Nazwa wyprawy: ÂŚwiętokradztwo Prowadzący wyprawę: Rikka Malkain Wymagania do uczestnictwa w wyprawie: Członkostwo KK Uczestnicy wyprawy: Mohamed Khaled Stał nocą pośród domów w podgrodziu. Dostał ostatnio tajemniczy list. Zlecenie od tajemniczego jegomościa. Skryty był pod kapturem . Na plecach zwisala katana i kusza. Na twarzy była Kruczka aparafka. Co jak co, bohater wojny, odznaczony medalem i ziemianie raczej byłby podejrzanym widokiem o tej porze. Czekał.
Nocą Hemis maurenowi zaczął doskwierać chłód. Z ust mężczyzny dobywała się para, on sam zaś zdążył mocno zmarznąć nim wreszcie dostrzegł w uliczce jakiś ruch. Nieznany ci zakapturzony mężczyzna szedł prosto w twoim kierunku. Gdy dzieliło was już zaledwie kilkanaście kroków człowiek zatrzymał się i zdawał czekać na jakiś znak z twojej strony.
Spojrzał na niego spod kapturem. Para oczu patrzyła na mężczyznę obojętnie. W głębi jednak dało się dostrzec złowrogi błysk. A'abiel. Demon z Zuesh nadal w nim pozostał. Przez jakoś czas wydawał się jakby uśpiony. Teraz, po wojnie, rozbudził się. Czekał tylko na dogodny moment, by zadziałać. - Na Ciebie czekam?
-Najwyraźniej. Mam nadzieję, że nie pożałuje wyboru właśnie twojej osoby. To nie jest pierwsze lepsze morderstwo, więc musisz uważać. Dostaniesz nazwisko i adres. Nic więcej. Po wszystkim znajdziesz mnie w karczmie "Białe Myszki". Płacę tyle, że nie będziesz miał powodów do narzekań. Kończąc wywód mężczyzna wyciągnął w twoją stronę rękę, w której trzymał zwinięty kawałek pergaminu.
- Nie jestem pierwszym lepszym zbirem. - odparł. Wyciągnął rękę po zwitek papieru. Odebrał go i ruszył w swoją stronę. Po chwili rozplynal się w alejach. Spojrzał na adres.
Miejscem zamieszkania celu był jeden z domów w bogatszej części dzielnicy obywateli. Ulica, na której ów dom się znajdował nosiła nazwę "Miłosierdzie Zartata". Zapisany miałeś także numer posiadłości, a była to szesnastka. Cel natomiast nosił imię "Tristan Pell". Nie wiedziałeś nic więcej, jednak nikt nie określił czasu w jakim miałeś wykonać zlecenie.
To prawda, że nikt nie oszacował przypuszczalnego czasu na wykonanie. Mógł więc w spokoju zagłębić się w miasto i wyszukać wszelakie informacje na temat celu. Zwyczaje, zachowanie, potencjalne uległości... A także miejsce, gdzie najczęściej można go spotkać. Wszak, nie musiał go przecież mordować we własnym domu! Tylko gdzie by tu zacząć... Tego Kruk nie wiedział. Musiał zakręcić się po mieście i poszukać potencjalnych informatorów.
//Przepraszam za taki czas. Byłem w robocie, cza było zarobić pieniążki na kilka rzeczy... Całe dwa tygodnie :/
Jeśli chodzi o informatorów to na pewno przychodziło ci do głowy przynajmniej kilku. Musiałeś jednak pamiętać o tym, że panowała w tej chwili zimna hemisowa noc i wszystkie ulice były opustoszałe. Ludzie żyjący w stolicy w większości przypadków spali otuleni puchowymi kołdrami, lub starymi kocami. Zależnie od swojego stanu majątkowego.
Szara Strefa... W Efehidon stacjonowało kilku Kruków, którzy byli bliżej Szarej Strefy niż Mohamed. Pierwsza osoba, o której pomyślał, to Arivel. To właśnie ona zajmowała się sprawdzaniem nowych rekrutów. Sam przecież, gdy dołączał do Krwawych Kruków, musiał wykonać u niej test. Wiedział, że może mu pomóc. Musiał tylko wybrać się na Stare Miasto. Poprawił płaszcz, kaptur i wyposażenie na plecach, kierując się powoli do miejsca pobytu Arivel.
