Forum Tawerny Gothic
Tereny Valfden => Dział Wypraw => Zakończone wyprawy => Wątek zaczęty przez: Torstein Lothbrok w 19 Kwiecień 2016, 20:04:34
-
Nazwa wyprawy: Zmiana obstawy
Prowadzący: Yarpen aep Thor
Wymagania: 50% specjalizacji w dowolnej broni
Uczestnicy: Ashog, Kazmir aep Groth, Torstein Niedźwiedzia ÂŁapa.
Wiking siedział właśnie w Tawernie, czekając aż Kazmir i Ashog tu dotrą. Trochę trzeba było obgadać, zanim się ruszy. Przy okazji raczył się miodem, póki nie był na służbie. W karczmie jak zawsze było pełno Bękartów, nie widział jednak na razie tych których chciał widzieć.
-
Pierwszy zjawił się krasnolud.
- Witaj! Ashog czeka w magazynie aż mu znajdo odpowiednio duże kalesony. Powiedział siadając na stołku. - A więc trafił nam się najlepszy przydział z możliwych. Dodał z tycią nutką ironii.
-
-Witaj, witaj. Cóż, jeśli mają dać mu odpowiedni rozmiar, to niech zszyją kilka sztuk. Może nie pęknie. Hehe.- zażartował.-Wiesz coś o regionie do którego zmierzamy?
-
- Chuj dupa i kamieni kupa, serio. Kardon, całe Rewar to góry i wielkie puszcze, ciągnące się kilometrami. Z małą liczbą bezpiecznych miejsc. Tamtejszy hrabia tak zapuścił te rejony że szaleją tam bandyci wszelkiego autoramentu. Kardon oczyściliśmy na zlecenie szlachcica Siliona Ereno aep Mor.
-
Do Tawerny przyszedł też i Ashog, wielki zielony ork z kosą z czarnej rudy i pawężą na plecach. Paweży używał jak zwykłej tarczy. Podszedł do wikinga i krasnoluda.
- Thorom-ka. Przywitał się
-
-Cześć wielkoludzie. Ile pancerzy pozszywali byś mógł to nosić?- zaśmiał się. W końcu, nawet giganci z Jotunheim by się nie powstydzili go.
-
- Dostałem płachte na konia. - wskazał płaszcz. - Gotowi?
-
-Gotów. Chodźmy po jakiś wóz, czy cuś.
-
- Weźmiemy naszą szkapę, Miodka. Wóz oczywiście też. I wyszli, schodząc na dziedziniec zamkowy by tam skierować się do stajni.
-
-Ciepłe są tutaj Hemisy.- zarzucił-Kto nazwał konia Miodek?
-
- Dla mnie to skwar! (http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Klimat_Valfden#Strefa_nizinna) A nie pamiętam. Kupiliy go w Miodowie. Właściwie to jest klacz...
-
-Może Miodka?-zasugerował.-Ashog, powozisz? O ile się wóz nie zapadnie od Twoich gabarytów. Hehe.
-
//Mam grype żołądkową, zawieszam questa
-
//Kontynuujemy
-
-Macie jakieś przewidywania do owej misji? Coś niespodziewanego może się stać?
-
- Tak. Rzekł wsiadając na podstawiony z Miodkiem wóz, zasiadł na koźle wozu - Mogą na nas napaść wampiry z pobliskiej twierdzy. Bękartów jest za mało na jej zdobycie.
[member=25802]TheMo[/member] odejmij Miodka ze stajni
-
Wiking poklepał wampirobójcę i usiadł na wozie.
-Pestka.- odrzekł.-Jedźmy więc, Kaziu.
-
- Nas jest trzech, wampirów jest ponad setka. Dodał wsiadając na wóz, ten lekko zaskrzypiał i się ugiął. - Nie lekceważ przeciwnika który może żyć wiecznie, i ma wieczność na nauke.
-
-I który nie może wyjść na słoneczko, bo stanie się kupką popiołu. No i którego srebro tępi jak ogień las. Ale dobra. Powaga się przyda.- odrzekł.-Ashog, mało wiem o orkach. Powiedz no coś o was.
-
- Mamy Hemis, w zime mogą se i z gołym pitokem latać i nic im nie byndzie. Wio! Smagnął kobyłę batem i z "piskiem kurzu" gwałtownie ruszyli w drogę.
-
-Gdzie wasz duch walki?- zapytał.-Przecież nie będziemy w tej warowni sami. Co nie?
-
- Owszem, sami. Orkowie to rasa prawie tak stara jak Draconi i Elfowie a ich powstanie ściśle związane jest z ewolucją jednego z gatunków trolli żyjących na górzystych terenach wyspy Varrok. Charakterystyczną cechą tej rasy jest wysokość i potężna budowa. Klasyczny Ork to ponad dwu metrowy kolos zbudowany przede wszystkim z mięśni. Tężyzna fizyczna jest więc jednym z największych atutów Orków, które już od najdawniejszych czasów musiały mierzyć się z potężnymi przeciwnikami by wywalczyć sobie obecną pozycję. Kolejną spuścizną pozostawioną przez trolle jest gruba skóra pokryta swoistymi wypustkami sprawiająca, że Orka bardzo trudno jest zranić. Te dwa czynniki spowodowały, że przez bardzo długi okres czasu Orków określano jako tępych osiłków, nie mających szans na ucywilizowanie się. Pogląd ten jednak się nie sprawdził i dzięki częstemu obcowaniu z kulturą innych ras Orkowie również zaczęli się rozwijać.
Podstawową jednostką społeczną stał się klan mający najczęściej charakter wędrowny. Na ich przedzie stoją zazwyczaj władający magią szamani, zajmujący się kontaktowaniem z bogami i uzdrawianiem. Niżej w hierarchii znajdują się hersztowie i wojownicy pełniący funkcję obrońców klanów, potem są myśliwi, których zadaniem jest dostarczanie klanowi pożywienia a na samym dole znajdują się zwiadowcy, pełniący często funkcję posłańców przekazujących informacje z klanu do klanu. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
-
-Mogę zobaczyć to Twoje mieczysko?- zapytał z ciekawością.
-
- Tylko z szacunkiem, należało do wielkiego wojownika. Aragorna Tacticusa, chuja, ale patrioty. Powiedział podając miecz.
-
-Tacticusa?- odrzekł odbierając potężną broń. Oparł ją o kolana i pogładził po czarnym ostrzu.-To nazwisko naszego komandora.- powiedział chwytając miecz za rękojeść, oburącz. Jak na miecz dwuręczny był lekki. Ashog może nawet wywijał nim jedną ręką. Oddał miecz właścicielowi.-Miecz godny wielkich wojowników. Też mam miecz od Tacticusa.- powiedział klepiąc spoczywający przy pasie Grabarz.
