomyślał, gdy strażnik wbił się przed drzwi. Poszedł zanim. Spróbował jako tako zamknąć drzwi.Mać... Podążał za majorem dalej. Kiedy rozwalono jego posłanie, w wikingu coś pękło. Jeszcze szafa. Miał dość.
- To było DOBRE łóżko! (https://youtu.be/tNdIaUmkfAM?t=1m38s)
Zbliżył się do majora. Nagle wziął zamach i trzasnął go pięścią w łeb. Chwycił za głowę gdy ten był zdezorientowany i przygrzmocił w nią szafę, po czym wziął topór i uderzył go drzewcem, chcąc by stracił przytomność.
-
Major nie był w ciemię bity. W końcu walczył w Bombasie. Po tym jak trzasnął o szafę odsunął się i fartem uniknął twojego toporka. Zerwał się na nogi i ponowił krzyki.
-NIE STAWIAĂ OPORU!
Ruszył z mieczem na twoją osobę.
//1x Strażnik (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Stra%C5%BCnik_zamkowy)
-
Nie docenił majora
Suhobolca Suhodola. Nie dostał on w rezultacie trzonkiem topora wikinga, a zamiast tego uskoczył w tył. Srebro rąbnęło w i tak dostatecznie zdemolowaną szafę Lothbroka, który wycofał się. Wiking przerzucił topór do lewej ręki i wyczekał, prawą dłoń położył na rękojeści miecza, który dawno temu dostał od Melkiora. Cholera, komandyr walczy jakimś gównem, trzeba by mu w końcu zwrócić prezent.- pomyślał.Ale teraz nie, jeszcze mi się przyda!.
W momencie gdy człowiek znosił miecz do ciosu, wiking dobył swojego. Wyciągając go z pochwy chlasnął czarną rudą. Nie celował w człowieka, a w jego miecz. Najzwyklejsza stal. Przy Lothbrokowej krzepie i czarnej rudzie nie powinny stawić za dużego oporu. Miecz walnął o miecz. Około połowa stalowego ostrza strażnika z brzękiem padła na ziemię. Z nią kilka kropel krwi z lekko ciachniętego ramienia majora. Nim jednak mógł on jakkolwiek z zareagować, wiking kopnął go kolanem w brzuch i trzasnął głowicą rękojeści miecza w pysk, posyłając go na deski i do snu. Schował broń i wziął pościel. Zaczął nią mocno związywać Suhodola, głównie w kostkach i nadgarstkach. Z lekkim trudem, ale jednak postawił go na krześle i przywiązał go do niego prześcieradłem. Czekał, aż się zbudzi.
-
Trochę minęło zanim jaśnie major raczył oprzytomnieć.
-O Zartacie, już nie piję. Chwila... CO JEST DO WAFLA!?
Zaczął się szamotać na krześle i był już blisko uwolnienia się z prowizorycznych więzów.
-
Wiking palnął go w twarz pięścią, by go uspokoić.
- Uspokój się, bo cię opłazuję mieczem po rzyci, skurwysynu.- odrzekł. Podniósł złamane ostrze strażnika.- Gadaj lepiej, czemu prowadzicie szantaże i porwania! Szybko.- uderzył go płazem złamanego miecza po policzku, zostawiając czerwony ślad
-
Major uspokoił się. Spojrzał z przerażeniem na swój miecz. Poczuł na policzku ciepło krwi, która pociekła mu z rozciętej rany.
- W.. W... Wy mówicie, że ja porywacz a ja tylko jedną kurę, o!
-
- Dawaj mi nazwiska tych, którzy organizują i wykonują te porwania.- odrzekł.- A przeżyjesz. Tylko zdradź mnie,
powiedz komukolwiek o tym, to sam ci znajdę grabarza.
-
-Jakie porwania? Jakie szantaże? Wypuść mnie! Będziesz wisiał za to!