Wiedział, że to jej teren i jeśli będzie chciała, łatwo jej nie znajdzie. Nie musiał się jednak trudzić. To ona go odnalazła. - Oczywiście, kociaku - mruknął. - Potrzebuje pomocy. Pierwszy raz od dawna, szczerze powiedziawszy. Zrobił krótką przerwę, wyszukując w głowie to, co miał zapisane na kartce. - Potrzebuje informacji na temat jednego osobnika. Tristian Pell, mieszka w bogatszej części dzielnic mieszkalnych. Ulica, Miłosierdzie Zartara. Numer domu, szesnaście. Wszystko, co możesz o nim wiedzieć, przyda się. Jak liczną ma ochronę? Gdzie najczęściej przebywa? Jacyś inni domownicy? Jak się zachowuje? Boi się wszystkiego? Czy może jest na tyle odważny, że sam podróżuje po mieście? Wszystko. Proszę. Spojrzał na nią spod kaptura. W oczach zalśniło rozbawienie i zdeterminowanie. Dziwna mieszanka.
-Wolnego. Schlebiasz mi skarbie. Dużo wiem, ale nie znam wszystkich ludzi w tej metropolii. Chociaż... Pell? Samo nazwisko obiło mi się chyba o uszy. To znana rodzina, taka z tradycjami. Wiem tylko tyle, że są mocno związani z bractwem świtu. Rozumiem, że nie zamierzasz wpaść do nich na herbatkę, więc to dla ciebie trochę mało. Na twoim miejscu poszukałabym Fagota, on jest bardzo ciekawski i często kręci się w tamtej części miasta. Za dnia wozi ludzi dorożką. Po zmierzchu pewnie szlaja się po jakichś melinach.
- Herbatka to raczej nie to, co mam w planach - zaśmiał się cicho. - Gdybym mógł, to bym Cię ucałował. W gruncie rzeczy i tak mi pomogłaś. Dałaś mi namiary do osoby, która może wiedzieć więcej. Już miał iść, ale zatrzymał się. - Trzeba będzie czekać do dnia. Nie chce mi się latać po wszystkich melinach tego miasta... Tak czy inaczej, dziękuje. Jestem Ci winny kolejkę. Kiwnął jej głową, po czym znów ruszył w miasto. Musiał zaczekać do świtu. Nie zamierzał szukać Fagota po mielinach Efehidon. Było ich zdecydowanie za dużo.
Do rana pozostały jeszcze jakieś trzy godziny. O tej porze roku przez cały dzień panował przygnębiający dla większości osób półmrok, jednak ludzie w dalszym ciągu musieli wyjść z domów by udać się chociażby do swoich miejsc pracy. Za trzy godziny stolica zacznie powoli budzić się do życia. Miałeś zatem jeszcze trochę czasu.
Postanowił przejść się po ulicach. Widocznie, a jednocześnie niewidocznie. Stąpał wolno, kryjąc się w cieniu i obserwując uśpioną stolicę. Hemis... W innych porach roku o tej porze nadal byłoby widać jakichkolwiek ludzi. Teraz miasto po prostu spało, okryte szczelnie przed mroźnymi nocami. Nie lubił Hemis. Wyciągnął papierosa z ręki i odpalił go, zaciągając się dymem. To akurat kochał. Ten spokojny stan umysłu.
Czas leciał ci szybko. Spacer trochę ci zajął i niedługo później zaczęło się jakby przejaśniać. Czerń ustąpiła miejsca szarości. Mogłeś też dostrzec pierwsze ranne ptaszki. Większość z nich nie wstała jednak tak wcześnie z powodu własnego kaprysu, a zmusiły ich do tego obowiązki. Dlatego zauważyłeś między innymi grupę ludzi odpowiedzialną za wywóz śmieci, czy człowieka dbającego o to by uliczne lampy dawały światło przez całą hemisową dobę.
Dojście do dzielnic obywateli na pewno mu chwilę zajmie, więc postanowił już wyruszyć. Przygasił kolejnego peta butem, po czym poprawiając kaptur ruszył w stronę bogaczy. Tam postanowił zaczekać na swój kontakt. Dowiedzieć się wszystkiego o celu i zlikwidować go. A potem kąpać się w złocie, ot co!
Gdy znalazłeś się już na miejscu świat w dalszym ciągu wyglądał na ponury i tonął w półmroku. Wiedziałeś jednak, że widniej już nie będzie. Przynajmniej nie do końca tego roku. W oczy rzucił ci się jadący z wolna powóz. Bogatsi obywatele często wynajmowali podobne dorożki by oszczędzić sobie trochę czasu i trudu. Z tego powodu w tej dzielnicy działało kilku takich kierowców do wynajęcia.
Podszedł do powozu powoli, bez pośpiechu. Postanowił podpytać o miejsce pobytu Fagota. - Witam. Przepraszam, ale mógłby mi pan wskazać miejsce pobytu niejakiego Fagota?