-
- Melkior to syn tej czarnej... mendy. Ashog idealnie go podsumował. Wtrącił z kozła krasnolud, mijali Miodowo.
-
-Nie wybiera się rodziców. Dla postronnych mogą być kimś wielkim, dla rodziny najgorszym paskudztwem.- obejrzał się na wieś.-Ciekawe, ile jeszcze razy będę widział tą wieś. Nie zdziwiłbym się gdyby mnie mieszkańcy pamiętali lepiej niż krewnych... Kaziu, a ty coś powiesz o sobie? ÂŁatwiej się walczy i umiera, wiedząc kogo ma się u boku.
-
- Nikt z kronikarzy nie twierdził że Aragorn był wielkim wodzem, naprawde wielkim Był czarnym draconem, są podziały co do jego moralności.
-
-Powiedziałeś, że był wielkim wojownikiem, jak dla mnie to starczy.
-
- A jużci. Ja do pełnoletności (40 lat u krasnoludów) na przodku robił w kopalni ojca. Potem rzech sie do Kruków zaciągł. Co do Kruczego Bractwa był to 2 pluton, 4 kompanii, 8 batalionu, 10 pułku, 1 dywizji, 4 korpusu, XV Komturii Kruczego Bractwa a raczej resztki Pietnastki... - Wyrecytował aż się zasapał - Teraz to cień dawnej potęgi... Przed upadkiem asteroidy Ghuruk zajmowało południowe wybrzeże kontynentu jak byśta nie wiedzieli, po katastrofie ocalały jedynie północne granice państwa. Z czasem nawet one zostały utracone na rzecz bestii z Ignis Terra. Zdesperowani Ghurukczycy najechali neutralne do tej pory ziemie należące do lokalnej szlachty. Po krwawej wojnie o dach nad głową odbudowano królestwo jaszczuroludzi na zgliszczach zamków i miast neutralnych możnych. I tysiącach trupów... kurwa. Jebane gady mogły się dogadać, ale po co nie? Lepiej podbić i zniewolić wszystkich. Bractwo się nie pozbierało po tym, resztki pomagają w obronie Torgonu. A i tutejsza Komturia padła. Ja po upadku Mgły wiozłem prośbe o wsparcie do XVI Komturii. Podtarłem się tym jak dowiedziałem się że nie istnieje od 10 lat.
-
-Wypiłbym za Twoją historię, gdybyśmy mogli na słuzbie, Kaziu.- odetchnął chłodnym powietrzem.-Jeśli chodzi o mnie, by być kwita, to cóż. Byłem synem jarla, gdzieś na wyspie, chyba Aw Dradar. Nie podobały mi się jego metody, w cholerę okrutne. W końcu wydziedziczył mnie i wyrzucił, rozgniewany tym że nie traktuję poddanych jak wczorajszych śmieci. Najmowałem się to tu, to tam i trafiłem tutaj.
-
- Nie mogłeś go zabić? Tak się chyba u was zdobywa władzę co?
-
-Ojciec to ojciec. Równie dobrze, możnaby zabić matkę bo sprzedała Ci klapsa. Ukarał nieposłuszne dziecko - tyle. Potem zrozumiałem to co chciał mi przekazać: lepiej rządzić silną ręką by ludzie wiedzieli gdzie ich miejsce, niż być ukochanym władcą burdelu, nie państwa. Co się z nim stało - nie wiem. Myślę że dalej tam rządzi. Był raczej w sile wieku gdy opuszczałem wyspę.
-
- Szkoda że zrozumiałeś to po fakcie, wódz ma być skuteczny ale nie powinien być tyranem gnębiącym ludzi. Tfu! - splunął za burte wozu - Kosa między żebra, albo łysy warg dla takiego.
-
-Warg?- spytał zdziwiony wiking.
-
- Wargi są dalekimi kuzynami wilków. Dorastają do około 3 metrów długości oraz 1,5 m wysokości. ÂŻyją w stadach, najczęściej przewodząc mniejszym wilkom. Często też żyją w samotności. Dzikie Wargi są rzadko spotykane, z racji spokojniejszego usposobienia od zwykłych wilków najczęściej można je spotkać udomowione w orkowych klanach. Wargi to znakomici myśliwi, mają wyostrzony wzrok, słuch i węch. Mogą służyć jako rodzaj wierzchowca unosząc ciężar na swym grzbiecie do pół tony. Są bardzo inteligentne i pojętne. A "ÂŁysy Warg" to kara, wyrywa się delikwentowi zęby, z wyjątkiem kłów. Potem skalpuje i obdziera ze skóry. Skazani zwykle zdychają przy skalpowaniu.
-
-U nas robiło się krwawego orła. Wiązało się ręce do słupów, rozcinało skórę i mięso do kości, po czym odczepiało się żebra od kręgosłupa, by przypominały orle skrzydła, potem zaś na nich się kładło płuca delikwenta, tak by mógł je widzieć. Opcjonalnie sypało się solą.
-
- To chore. Kto normalny tak robi?
-
-Sam się dziwię, ale to kara ostateczna. Czyni się to na przykład zabójcom swoich bliskich. Osobiście nigdy nie uznawałem tej metody. Wolę normalne, bezbolesne ścięcie.
-
- Albo kontrola skarbowa. Komu samogonu?
-
-Poproszę.- rzekł wiking śmiejąc się z żartu Kazia.-Albo bliżej- teściowa.
-
- Macie, z ziemniaków i... kurwa nie pomne z czego. - podał butelkę na tył wozu - Ale pędzone w antycznej dracońskiej aparaturze. Komandor - chwała mu - przywiezł z jakiejś rejzy czy co.
-
Wiking odebrał samogon i pociągnał z niego porządnie, ale nie natarczywie czy wrednie. To był alkohol.
-No niezłe.- rzekł podając alkohol Ashogowi.
-
- Krag to nie jest, ale dobre. Stwierdził po spróbowaniu, odstawił butelkę na wóz. Dojeżdżali do Zajazdu "Pod Kretoszczurem". Zajazd znajduje się w połowie drogi z miasteczka Leamis do miasta Raschet. Położenie geograficzne umiejscowiło go jednak w gminie tego drugiego miasta. Swoją nazwę zawdzięcza specjałowi, który serwuje tutejszy kucharz. Jest to pieczeń z kretoszczura. Specjał ten nie został wybrany przez przypadek. Zajazd znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie ogromnej koloni kretoszczurów, żyjących w okolicznym lesie. Zdarzyło się nawet, że budynek mógł zostać zniszczony przez podziemne tunele gryzoni, którymi usiany jest okoliczny teren. Mając dostęp do takich zasobów, właściciel nie musiał się dwa razy zastanawiać nad daniem głównym, jakie będzie serwowane w jego zajeździe. Zmierzchało.