-
- Ja tu zadaję pytania.- powiedział, spoliczkował go znów płazem ostrza.- W szulernie stwierdziłeś, że wy jesteście uczciwi i pobiciami się nie najmujecie. Więc KTO się nimi najmuje z waszych szeregów?- spytał.
-
- Ja nie wiem!
-
Uderzył go, rozkwaszając nos.
- Pomyśl jeszcze raz!
-
I nos rozwalony, aż ci poszło po kostkach.
- Człowieku, zlituj się!
-
- Zgoda.- odrzekł.- Ale wpierw mi odpowiesz. WSZYSTKO co wiesz o tych machlojkach w straży. Wtedy cię puszczę.
-
- Co ja tam prosty major wiem...
-
Torstein puścił kawał ostrza. Wyjął rum i napił się.
- Mów, mów. Nawet ci zapłacę w ramach odszkodowania za szkody.
-
- Najpierw bijesz, potem płacisz. Weź mnie rozwiąż!
-
- Różne są metody działania. Rozwiąże cię, ale bez sztuczek. Nie bez powodu nazywają mnie Niedźwiedzia ÂŁapa.- no i rozwiązał go. Ostrożnie, gotów mu przywalić.
-
- Co chcesz wiedzieć?
-
- Czemu straż prowadzi tą działalność? Jak się nazywają ci, organizujący i wykonujący porwania oraz szantaże?
-
Hyzio, Dyzio i Zyzio!
Splunął prosto w twarz Torsteina i wyskoczył przez okno, wypadając razem z całą szybą.
-
Wiking starł ślinę i ruszył w ślad za strażnikiem. Nie był zmęczony i pobity jak on. Więzy wikinga były też mocne, więc nogi jego nogi powinny być obolałe.
//Jak szybko biegnę? Dam radę go dogonić?
-
Zmęczenie, pobicie i wcześniejszy posiadunek w szulerni spowodowały, że strażnik zaczął być tylko minimalnie przed Tobą. Czując twój oddech dostał adrenaliny i zamiast być doganianym, biegliscie łeb w łeb. Torstein jednak dalej był krok za nim.
-
Wiking doganiał go, nawet biegł łeb w łeb. Ale musiał szybko coś wymyślić. Nie miał zamiaru dać kurwiarzowi uciec, nie po tym, jak ten splunął mu w twarz. Wyciągnął rękę przed siebie i w stalowym uścisku złapał majora za ramię. Szarpnął w swoją stronę, nogą zaś zahaczył jego nogi, skutecznie wywalając go na ziemię. Uderzył pięścią w twarz. Potem drugi i trzeci, aż stracił przytomność.
-
I Major ponownie leżał. Z jego lekką masą było ci łatwo sprowadzić go do parteru i ponownie pobić.
-
Wiking zarzucił go przerzucił go sobie przez ramię i zabrał do swojego tomu. Ułożył na krześle i związał jeszcze mocniej, wykorzystując wiedzę jaką miał o pułapkach. Zasłonił okno szafą i zamknął drzwi. Z kuchni wziął wodę i woreczek z solą. Następnie powrócił do majora. Chlusnął wodą w twarz majora, chcąc go zbudzić. Następnie walnął pięścią w i tak złamany nos. Naciął mu spodnie i skórę na udzie jego złamanym mieczem.
- To gdzie skończyliśmy?
-
Major ożywił się po prysznicu. Czując kolejne rany zaczął krzyczeć. Dość głośno.
-
Wiking wepchnął mu kawał poduszki w usta. Spoliczkował jak dziwkę.
- Wyjmę ci to, a ty mi odpowiesz na pytania. Bez krzyczenia, bo cię doprawię..- odrzekł.- Czemu straż szantażuje i porywa? Kto to organizuje? Kto wykonuje?- wyjął mu poduchę z gęby.
-
- Człowieku! Czego ty kurwa chcesz? Podstępem mnie tutaj sprowadzasz, bijesz, wiążesz, bijesz i zapychasz poduszką! Weź daj mnie spokój!
-
Torstein znów mu wepchnął poduchę w pysk. Sypnął solą w ranę na nodze.
- Odpowiadaj na moje pytania, bo inaczej będziesz słony jak łzy, którymi wkrótce zapłaczesz z bólu.
-
Tutaj rozległby się krzyk strażnika, jednak został on stłumiony przez poduszkę. Widać było, że sól na rany daje mu się we znaki.
-
Torstein uderzył strażnika.
- A teraz wyjmę ci to. Jeśli choćby piśniesz z bólu, to dosolę ci znowu.- ostrzegł.- Powtarzam:Czemu straż szantażuje i porywa? Kto to organizuje? Kto wykonuje?- wyjął mu poduchę z gęby.
-
- Kim ty jesteś i po co ci to wiedzieć?
-
- To ja tu zadaję pytania.- odrzekł.- Odpowiadaj.- wskazał mu worek z solą.
-
-My jesteśmy strażą, nie porywaczami i szantażystami! Jedynym bandytą w pomieszczeniu jesteś ty!
-
- Ale doniesienia z mojego źródła, ba nawet spoza stolicy są. Odpowiadaj.- odrzekł.- Kończy się moja cierpliwość.
-
- Jak i twoje życie! Nawet nie wiesz w co się wmieszałeś!
-
No i znowu mu wpakował poduchę w pysk. Sól w ranę, pięść po twarzy. Gdyby wiking był teraz żywiołem, to na pewno żywym, wściekłym ogniem. Najpewniej spłonęłaby chatka, Suhodol i trochę terenów wokół. Dlatego też sąsiedztwo miało szczęście, że Torstein był tylko sobą. Bardzo wkurzonym sobą. Sprzedał mu jeszcze cios w brzuch.
- Odpowiadaj, gnido, bo pójdę po żelazko.- rzucił.
-
- Mphhhh!
W jego oczach dalej było widać wściekłość i opór.
-
Wiking uderzył go w brzuch, kilkakrotnie.
- Gadaj. Ty. Kurwiu.- warknął do niego. Jego pięści zaczęły uderzać o żebra. Chwilę potem sypnęła się po raz kolejny sól na ranę.
-
- Ryba psuje się od głowy, a ty zabierasz się od ogona!
-
- Zostawię ten ogon, jeśli będę wiedział, gdzie i kto jest głową.- odpowiedział.- Mów.
-
- To idzie od dowódcy w dół. Mamy poleceni ignorować pewne rzeczy a czasami nawet pomagać. Kto nieprzekupny to zostaje zastraszony. Najbardziej upierdliwi zabici. Wszystko tak, żeby nikt spoza nas o tym nie wiedział. Ale oczywiście coś się kurwa musiało wydać!
-
- Nazwisko dowódcy.- rozkazał Torstein.- I jego podwładnych, tych najbliższych, którzy sterują resztą. Już!- zagroził mu solą.
-
- Na jego miejsce awansuje ktoś inny i nic z tym nie zrobisz. Musiałbyś...
Jego mowa została przerwana przez bełt, który wleciał przez dziurę w szafie i utknął w głowie majora.
-
- Kurwa mać!- warknął Torstein. Skoczył do szafy i otworzył ją. Schylił się. Na jednej z pułek leżała jego kusza oraz kołczan z bełtami. Zarzucił ten drugi na plecy i zapiął rzemień. Wyjął jeden bełt i włożył go na już napiętą kuszę. Wyjrzał ostrożnie przez dziurę w szafie, na zewnątrz. Szukał miejsca, z którego został oddany strzał. Sam też mierzył ze swojej broni. Zostawił topór.
//Zabieram:
28x
Nazwa amunicji: żelazny bełt
Rodzaj: bełt
Ostrość: 15
Wytrzymałość: 25
Opis: Wykonany z 0,01kg żelaza i 0,03kg drewna.
Nazwa broni: Kusza valfdeńska z drewna
Rodzaj: Kusza
Typ: valfdeńska
Ostrość: 25 + ostrość materiału bełta
Opis: Wykonana z 1,12 kg drewna o zasięgu do 300 metrów. Sposób mocowania kuszy valfdeńskiej nie blokuje miejsca w ekwipunku. Czas naciągu kuszy potrzebny do załadowania jednego bełtu to 75 sekund.