(http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/a/aa/Lokacje_zajazd_pod_kretoszczurem.png)
-
-Zmierzcha, a tu zajazd mamy. Może zatrzymamy się, przenocujemy i przekąsimy coś panowie?- zaproponował wiking.
-
- A co? Pierdla mata? Tu prawa i sprawiedliwości strzegą te fircyki z Bractwa ÂŚwitu, trakty so bezpieczne jak dziewica w żeńskim klasztorze, godzine przed najazdem wyposzczonych orków, tudzież wikingów.
-
-Nie ufam rycerzykom.- odrzekł.-Ale wy wozicie, Kaziu.
-
- Ostatnio nich cicho, za cicho jak na królewską elitę.
-
- Serio? No dobra. Prrr głupia kobyło! Prrr! Kazik ciągnął za wodze cztery razy nim ten wyjątkowo uparty, bądź tępy, koń raczył się zatrzymać.
- Ale ten, kto płaci?
-
-Kamień, papier, nożyce?- rzucił wiking.
-
- I tak nas nie stać, zdzierają tu. Zobacz czy na wozie w workach nie ma żarcia, winno być bo Tyrr kazał coś wrzucić.
-
Przysunął się do worków i zaczął je przeszukiwać w poszukiwaniu czegoś zdatnego do jedzenia.
-
Była woda, pięć worków suszonego mięsa i chleb. I dwa worki sucharów.
-
-Jest woda, suszony chleb, suszone mięso i sucharki.- powiadomił krasnoluda i orka.
-
- I wódka, nie zapominaj o wódce. No to jedziem dalej, odsapniemy w Raschet.
-
-A do naszego celu ile?- zapytał wdychając chłodne powietrze.
-
- Kilkaset kilosów.
-
-Zejdzie na pogawędkach i piciu.- odrzekł ściągając z pleców kuszę. Włożył w jej strzemię nogę i zaczął ją naciągać. Po chwili odłożył ja na plecy. Chciał by w razie czego była gotowa.
-
- Nie przesadźta jeno, mroźno jest a picie na mrozie służy jeno moim ziomkom.
-
-Mrozie? Poczekajcie aż się porządnie ściemni. Poczujecie wtedy chłodek, Kaziu.
-
- Pfff... Zdjął płaszcz, zatrzymał wóz i zaczął ściągać napierśnik, rzuciwszy to na pakę wozu podwinął rękawy i ruszył dalej. Marudząc na upał. Starał się jechać prosto, jednocześnie jakoś rychtując kuszę.
-
-Niczego nie musi cie mi udowadniać, Kaziu.- odrzekł podając mu jego samogon po swoim łyku.
-
- Dzieci... Ork pokręcił głową, pochwycił kawał suszonego mięsa i zajął się jedzeniem.
-
- I nie mam zamiaru, mi jest serio gorąco. A to skórzane gówno nawet przed ugryzieniem psa cie nie ochroni.
-
-Awansujemy to dadzą nam kolczugi.- odrzekł.-Ashog, ile sobie zim w ogóle liczysz?
-
- 26. Odpowiedział na chwilę przerywając konsumpcję.
-
-To wychodzi że ja najmłodszy. W tym roku mi chlaśnie 18'tka. Za bodajże miesiąc. I trzecia rocznica wydalenia przez ojca.
-
- To trzeba to opić, ale nie teraz. Kto mnie zmieni? Do Raschet blisko, nawet zarys murów widać.
(http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/images/0/05/Lokacje_raschet.jpg)
-
-Ja mogę.- odrzekł wiking.-Opijemy jak wrócim.
-
Krasnolud zatrzymał wóz, przeszedł na tył i z powrotem nałożył pancerz by jakoś wyglądać.
-
Wiking zajął dawne miejsce krasnoluda i dał zwierzęciu znak by wznowiło marsz. Miodek wykonał polecenie.
-Wiadomo czemu wampiry tam atakują?
-
- Bo mogą, to renegaci. Dawniej Hrabia Cadacus trzymał władze nad klanami, ale nie potrafił zmienić skostniałęgo prawa sprzed... dawna. Ashog podaj chlebka. Kontynuując, Cadacus uznał że wyda dekret rozwiązujący Sabat Wampirów Numeronu. Tylko że zjebał po całości, bo tak naprawdę powiedział im; "Nie lubie polityki i nie mam pomysłu, spierdalać".
-
-Możesz od razu zarzucić mięskiem.- dodał do Ashoga.-A często się te ataki zdarzają? W jakimś schemacie?
-
Ashog podał krasnoludowi spory kawałek chleba, a Torsteinowi mięso. Opowieść Kazia była wielce uproszczona. Tak się zdawało.
- Tu spalona i wyssana wieś, tam wyssane kilka domów w środku miasta. Renegatami są głównie młode wupy.
-
Usłyszeliście tętent kopyt za wami.
-
Wiking ugryzł mięsa i położył rękę na rękojeści miecza, odstawiając mięso koło siebie.
-Jadzie ktoś.- powiadomił kompanów.
-
- Ma prawo. Odpowiedział nie przerywając jedzenia.
-
-Może to wróg jakiś czy cu? Ja tam wole mieć zapas ostrożności.- ugryzł znowu mięsko.
-
- Vivat Bastardus Rasher... Kurcze, zawsze mi się myli... Wyrzucił z siebie jeździec podjeżdżając na tyle blisko że dostrzegliście jej twarz i jedno spiczaste ucho, drugie było ukryte pod rudymi włosami.
-
-Nihil est victoria dulcis.- odrzekł odkładając mięso.-Pani to kto? Imię, stopień, poproszę?- dodał.
-
- E, a tak. - wydawała się być strasznie... niepewna siebie - Nora, szeregowa. Mam dla was nowe rozkazy, dobrze że was dogoniłam! Ale ten... rozkazy! Ekhm. Macie jechać do K'efir, przeprowadzić rekonesensus? No... jakoś tak.
-
-Kaziu, Ashog, wiecie gdzie to?- rzucił na tył wozu.-Dziękuję Nora. Zabierasz się z nami, czy wracasz do Bastardo?
-
- Wracam wracam. I odjechała.
-
- Ja wiem, byłem tam wyciągnąć rodzine wampirów przed pogromem, skończyło się małą bitwą... Kefir leży w dżungli, to dziura pełna mend. Czyżby znowu coś się tam stało?
-
-Dobra, niech ktoś inny powozi, bo ja niezbyt wiem gdzie to.- odrzekł dojadając mięsko.-Daleko to?
-
- Jedź jak jechałeś, to główny trakt. I tak trzeba Raschet minąć.
-
Dał znak Miodkowi by troszeczkę przyśpieszył marsz.
-Bliżej to niż Kardon?
-
- Tak jakby, trzeba przed stolicą w lewo. Zaraz byndzie ciemno! Faktycznie! Było coraz ciemniej. A krasnolud był coraz bardziej podpity, Kaziówka znikała dość szybko.
-
-Kaziu, przystopuj z piciem. Napruty nic nie ubijesz. Powiesz mi kiedy skręcać.
-
- Alkohol zwinksza wartość bojowo krasnoluda! Dobrez jadziesz, jest Raschet. Rashet jest stolicą gminy o tej samej nazwie, a zarazem jednym z największych miast w hrabstwie Kevan, zamieszkiwanym przez niecałe 10 tysięcy ludzi. Na położonym nieopodal wzgórzu, oddalonego o kilka kilometrów od miasta, znajduje się twierdza Bractwa ÂŚwitu. Z jej licznych wież można dostrzec całą sylwetkę miasta, składającą się na dziesiątek domów o dachówkach w czerwonej barwie, wysokich kominów zakładów produkcyjnych i kilkoma większym budynkami okalającymi ogromne centrum miasta. Jednak najbardziej zadziwiającym widokiem jest ogromne drzewo wyrastające ponad wszystkie budynki, kilkutysięcletni dąb, miejsce kultu druidów i czcicieli Ventepi. Miasto otoczone jest setkami hektarów żyznych pól i bujnych łąk. Mieszkańcy wierzą, że bardzo duży wpływ ma na to ich bogini natury i ich prastare drzewo. Wykorzystując te dary, miasto stało się przykładem prężnie rozwijającej się gospodarki której głównym dochodem jest produkcja żywności. Okoliczne młyny nieustannie w czasie żniw mielą ziarna na mąkę, piekarnie wypiekają swoje wyroby. Trzoda chlewna również ma w tym swój udział. Okoliczne rzeźnie słyną z najsmaczniejszych szynek, wędzonych w dymie sporządzonym z tajemniczych mieszanek drzew i okolicznych ziół. ÂŻywność jest ciągle w ruchu. Brukowanymi traktami wysyłana jest na północ w kierunku Atusel, na północny-zachód w stronę Efehidonu, na zachód do hrabstwa Verran i oczywiście do pobliskiej twierdzy Bractwa
-
-Jadziem dalej czy postój?- zapytał rozglądając się po stolicy.
-
Bramy na noc są zamykane a my mieliśmy farta wjechać jako ostatni.
- Nie mamy innego wyjścia jak nocować, wjedź do stajni.
-
Wiking zlokalizował stajnię i skierował doń Miodka. Tam wstrzymał ją. Koń, a wraz ze zwierzęciem wóz stanęły.
-Idziem do gospody czy zostajem tutaj?
-
- Przeca nas nie stać.
-
Torstein przetarmosił się na tył wozu, do orka i krasnoluda.
-No to cóż. Mamy calą noc. Jeszcze troszku tego samogonu, chlebek i mięsko.
-
Noc minęła spokojnie, nikt nawet nie chrapał. Wyjechali wczesnym rankiem po czymś co można nazwać śniadaniem. Tylko nazwać.
-
//Niech teraz ktoś inny powozi, bo Isu powiedział, że do powożenia potrzeba jeździectwa.
-No to jadziem.
-
//Ashog umi
Wozem powoził Ashog, z racji iż tylko on umiał zrobić to tak by jechać prosto i nikgogo nie pozabijać.
- Torstein, mówiłeś żeś z Aw Draddar. Czy nasz gość przypadkiem stamtąd nie pochodzi?
-
-Tak, Ingrid stamtąd. I skoro jest córką jarla, jak ja to cóż...- zatrzymał się, bo sam jeszcze tego nie pojmował.-Mam siostrę, o której nie wiedziałem. Ale zawsze myślałem, że jestem jedynakiem. Jedyne co mi przychodzi do głowy, to to że co kilka miesięcy objeżdżał wyspę i sprawdzał jak pracują zarządcy dzielnic. Może wtedy zrobił bachora...
-
- Albo ktoś wyzwał twego ojca i sam został jarlem.
-
-Na Aw Drawar nie było lepszych od niego. Jego oświadczyny polegały na pokonaniu największych wojowników wyspy, by udowodnić mojej matce godność, bo cóż, uznała ze bycie jarlem to nie wszystko. Ale jeśli jarl zostanie pokonany w pojedynku to jego kat przejmuje władzę. Nie sądzę jednak by przegrał...
Nie mógł...
-
- A ten pojedynek to musi być bardzo uczciwy?
-
-Tak. Dostaje się po jednym mieczu, jednym toporze i dwie drewniane tarcze do zużycia, walczy się bez zbroi. Zero magii i alchemii.
-
- A jak bym po prostu zastrzelił chuja z pistoetu? To co?
-
-To by Cię ścięli, albo coś gorszego, Kaziu.
-
- Hahaha. Z drugiej strony, walka to walka. Ważne jest jak zabijemy przeciwnika? Ma być szybko i sprawnie, a nie fektownie.
-
-Niby tak, ale w tym pojedynku chodzi o to by udowodnić przyszłym poddanym że jest sie godnym przewodzenia im.
-
- A szybkie zabicie przeciwnika nim nie jest? No... dziwne ale co kraj to obyczaj.
-
-Chodzi o honor. Czy zastrzelenie kogoś z toporem, jest honorowe? Nie mówię o walce normalnej, tylko pojedynku rzecz jasna.
-
- Honor jest przereklamowany, co komu po honorze skoro jest chujowym politykiem? Czasy się zmieniają, dziś honor to relikt. Liczą sie piniondze jeno. Posmutniał.
-
-Honor odróżnia wartych czegoś wojowników od pijawek którym zależy tylko na monetach, Kaziu.
-
- Ale czasy prostych wojowników już minęły, opowiadałem o Kruczym Bractwie no nie?
-
-Tak. K'efir- czego się tam spodziewacie?
-
- Chaosu, dostaliśmy z Kilianem zadanie ochrony osady K'efir, a konkretnie wampirzej rodziny. Niestety, w wyniku działań podejrzanego kapłana w okolicy zaczęło wrzeć. W końcu doszło do zamieszek i napaści dzikich wampirów na miasteczko, z pomocą Renfri - będącej tam zarządczynią - udało się nam wycofać z kotła i rzezi jaką zgotowali dzicy tamtejszej ludności. Nie wiem czy niedoszła macocha Melkiora żyje.
-
-Szykuje się rzeź i rozpierdol.- odrzekł rozglądając się po drzewach.
-
- Raczej tak, osadę mogli zająć bandyci.
-
-No to poślemy ich do grobu.- odrzekł.-W trybie przyśpieszonym.
-
Ork nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął. Tego jednak Torstein nie widział gdyż Ashog siedział i powoził. I tak jechali, trzy dni aż dotarli na skraj dżungli.
-
-Dżungla jak u Kazia pod pachami.- rzucił.-Uda się wjechać w nią wozem?