//Zostawiam:
Nazwa broni: Wampirobójca
Rodzaj: topór
Typ: jednoręczny
Ostrość: 23
Wytrzymałość: 30
Opis: Wykuty z 0,8kg srebra i 0,32kg drewna o zasięgu 0,7 metra.
-
Na zewnątrz nie zauważyłeś nic podejrzanego. Jakby jakiś snajper go ustrzelił.
-
Kurwa, kurwa, jeszcze raz kurwa!- zdenerwował się. Jak by to teraz zrobić? Schował w szafę, składając by się zmieścił. Następnie wyszedł z domu i zamknął drzwi na klucz. Przeszedł się do szulerni. Z niej zaś krążył trochę po podgrodziu, aby zgubić ewentualnego szpiega. Potem zaś skierował się do Dreada. Zapukał.
-
Na podgrodziu spokój i cisza. I tylko ktoś go zakłóca waleniem do drzwi Dreada.
- Czego?
-
- To ja!- odrzekł.- Mam trochę wieści.- dodał.
-
Drzwi otworzyły się na oścież. Dread znał już twój głos i nie bawił się w żadne podchody. Jedynie gestem
dłoni kikuta wskazał ci byś szybko wszedł do środka.
-
No i też wszedł. Dotarł do salonu. Rozejrzał się uważnie przez okna w poszukiwaniu jakichkolwiek podejrzanych typów i zjawisk, po czym zasłonił je.
- Udało mi się spotkać w tej szulerni trójkę strażników. Jednego zwabiłem do swojego domu, udając, że to dom pracownika. Generalnie fałszywy donos.- zaczął.- Trochę mi to zajęło, ale skłoniłem go do mówienia, no i powiedział mi, że to idzie w dół, od dowódcy. Mają polecenie ignorować pewne rzeczy a czasami nawet w nich pomagać. Nieprzekupnych zastraszają. Najbardziej upierdliwych zabijają. Wszystko tak, aby nikt spoza ich grona nie wiedział. Niestety...- spauzował.- Zanim udało mu się powiedzieć, co zrobić, dostał bełt w łeb przez okno. Zasłonięte szafą. Z dziurą, bo jebnąłem jego łbem o nią jak się stawiał.- dodał.- Nie wiem, kto i skąd strzelał. Trzeba się pozbyć trupa, no i ustalić dalsze kroki.
-
Dread wysłuchał twoich słów a na końcu zrobił wielkie oczy.
- Co? Taka afera, tak pilnują! Cholera, mamy taką... Chwila! Jakim cudem ktoś cię ustrzelił? ÂŚledzili cię?
Po tym zaczął nerwowo szukać kuszy, a gdy ją znalazł zaczął nabijać.
-
- Cholera wie. Idąc tu wpierw poszedłem do szulerni, a potem kręciłem się po podgrodziu, na wypadek jakby ktoś mnie śledził.- odrzekł.- Raz spierdolił mi przez okno, ale dorwałem go i zasłoniłem te okno szafą.- wyjaśnił. Sam sprawdził, czy jego kusza jest napięta. Była.- Ta dziura specjalnie duża nie była... nie ważne. Jakaś pomoc z ciałem? No i co robimy dalej? Wiemy, że to idzie od dowódcy... może by go tak ukatrupić? Utniemy hydrze łeb.
-
- Bardziej wybijesz hydrze zęba niż utniesz łeb.
Podszedł nerwowo i ostrożnie do okna i lustrował otoczenie.
- Coś mi się nie chce wierzyć, że to idzie od straży, a nie od zewnątrz.
-
- To kto mógłby to robić od zewnątrz?
-
- Czerwony kapturek i wielki zły wilk. Jakbym wiedział to już by się nimi ktoś zajął. Szykuj się do bitki.