-
- Na jajach mam gęstsze, pokazać? Chwycił za rozporek - No jo, toć tu normalnie trakt leci. Przed Kefir so jakies osady, a sama mieścina leży nieopodal sporej polany.
-
-Nie musisz niszczyć mi psychiki, Kaziu.- odrzekł wymachując rękoma jakby chciały mówić "stanowcze nie!".-No to jadziem.
-
- Zara! Srać mi się zachciało. Zeskoczył z woza i udał się w krzaki.
-
-I tak oto zginęła naturalna flora i fauna tej wyspy.- rzucił gdy Kazio zniknął w krzakach.
-
- Słyszałem! Dało się słyszeć od strony tropikalnego lasu, krasnolud miał problem. Krecik nie bardzo chciał opuścić tunel. Zanosiło się na dłuższe posiedzenie na łonie Ventepi.
-
-Jak już spuścisz tą bombę to zapakuj w coś. Może bandyci uciekną!- dodał.-Biedna ta Ventepi.
-
- Z kim ja pracuje? Spytał świat jako taki, sam zszedł z wozu i chwyciwszy miecz zrobił kilka kroków na przód.
-
-To ja tu poczekam, podczas gdy wy czynicie bluźnierstwa na ziemi Ventepi.- rzekł śmiejąc się.
-
- Cicho. Coś słysze...
-
Torstein ściągnął kuszę z pleców. Naciągnięta kilka dni temu. Położył bełt na łożysku.
-Skąd?- szepnął.
-
Ashog nie zdążył odpowiedzieć, zza zakrętu wyłoniła się grupa 5 osobników. Zauważywszy nas chwycili za broń i ruszyli do ataku.
5x http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Bandyta
//Są 40m od nas, jest dzień. 11*C
-
Torstein wycelował w jednego z nich i wystrzelił bełt. Pocisk zaś ugodził go w pierś i rzucił na ziemię martwego. Następnie rzucił kuszę na wóz, zeskoczył z niego i stanął koło Ashoga, dobywając z pochwy Grabarza, z sykiem którego nie pozazdrościłby wąż. Nie był to czas na żarty, choć kilka się nasuwało. Czekali na przeciwników. Jak powiedział, wyślą ich przedwcześnie do grobów.
4x bandyta
-
- WAAAGH! Ryknął Ashog nacierając na bandytów, puścił się biegiem z mieczem gotowym do cięcia, jego potężne ostrze niemal nie napotkało na opór gdy po prostu złamało mosiężny mieczyk bandyty, usiłującego sparować cios. Czarna klinga orka pomknęła więc dalej, rozpoławiając czerep bandyty...
3x bandyta
-
Za orkiem rzucił się Torstein. W ślad za nim także z rykiem furii.
-GRADY!!!- wrzasnął wykonując oburęczny cios miecza i również łamiąc miecz bandyty, niczym wykałaczkę. Następnie, używając ramienia i masy całego ciała popchnął bandytę na drzewo i przebił jego zbroję oraz pierś, przybijając go do drzewa. Tak konającego zostawił i dobył swojego mosiądzowego topora którym wybił z ręki miecz kolejnego zbója, po czym chwycił go za fraki i rzucił na ziemie, gdzie wymierzył w jego twarz 5 ciosów swą bronią, czyniąc jego głowę miękką papką pokruszonych kości, poćwiartowanego mięsa polanego krwistym sosem. Ostatniego skurwiela zostawił Ashogowi.
1xbandyta
-
- Kurwa! Krasnolud zdążył się wysrać i podetrzeć akurat gdy zaatakowali, z gołą dupą wybiegł z lasu - niczym najpiękniejsza driada biegnąca majestatycznie po leśnej polance - dopadł do wozu i sięgnął po nabitą wcześniej kuszę, przycelował w ostatniego wystraszonego przeciwnika i wypuścił bełt prosto w jego serce.
-
Wiking dopiero teraz przestał masakrować twarz zbója. Szał jednak go nie opuścił. Podpiął topór pod pas i wrócił do tego przybitego do drzewa. Jeszcze żył, ostatkiem sił. Chwycił za miecz i wyciągnął go. Dając się do końca wykrwawić zbójowi.
-Szał Berserkera.- rzekł patrząc jeszcze raz na zmasakrowaną "twarz" byłego przeciwnika.-Kaziu, ubierz portki i jadziem. Hmm głodny jestem.- kto byłby teraz głodny? Tylko berserk. Schował miecz i władował się na wóz. Wyciągnął chlebka i mięso i zaczął się zajadać.
-
<huh> Taka była mina krasnoluda. - Eeee. Podrapał się po
brodzie na dupie i poszedł założyć spodnie.
-
-Czasami w boju się nam zdarza wpadać w taki szał. Niektórzy go nie kontrolują i biją też swoich. Inni go potęgują różnymi substancjami. Ja na szczęście panuję.- rzekł nie przerywając jedzenia.-Było kupić jakiejś wódki na postoju. Masz coś jeszcze Kaziu?
-
- Grzybki? Nasi też mają berserków. Ork przeszukał ciała zabitych, pozabierał ich mieszki oraz wszelkie dobra. Wsiadł na wóz.
-
-Tak, grzybki. Hehe. Coś tam znalazł u nich?
//Wziąłeś ich bronie?
-
- No zostało, masz. Odparł podając butelkę z ostatnimi może 20 łykami. Wdrapał się na pakę i z zazdrością spojrzał na Ashoga.
//Nie
-
Torstein upił trochę i podał orku.
-Czekajta, pozbieram ich broń to potem się uda sprzedać za troche.
Zszedł, pozbierał miecze i sztylety. I zapakował na wóz.
//Mogę wpisać to do kp ale w realu byłyby na wozie? Głupio by wyglądało jakbym chodził z 6 mieczami.
//Zabieram:
5x
Nazwa broni: miecz bandyty
Rodzaj: miecz
Typ: jednoręczny
Ostrość: 13
Wytrzymałość: 15
Opis: Wykuty z 0,94kg mosiądzu o zasięgu 0,9 metra.
10x
Nazwa broni: sztylet bandyty
Rodzaj: sztylet
Typ: jednoręczny
Ostrość: 23
Wytrzymałość: 30
Opis: Wykuty z 0,62kg stali Valfdeńskiej o zasięgu 0,3 metra.
-
//Technicznie nie bo wóz nie ma stat. Ale! Wrzucimy to na Miodka, po to on jest. Fabularnie będą na wozie, ale od strony mechaniki na Miodku. Wiem, gupie
Ashog: 44grz.
2x
Nazwa: Srebrny pierścień
Wartość: 30 grzywien
-
- Troche grzywien i dwa srebrne pierścienie. Ruszamy?
-
-Możemy jechać.- odrzekł układając miecze i sztylety.-I co, takich kurwi będzie tu więcej?
-
- No skoro natknęlismy sie na patrol to tak. Kurwa... ukryjmy wóz i podejdźmy pod K'efir lasem. Wpadanie na pełnej kurwie zostawmy Weteranom.
-
-Dobry plan. Trzeba tylko wóz schować. Robimy ten rekonesans, unikamy walki i spierdalamy?
-
- Unikamy walki?
-
-ÂŁatwiej się będzie skupić na zwiadzie. Ale jeśli jacyś się pod topór podwiną to nie będziemy się powstrzymywać.
-
- Preferuję opcję "najpierw strzelaj, potem pytaj".
-
-No dobra,robimy to po waszemu.- podszedł do wozu i zdjął zeń swoją kuszę, naciągnął ją i założył na plecy.
-
I poszli, lasem w stronę K'efir. Niespecjalnie się skradając, krasnolud nawet nucił (https://www.youtube.com/watch?v=ytWz0qVvBZ0) pieśń zasłyszaną w Ekkerund. W końcu, jakieś 40 metrów dalej dostrzegli palisadę, w złym stanie. Dawnej bramy strzegli dwaj bandyci. Krasnolud dostrzegł wyrwę w murze. Nie pilnowaną.
- Torstein, Ashog, wyrwa. Osłaniam.
-
Wiking kiwnął głową na znak że rozumie i poklepał po ramieniu orka. Udał się w stronę wyrwy.
-
Ashog pobiegł za Torsteinem, przylegając plecami do rogu jednej z chat.
-
-Zdejmujemy ich?- szepnął do orka dotykając kuszy.
-
- Nie, pilnują bramy. Odparł krasnal który doszedł do ich ściany, wyjrzał za róg. Wąska uliczka była pusta. Nałożył kaptur na łeb.
- Tamta chata ma otwarte drzwi. Panie przodem. Rzucił do wikinga.
-
Torstein nie zwrócił uwagi na docinkę i udał się sprawnie do chatki, niby się skradał, ale też pobiegł. Skradany bieg.
-
Była pusta, reszta ekipy wlazła do środka. Kazio zamknął drzwi i zatrzasnął okiennice.
- To czekamy do zmroku mordy. Co nie?
-
-Ta jest. Stanę na straży, to jest - będę lampił się w okno.- odrzekł.
-
- O ja pierdole... Rzekł wchodząc w głąb chaty, zauważył komodę z dużą ilością butelek, zawierających alkohole z 8 świata stron. A może i nawet z 16?
- Jesteśmy zgubieni, nie wyjdziemy stąd żywi.
-
-Kaziu, zachowaj trzeźwość. Napijemy się później.- rzekł stanowczo.
-
- To jest krasnolud, on musi by żyć. Mawiają że jego rasa ma zamiast krwi alkohol, i musi go uzupełniać. Inaczej głupieją, jak Kazmir w tej chwili.
-
-Dobra. Ale jedna flaszke, bo dostanie szału krasnalserkera.- odrzekł. Poczuł się dziwnie, jakby dowodził.
-
- Jesteście podli. Po prostu. Krasnolud się obruszył, nadął się i sięgnął po flaszkę z różowawym płynem. Posmakował, było dobre. - Jestem obrażony.
-
-Napijesz się to Ci przejdzie.- popatrzył na trunki.-Chociaż, Ashog, skoro żarcia nie wzięliśmy, to można się napić. Co tam jest Kaziu?
-
- To jest jakieś malinowe coś, dobre! No i cały kredens wódek z całego świata. Kurwa. Czyja to chałupa? Milionera jakiego?
-
-No dobra, ale całego kredensu nie chlejemy... to jednak nie zabrania nam wzięcia napojów.- powiedział z uśmiechem.
-
- Ktoś idzie ulicą. Powiedział wyglądając przez niedomknięte okiennice.
-
Wiking zdjął z pleców kuszę, już naciągnięta i nałożył bełt. Podszedł do okiennicy, jednak tak by nie dało się go zauważyć. Począł się rozglądać.
-
Szło nią 4 bandytów z czego jeden był ubrany jak bogaty kupiec, troje z nich przeszlo bokiem. "Kupiec" zaś zaczął dobierać się do drzwi...
//Staty jak poprzednio
-
Torstein podszedł pod drzwi i czekał aż ubrany na bogato pucybut otworzy drzwi.
-Ja strzelam, ty go wciągniesz tu, Ashog.- szepnął, celując z nabitej kuszy.
-
Ork gdy tylko zauważył otwierane drzwi pociągnął za klamkę, tak by tamten wpad do środka.
-
"Gość" upadł na podłogę w domu. Próbował wstać, ale podnosząc głowę zauważył wikinga, orka i krasnoluda. Ten pierwszy celował w jego głowę z kuszy.
-Piśnij a zrobię z Ciebie szaszłyk.- rzekł oschle wiking.-Zwiąż go, przepytamy go.- dodał do orka.
-
- Niby czym? Ork dobył miecza, używając rękojeści ogłuszył osobnika. - Poszukam czegoś.
-
Wiking z nie małym trudem wciągnął bandytę do domku i zamknął drzwi, czekając aż ork coś znajdzie.
-
Znalazł, Kazio na coś się przydał i związał delikwenta. Przeciągnął go do drugiego pokoju gdzie było zdecydowanie mniej okien, nie bardzo wiedział co dalej.
- Cucimy?
-
-Cucimy.- rzekł strzelając z otwartej ręki w pysk delikwenta. Zostawił zaczerwienienie na jego lewym policzku.
-
Facet zaczął się budzić.
-
Wiking z lekka zniecierpliwiony strzelił mu jeszcze raz, trochę mocniej.
-Pogadamy sobie.
-
- Co co... co jest kurwa! Krzyknął. - Kim wy do chuja jesteście?!
-
Wiking walnął go pieścią w twarz, ale nie tak by go ogłuszyć.
-Morda psie! Gadasz gdy Ci pozwolimy.- odrzekł mu.-Kim jesteś? Co tu robicie? Ilu was jest? Kto wami dowodzi? Mów szybko i zwięźle.
-
- Pierdol sie chuju!
-
Bandyta dostał kolejny strzał w pysk.
-Ashog...- powiedział zniecierpliwionym głosem Torstein.-Pogadaj z panem.
-
- Nie, bo go zabije. Nie jestem delikatny. Melkior ma talent do przesłuchań, po ojcu.
-
Wiking złapał delikwenta za szyję. Mocno. Dusił go, pewnikiem zdenerwowany.
-Radzę Ci od serca, gadaj.- rzekł puszczając go i dobywając topora przyłożył go do palców prawej ręki gnoja.
-
- Khy... khe... Dobra kurwa! Jesteśmy bandą Grubego, i tera to nasze miasto chuje!
-
-Dziękuję.- pieprznął go w tak mocno, że zbój stracił przytomność.