I w tym momencie ktoś zaczął walić w drzwi. Dread wycelował w nie swoją kuszą.
- Straż miejska! Proszę otworzyć!
Torstein mógł tu poznać głos znajomego z szulerni.
-
Torstein poznał głos. Także wycelował kuszą w drzwi.
- To jeden z tych z szulerni.- szepnął.- Jak to rozgrywamy?
-
- My? To ty ich przyprowadziłeś do mnie. Nikogo nie ma w domu!
- Cholera, nie ma ich. Robimy zasadzkę?
- Debilu, jak ich nie ma jak się światło świeci? Otwierać bo rozpierdolimy drzwi!
Jeszcze kilka razy uderzyli pięścią w drzwi i przestali.
-
- Chcesz z tego wyjść, to trzeba współpracować.- powiedział. Dalej celował w drzwi. Czekał.
-
Dread tylko westchnął i również wycelował w drzwi. Po chwili coś mocnego w nie uderzyło. I jeszcze raz, aż prawie wyleciały z zawiasów i tylko na łańcuchach się trzymały. I jeszcze raz. Tym razem zabezpieczenia nie wytrzymały i do środka wleciało kilku strażników ze świeżo ściętym drzewem. Pierwszy strzał, pierwszy ranny. Strażnicy upuścili prowizoryczny taran i dobyli mieczy.
2x Strażnik (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Stra%C5%BCnik_zamkowy)
2x Gwardzista (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Gwardzista)
-
No i zaczęło się. Strażnicy puścili taran i wtargnęli do środka, pakując się do domu niczym ćmy do światła, albo muchy do gówna. Wiking był wcelowany, więc oddanie strzału nie było trudne. Wziął tylko małą poprawkę. Zamiast celować w łeb, czy tors jednego z gwardzistów, obrał nogę. Nacisnął spust, tym samym posyłając bełt, który prawie od razu doleciał do celu. ÂŻołdak krzyknął, upuścił miecz i złapał się za przebite w połowie swej długości udo. Upadł na jedno kolano, blokując droge innym, którzy zaczęli się przeciskać, przewracając i kopiąc go.
Torstein odrzucił kuszę. Dobył puklerza w lewą dłoń, w prawą zaś miecz.
Ruszył, grodząc drogę strażnikom. Pierwszy był pozostały gwardzista, który sieknął mieczem od góry, jednocześnie osłaniając się tarcza od frontu. Wiking naparł swoim puklerzem, jednocześnie blokując mieczem brzeszczot wroga. Chwilę się tak siłowali, aż w końcu to Lothbrok okazał się tym silniejszym i odepchnął żołdaka od siebie. Naparł na niego tarczą, prawie przewracając, po czym walnął kilkukrotnie znad głowy mieczem, lecz ten osłonił się kilkukrotnie tarczą. Bękart gruchnął jeszcze raz tarczą, lecz gwardzista był na coś takiego przygotowany i zaparł się na ugiętych nogach, po czym pchnął mieczem nisko. Torstein widząc to umknął w bok, wpadając na ścianę, do której zaparł się nogą i wykorzystując ją jako odskocznię zaszarżował z puklerzem na poziomie górnego korpusu i głowy. Zarył nim w tarcze gwardzisty, zwalając go na drugą ścianę, po czym zablokował grabarzem cios strażnika, który miał czyste pole do ataku. Kopnął go w brzuch, na chwilę powalając, po czym odstąpił od gwardzisty, sparował jego miecz i kontratakował, wybijając mu miecz z ręki. Następnie trzasnął go głowicą rękojeści w twarz, nokautując przy tym. Na ziemię poleciał jakiś ząb. Obrócił się w stronę dwóch strażników zamkowych.
2x Strażnik
2x Gwardzista(1 z bełtem w udzie, drugi nieprzytomny)
-
Pozostała dwójka zajmowała się Dreadem. Ten całkiem nieźle sobie radził pomimo brakuje jednej dłoni i skutecznie parował ich ciosy.