-Co teraz robimy, panowie?
-
- Bo ja wiem? Musiałeś go pozbawiać przytomności nim powiedział coś przydatnego? ÂŚciemnia się, wtopimy się w tłum i pójdziemy do karczmy powęszyć. A jego... trzeba wyeliminować.
-
-To go dobij. Nie zabijam jeńców.- odrzekł.
-
- Czas się nauczyć. Powiedział strzelając z kuszy w łeb nieprzytomnego więźnia. - Idziemy.
-
-Skoro tak mówisz, postaram się.- rzekł podchodząc jeszcze do trupa w celu przeszukania go. Zaczął sprawdzać kieszenie i inne schowki w poszukiwaniu kosztowności.
-
Nie znalazł nic. Drużyna opuściła dom po zmroku.
//Sory za 0 jakości ale coś mnie mięśnie bolą
-
//Jak chcesz to możemy zrobić przerwę.
Wiking zarzucił na głowę kaptur i zaczął nasłuchiwać odgłosów karczmy, w kierunku których mogliby się udać.
-
W "mieście" była tylko jedna, jej nazwa była nie istotna. Stała niemalże na środku miejscowego rynku. Ulice były niemal puste, zewsząd dochodziły odgłosy urządzanych libabcji.
-
Wiking, a z nim pewnie drużyna udał się na owy rynek. Miał szczerą nadzieję że nie rozpoznają w nim nie swojego.
-
Nie rozpoznali, mimo płaszczy z symbolem Bękartów. Miasto wyrzutków nie zwracało zbytniej uwagi na trzech nowych rębajłów. Kazmir rzucił okiem na pręgież. Wisiała tam blond włosa elfka. Renfri...
-
-Widzę że nie próżnowali.- rzekł cicho patrząc na elfkę.-Dopilnujemy by Bękarty wyrznęły to miasto w pień.- dodał. Mówił to, mimo tego że nie wiedział kto tam wisi.
-
Weszli do miejscowej speluny, usiedli przy jednym z pustych stołów w kącie sali. Niemalże pustej.
-
Wiking nasłuchiwał tego co dało się usłyszeć w tejże prawie pustej karczmie. Wytężał słuch ile się dało.
-
- Tam na szubienicy, to wisiała Renfri. Macocha Melkiora i dawna pani tego miejsca. Spóźniliśmy się.
-
-Zatłukę skurwieli...- odrzekł. W końcu sam wiedział jak to jest stracić rodzinę.-Po nią tu przyszliśmy?
-
- Rozkazy były niejasne, ale domyślam się że to jej mieliśmy pomóc. Sądziłem że zdążymy. Ta elfka była twardą suką...
-
-Co możemy zrobić, prócz pomszczenia jej? I czemu nic mi nie powiedziano?
-
- O czym? Nowe rozkazy dostaliśmy od tej roztrzepanej elfki.
-
-O tej Renfri. Czuję się trochę nie wtajemniczony. Nie ważne. Co robimy?
-
- Bo nie znasz dziejów patologicznej rodziny naszego komandora. Napierdalamy? Tu siedzi czterech. A ta karczma przetrwa oblężenie.
-
-Czytasz mi w myślach, Kaziu. Napierdalamy.- rzekł klepiąc rękojeść grabarza.
-
- Nie sądziłem że jesteście aż tacy głupi, ale dajmy im chociaż szanse dobyć broni co? Ork wstał. - Ej chuje! Kto zajebał Renfri? Po jego pytaniu czwórka gości bawiących w karczmie wstała, zbliżając się nieco.
- Ja, z rozkazu Brutusa. Naszego szefa, a co? Też wam zalazła za skórę?
- Nie... - jego ręka opadła na rękojeść Furii - tak nazwie miecz - Jestem ciekaw jak zginęła.
- Zdradzili ją jej własni ludzie orku, hehehe. Bo broniła nieludzi, takie pokraki jak wy powinny... Nie dokończył bo ork dobył miecza i doskoczył do bandyty, ostrze przeszło bo brzuchu wypruwając na podłogę flaki. Morderca Renfri nie zdążył nic zrobić, stał chwilę usiłując przytrzymać wylewające się wnętrzności. W tej samej chwili jego kompani sięgali po broń. Ashog uderzył następnego, potężne uderzenie niemal odrąbało bark drugiego mężczyzny. Pozostała trójka odskoczyła do tyłu..
3x http://marantwiki.tawerna-gothic.pl/index.php/Bandyta
-
Czasu na kuszę nie było, Ashog poszedł na ostro toteż Kazio nie chciał być gorszy. Dobył topora i natarł na bandytę zasadzającego się na plecy orka zajętego obroną. Krasnolud rąbnął w udo gruchocząc mięśnie, kości i chyba jakąś ważną arterię bo po wyjęciu ostrza buchnęła fontanna krwi. Przeciwnik krzyknął, słabo zaatakował szeregowego, szybko słabł z upływu krwi. Kazmir odbił cios i dokończył dzieła ciosem w mostek.
2x bandyta
-
-Rasher czeka, kurwie syny!-W wikingu znów obudził się szal berserka. Dobył Grabarza i wyskoczył zza stołu i zaatakował go losowy bandyta, kilkakrotnie tnąc od góry, z wściekłością. Nic jednak nie przeszło gardy Torsteina, w końcu Bękart kopnął go z całej siły kolanem w brzuch, najpewniej w jakiś organ, bo bandyta ugiął się i splunął krwią na podłogę, zanim mógł wrócić do pionu, wiking przebił jego plecy na wylot, po czym drastycznym ruchem wyciągnął klingę z ciała i umierające ciało kopnął.
-Niosę słowo Rashera. Brzmi ono: ÂŚMIERĂ!
1x bandyta
-
Ostatni zaczął uciekać, karczmarz oczywiście schował się za kontuarem. Bandyta dobiegał już do drzwi...
-
-ÂŁapta tego tchórza za kontuarem!- krzyknął
Kiedy wiking nagle zrobił mocny zamach i cisnął z całej siły Grabarzem w kierunku tchórza, licząc że trafi.
-
Trafił. Ale ciało poleciało na drzwi, martwy wypadł na zewnątrz. Ork zaś przeskoczył za kontuar, podniósł karczmarza za fraki i położył go na barze.
- Piśnij a zabije! Torstein drzwi! Ork miał rację, widok gościa z toporem w plecach zwrócił uwagę tych co przebywali na rynku. Z kieszeni karczmarza wydobył klucz.
- ÂŁap!
-
Wiking złapał klucz dopadł do drzwi. Migiem wyciągnął z trupa miecz i wrzucił go z powortem do budynku. Trzasnał drzwiami zamknął je, po czym przekręcił klucz w zamku.
-Kaziu, obstaw jakieś okno i bądź gotowy do strzelania!