2x Strażnik
2x Gwardzista(1 z bełtem w udzie, drugi nieprzytomny)
-
Wiking natychmiast ruszył na pomoc. Pierwszego kopnąl w tył kolana, sprawiając że padł na drugie. Następnie huknął go głowicą rękojeści swojej dłoni po głowie. Drugi w porę się obrócił. W porę, by zarobić w łeb puklerzem, a następnie dostać na poprawkę głowicą od rękojeści miecza.
2x Strażnik (nieprzytomni)
2x Gwardzista(1 z bełtem w udzie, drugi nieprzytomny)
-
Dread wolałby rozwiązać ten problem raz a porządnie. Zwłaszcza, że chwilowe ogłoszenie minęło i wszyscy wstali na nogi i was otoczyli. Nawet ten z bełtem w udzie ledwo stał, ale miecz trzymał. Jak na komendę rzucili się na was jednocześnie.
2x Strażnik
2x Gwardzista(1 z bełtem w udzie)
-
Torstein przyjął na puklerz cios jednego. Na miecz drugiego, którym okazał się ten z bełtem w udzie. Kopnął go więc w ranną nogę, po czym poprawił w twarz. Skupił się na tym drugim.
- Zabijamy, czy nie?- rzucił w pytaniu do Dreada, uderzając głowicą w twarz drugiego strażnika.
Pozostała dwójka zajęła się jednorękim. Wiking chlasnął jednego samą końcówką miecza po plecach, po czym ciął go płytko po udzie.
2x Strażnik (1 dostał lekko po plecach i udzie)
2x Gwardzista(1 z bełtem w udzie)
-
Dread nie odpowiedział, bowiem jeden ze strażników odpuścił tobie i rzucił się na kalekę. W tym momencie miałeś na sobie jednego, zdrowego strażnika, który nie odpuszczał i robił wszystko, by cię zająć, podczas gdy reszta nękała biednego jednorękiego.
2x Strażnik (1 dostał lekko po plecach i udzie)
2x Gwardzista(1 z bełtem w udzie)
-
Wiking westchnął, co też w całym tym wirze było ledwo, albo w ogóle nie słyszalne. Przyjął na puklerz kolejny cios wroga, tego z bełtem w udzie. Natarł, zmuszając go do postąpienia kilku kroków w tył, po czym kopnął kolanem w krocze. Gwardzista zgiął się. Torstein sprzedał mu silny cios tarczy w twarz, po czym natarł na pozostałych. Zareagowali, przynajmniej jeden z nich.
Strażnik zastąpił mu drogę i zaatakował mieczem. Lothbrok przyjął na puklerz i szybkim ruchem pchnął mieczem w jego udo. Strażnik ryknął z bólu, zaś Torstein wyjął ostrze z jego nogi i walnął go skrytą za metalowym hełmem głową i ciął płytko przez pierś, posyłając go na łopatki. Została dwójka, męcząca biednego Dreada. Pierwszego po prostu walnął po łbie głowicą miecza. Miękki hełm nie dał rady i człowiek stracił przytomność. Drugi, gwardzista nie wiedział co też począć. Dread ciął w niego od góry na co on zasłonił się mieczem. Torstein z kolei zaatakował od lewej, w jego udo - tam powędrowała tarcza gwardzisty. Bękart walnął go własnym puklerzem, powodując, że stracił równowagę. Lothbrok wykorzystał to i szybkim krokiem znalazł się za nim. Złapał go lewą ręką, jednocześnie odrzucając puklerz. Miecz przystawił mu do gardła.
- Rzucić kurwie broń!- rozkazał im.- Rzucić i pod ścianę!
//Który z nich to jeden z szulerni?
-
Ten, który dostał w udo próbował wstać, jednak szybko się przewrócił i wylądował we własnej krwi. Charknął coś jeszcze. To właśnie w nim rozpoznałeś łysola z szulerni. Po jasnej krwi poznałeś, że miał przeciętą tętnicę i zrezygnował z walki.
Drugi, który dostał puklerzem w szczękę i stracił kilka zębów ani myślał rezygnować z walki i dalej parł na wikinga.
Trzeci widząc towarzysza nie rzucił broni, lecz też nie nacierał razem z nim. Stał z tyłu w pozycji obronnej.
Czwarty cały czas leżał z mieczem przy szyi, lecz był gotów się oswobodzić.
//
1x Strażnik
2x Gwardzista
Mocno poobijani.
-
Wiking zacisnął uścisk lewej dłoni na szyi tego, którego trzymał. Palnął go głowicą miecza w głowę, efektywnie nokautując na przynajmniej kilka minut. Nie było czasu, aby chwycić za odrzucony puklerz, dlatego też Torstein przyjął pierwsze cięcie tego drugiego na miecz. Metal szczęknął o metal złowieszczo. Bękart naparł siłą mięśni, zmuszająć strażnika by się cofnął. Kopnął go "z partyzanta" w brzuch i szybkim cięciem czarnej rudy złamał miecz, gdy strażnik upadał. Kopnął go w i tak już pozbawioną kilku zębów twarz. Stalowy but wybił kilka kolejnych, a także ogłuszył. Został trzeci. Wiking czekał.
- Posłuchaj, gnoju. Twój kumpel dostał po tętnicy. Poddaj się, to mu pomogę. Znam się na pierwszej pomocy.- spróbował go przekonać do swoich racji.
1x gwardzista, reszta niezdolna do walki.
-
- A zesrajcie się obaj!
Niezbyt przejawiał chęć współpracy. Uniósł miecz w górę i... dostał bełta w czachę.
- Zawsze się tak pierdolisz?
Spytał retorycznie Dread, który miał bardziej stanowcze podejście. Zostało tylko dwóch, którzy leżeli na ziemi. Ledwo przytomni i poobijani. Jeden z nich resztą sił sięgnął po miecz i wsparł się na nim i patrzył na ciebie ze wściekłością.
-
- Nie.- odrzekł. Walnął płazem tego, który wsparł się na mieczu.- Ale nie chciałem ubijać tych sukinsynów, bo trzeba ich przesłuchać.- odpowiedział.- Przyszykuj jakiś alkohol, szmaty, sól i więzy.- polecił Dreadowi.- Który z was się chętnie podzieli informacjami z nami? Na temat korupcji i szantaży w straży? Ten który to zrobi przeżyje.
-
Dread widząc, że już kontrolujesz sytuację udał się po ekwipunek. Z kolei ten gwardzista, który opierał się jedynie na mieczu zaczął bluzgać.
- Ty kutasie zasrany, myślisz, że możesz z nami igrać? Już zadbam o to, żebyście wisieli!
A drugi leżał i nie odzywał się. A trzeci już stracił przytomność z powodu odniesionych ran i utraty krwi.
-
- O, to mamy tylko dwóch kandydatów.- powiedział. Kopnął w miecz tego, który się wspierał, powodując, że wywalił się on.- O nic nie zadbasz. Jeśli nie będziesz współpracować, to ci utnę twoją małą kuśkę i wsadzę do gęby, byś się nią udławił.- warknął.- A ty? Będziesz mądry?- spytał milczącego.
-
Milczek tylko przytaknął, a narwaniec...
- ÂŻeby ta kuśka ci odbytu nie rozerwała.
Mimo tego, że też leżał na ziemi nie odpuszczał.
-
- A wiesz co z odbytem robi ostrze z czystej czarnej rudy?- spytał. Przytykając mu je pod nos.
-
- Widzę, żeś doświadczony. Ojciec czy wujek cię brał na kolanka?
-
I dostał płazem miecza po policzku.
-
I poleciała mu krew z dwóch rozcięć, które zrobiłeś. W zamian za to splunął ci na buty.
-
- Długo tam jeszcze?- zawołał do Dreada. Nie spuszczał oczu z dwójki strażników.
-
Dread jak na zawołanie powrócił z całym sprzętem. Sam wziął kawałek liny i związał tego, który nie stawiał oporu.