-
- Dwa razy mnie nie trzeba powtarzać. Okna były dwa, przy wejściu, reszta zabita była deskami. Krasnolud wybił kolbą szybę i czekał... na zewnątrz gromadził się tłumek.
- Piętro trzeba zabezpieczyć! Nie jest dobrze chopy! Na zewnątrz już jest 10 ludzi.
-
-Ashog, leć na piętro, ja się zajmę tym trzęsiportkiem.- rzucił podchodząc do kontuauru, po drodzie zbierając swój miecz.
-
Ashog udał się na piętro.
-
Wiking przeskoczył kontuar i stanął przy oberżyście.
-No to... dobranoc.- rzucił, po czym trzasnął go w twarz głowicą miecza.-Jak na rynku?
-
Na rynku zjawił się Gruby, faktycznie był taki. Nosił stalową płytę, widać że tutejsi bandyci nie należęli do tych gorszego sortu skoro ich szef nosił blachy. Towarzyszyło mu 15 ludzi.
- Kim wy do chuja jesteście?! Masakrujecie mi ludzi... po co? Chodzi o wampiry czy tę elfią sukę Renfri?
-
-Suką to ja bym nazwał to co Cię zrodziło, śmieciu!- odkrzyknął wiking. Jednocześnie schował miecz i zdjął za w czasu napiętą kuszę na którą nałożył bełt.
-Kaziek, jak zaczną się zbliżać to wpakuj temu w płycie między oczy bełt.- rzekł do krasnoluda.
-
- Zapytam raz jeszcze, nim się narażę komuś silniejszemu. Kim, do, chuja, jesteście?!
-
-Nieślubne syny, Bękarty Rashera!- odrzekł wiking.
-
- Opuścić broń! ryknął do swoich ludzi, posłuchali. Reputacja robi swoje. - Dam wam odejść, nie chcę rzezi i wojny z tym nieobliczalnym elfem!
-
-Ashog, zejdź no na dół!- zawołał.-Co robimy?- spytał krasnoluda.
-
- Jak to co? Ile mamy amunicji?
-
- Nawet o tym nie myśl tępa pało, ich jest 15 a nas 3.
-
- Grrrr... Torstein?
-
-Nie wiem no. Boi się Tacticusa. Gdybyśmy mu tu jeszcze zginęli to Bękarty by ich starły. Jestem w stanie wyjść, ale z naładowaną i gotową bronią. W razie czego tu wracamy.
-
- Wychodzimy! Wy przodem.
-
Wiking raz jeszcze przeskoczył kontuar. Wyciągnął z kieszeni klucz i przekręcił go. Otworzył drzwi i z wymierzoną w grubego kuszą zaczął powoli wychodzić.
-
Wszyscy opuścili karczmę stając na wprost Grubego.
- Macie pół godziny na odwrót z miasta.
-
-Wydaj nam ciało Renfri.- rzekł twardo wiking.
-
- Nie.
-
-Idziemy.- zarządził wiking. I odeszli z małym łupem czekającym na wozie, na którym wrócili do Bastardo by dalej czynić swe obowiazki.
-
W zamku zaś udali się do Yarpena.
-
- Jak poszło?
-
-Chujnia.- rzekł wiking.-Renfri wisi. Nas puścili, gdy usłyszeli że jesteśmy z Bękartów.
-
- ÂŻe co?! Chce dokładny raport!
-
-Spotkaliśmy tą rudą, co nam przekazała by K'efir jechać. Pojechaliśmy. W dżungli kilku gnojków ucapiliśmy, dostaliśmy się do miasta przez wyłom w murze, potem zaś przeczekaliśmy do zmroku w jakiejś chatce. Wyszliśmy by trochę podsłuchać w karczmie, a w drodze właśnie ujrzeliśmy wiszącą Renfri. W karczmie zrobiliśmy mały rozpierdol i przyszedł ich dowódca. Pogadaliśmy chwilę i gdy dowiedział się że my z Bękartów, puścił nas, mówiąc że nie chce wojny i rzezi z Komandorem. Nie chciał wydać ciała Renfri, no i wróciliśmy. Tyle. Ja bym tam wysłał trochę ludzi by ich wyrżnąć i móc pochować Renfri jak należy.
-
- Nie no kurwa. Po prostu kurwa no nie! Krasnolud w przypływie szału zrzucił ze stołu kilka butelek i dokumentów.
- Wierzcie, z K'efir nie zostanie kamień na kamieniu gdy Melkior sie dowie. Jego ojciec kochał Ren a ona jego, znacie bajkę o Pięknej i Bestii? Ich przypadek to coś podobnego. Macie tu po 300 grzywien, i zostawcie mnie... musze dojść do siebie.
Zadanie zakończone.
Ashog, Kazmir i Torstein dostali zadanie polegające na zmianie obstawy na Strażnicy w Kardon. Pojechali tam wozem, acz w drodze dojechała do nich szeregowa Bękartów która dała im nowe dyrektywy - przeprowadzić rekonesans w K'efir, które opanowane było przez bandytów. Zajachawszy tam znaleźli powieszoną Renfri - elfkę i macochę ich Komandora. Udali się do karczmy gdzie rozgorzała mała bitwa, z której Bękarty wyszły zwycięsko, opanowując budynek. O zdarzeniu dowiedział się szef miejscowych bandytów, który jednak dowiadując się kim są Ci którzy wyrżnęli jego ludzi, ze strachu puścił ich wolno.
Nagrody:
Torstein: 300grz od Yarpena (reszte złomu dostaniesz jak to zawieziem do huty)
Kazmir aep Groth: 300grz od Yarpena
5x
Nazwa broni: miecz bandyty
Rodzaj: miecz
Typ: jednoręczny
Ostrość: 13
Wytrzymałość: 15
Opis: Wykuty z 0,94kg mosiądzu o zasięgu 0,9 metra, zniszczony
10x
Nazwa broni: sztylet bandyty
Rodzaj: sztylet
Typ: jednoręczny
Ostrość: 23
Wytrzymałość: 30
Opis: Wykuty z 0,62kg stali Valfdeńskiej o zasięgu 0,3 metra, uszkodzony
Ashog: 300grz od Yarpena
44grz. z bandytów
2x z bandytów
Nazwa: Srebrny pierścień
Wartość: 30 grzywien
//Talenty będą
-
Talenty:
Torstein "Niedźwiedzia ÂŁapa"
Aktywność: 1 srebrny talent
Opis: 1 brązowy talent
Walka: 1 brązowy talent
Ashog "Stalowa Furia"
Aktywność: 1 srebrny talent
Opis: 1 brązowy talent
Walka: 1 brązowy talent
Kazmir aep Groth
Aktywność: 1 srebrny talent
Opis: 1 brązowy talent
Walka: 1 brązowy talent
[member=268]Devristus Morii[/member]
-
//Wyprawa zaakceptowana!