-
- Miej gnoja na muszce.- polecił Dreadowi. Sam wziął od niego kawałek liny i odłożył miecz w bezpiecznej odległości od jeńców. Podszedł do tego mniej potulnego i przeszedł za niego. Solidnie skrępował mu dłonie w nadgarstkach. Pociągnął raz tak, że strażnik syknął z bólu. To samo zrobił z jego nogami. Do ust wpakował mu szmatę. To samo też uczynił temu mniej potulnemu. Wrócił do swojego miecza. Pukał płazem swoją otwartą dłoń, jak zdenerwowany nauczyciel linijką. ÂŁypał przy tym wściekłym, żelaznym, zimnym spojrzeniem na nich.- To który chce współpracować?- spytał.- Może ty pytaj? Ja będę robił za pomoc przy przypominaniu sobie szczegółów?- zaproponował Dreadowi.
-
- Pupkę też mam ci podetrzeć?
Spytał retorycznie Dread, natomiast żaden z pojmanych nie powiedział ani słowa.
-
- Dobra, psie syny.- powiedział.- Który wie coś o korupcji w straży? O zachodzących z jej ramienia szantażach i porwaniach popełnianych nawet na członkach waszych szeregów? Wasz major pochwalił się, że idzie to od samego szefa. ÂŻe niektóre rzeczy macie ignorować, nieprzekupnych zastraszać a najbardziej upierdliwych zabijać. No?
-
- J-j-ja wiem...
Odpowiedział ten przestraszony i spokojniejszy, zaś ten narwany szybko mu przerwał.
- Co wiesz? Pamiętaj, że mamy twoją córkę kapusiu jebany!
-
Torstein zbliżył się do tego grożącemu córce drugiego. Walnął go w brzuch.
- Gdzie ona jest? Mów!- warknął.- A ty mów, zajmę się twoją córą, albo kogoś po nią wyślę.
-
- Ugh! Tylko piśnij to wiesz co jej zrobimy!
- To porucznik Attis! Ona pociąga za sznurki!
- No i chuj. Teraz już nigdy nie zobaczysz tej małej szmaty.
-
- GDZIE ona JEST?- warknął do strażnika, grożąc mu pięścią.
-
- Ha kurwa! Myślisz, że pozbędę się mojej polisy? Ja was znam, biali, chędożeni rycerze. Wszystko, byleby uratować niewinnych. Też kiedyś taki byłem, aż do pewnego momentu. Kiedy zdałem sobie sprawę, że cały świat ma cię w dupie i liczysz się tylko ty dla siebie!
-
Wiking szybkim ruchem wepchnął mu szmatę w usta, i przytrzymał lewą rękę, przyciskając ją do podłogi. Przyłożył miecz jak nóż do marchewki i ciął, odcinając strażnikowi mały palec. Poczekał aż zbir wydrze się ie będzie mógł w szmatę, po czym wyjął mu ją.
- Mów.
-
Zbir zaczął się szarpać, jak tylko przyłożyłeś mu swój metrowy miecz do dłoni. Przez to ostrze ci się omsknęło i zamiast jednego palca, pozbawiłeś strażnika całej dłoni. Nawet szmatka nie potrafiła zagłuszyć tego krzyku, a późniejszego płaczu.
- Ty pojebie! Moja ręka! Ona jest w kanałach!
-
- Gdzie dokładnie? Kanały są duże.- spytał.- Jestem jedyną osobą, która może zatamować krwawienie z tej ręki. Mów szybko, to przeżyjesz.
-
- Zaaachód! Niższy zachód!
Krzyczał jeniec nie przestawając łkać.
-
– Dzię-kurwa-kuje!- odpowiedział wiking. Ciosem pięści znakautował zbira.– Dobra, gdzie na zachód stąd jest najbliższe zejście do kanałów? – spytał zarówno drugiego strażnika, jak i jednoręcznego kompana.
-
Wyprawa zamknięta na prośbę uczestnika.