-Fagot? Pewnie, znam go. Dziwny człowiek, tak swoją drogą. Zaczepiony przez ciebie woźnica wstrzymał konie. Był już starszym mężczyzną z potężnym siwiejącym wąsem zakrywającym mu połowę ust. Siedział na swoim miejscu otulony grubym wełnianym płaszczem raczej dobrej jakości, chociaż chyba równie wiekowym co jego właściciel. -Powinien czekać ze swoją dorożką koło fontanny, dwie ulice dalej. O, w tamtą stronę! Zawsze zatrzymuje się na tym placyku i czeka na klientów. Czasem robi objazd, więc możecie go akurat nie zastać, ale... No w każdym razie, to tam.
Na placyku koło fontanny rzeczywiście, zgodnie z zapowiedziami tamtego, czekał inny woźnica. Gdy zobaczył, że idziesz w jego stronę uśmiechnął się licząc na pierwszy w tym dniu zarobek. Mężczyzna poprawił czapkę z uszami zakrywającą mu większą część twarzy i zawołał w twoją stronę. -Racje macie, dobry panie! Kto chciałby męczyć się w taką pogodę chodząc niby chłop? Jedyne dziesięć grzywien i zabiorę was chociażby na drugi koniec miasta!
-W takim razie zapraszam pana na pojazd! Ciężko o wygodniejszy środek transportu! Słysząc propozycję dodatkowej zapłaty mężczyzna aż oblizał spierzchnięte z zimna wargi. Poczekał aż wygonie usadowisz się na siedzisku dla pasażera, po czym odezwał się już trochę ciszej. -Więcej? Co miałbym zrobić i o jakiej sumie mówimy?
- To zależy od tego, co mi powiesz - mruknął. - Przysłała mnie nasza wspólna znajoma ze Starego Miasta... Usiadł wygodnie na wozie, jakby naprawdę był klientem, któremu nie chce się nigdzie iść z buta. Szlachta może się bawić! - Potrzebuje informacji na temat jednego obywatela tego miasta. Tristian Pell, mieszka w bogatszej części dzielnic mieszkalnych. Ulica, Miłosierdzie Zartara. Numer domu, szesnaście. Potrzebuje wszelakich informacji o nim. Liczebność straży, zwyczaje i... najlepiej wszystko.
-Oho. Czyżby to możliwe, żeby stary Tristan nadepnął komuś na odcisk? Nigdy bym nie pomyślał, że to w ogóle możliwe. Ciężko o bardziej prawego człeka, takem przynajmniej myślał. Mogę cię zabrać na przejażdżkę w pobliże jego domu. ÂŁadny kawałek chałupy. Mieszka tam razem z córką i pięcioma synami. Chociaż nie wiem, czy któryś z synów jest teraz w mieście. Wszyscy służą w Bractwie ÂŚwitu. Sam Tristan był kiedyś paladynem. Hmm... Rok temu owdowiał... Co by tu jeszcze... Powóz ruszył, zaś woźnica ze wszystkich sił starał się przypomnieć sobie wszystko co wiedział o rodzinie Pellów.
Kruk w tym czasie, gdy on mówił, zapisywał wszystko w pamięci. Był paladynem? Jego synowie są w Bractwie? Kto mógłby chcieć go zamordować? Nie przejmował się jednak tym aż tak nadto. Był Krukiem. Dla niego nie liczył się cel. Liczył się zarobek. - Ciekawe, ciekawe...
-Tak... Pytałeś o straż, ale chyba nie ma tam nikogo takiego. Nie licząc rodziny, w domu jest jeszcze jeden sługa. Spory ork zajmujący się głównie noszeniem zakupów. Od czasu do czasu odwiedza ich też sprzątaczka. Tristan osobiście rzadko wychodzi na zewnątrz, ale nie ma co się dziwić. Starość bardzo mu doskwiera.
-Może być. Wcale bym się nie zdziwił, ale o niczym takim mi nie wiadomo. Będziesz mógł się rozejrzeć samemu jak będziemy przejeżdżać koło jego posiadłości. Pokaże ci, który to dom.
(http://images76.fotosik.pl/818/fdf37c427b93302fmed.jpg) //Wiadoma rzecz, wokół nie ma żadnych drzew. Są za to inne budynki.
-To tutaj. Wysiada pan, czy jedziemy dalej? Zapytał Fagot. Spodobała mu się możliwość zarobienia kilku dodatkowych monet, ale domyślił się że nie masz względem Pella najlepszych intencji. Chciał mieć z tą sprawą jak najmniej do czynienia.
- Wysiadam. Masz tutaj... napiwek - rzucił mu niewielką sakiewkę z dwudziestoma grzywnami. Zarobił już łącznie 30! Zatrzymał się przed domem... ÂŻadnych drzew. Tylko inne domy. Może mógłby przejść dachami? I potem dostać się tutaj? Musiał wszystko dokładnie przemyśleć.
Sakiewka wywołała na twarzy Fagota uśmiech od ucha do ucha. Mężczyzna wysadził cię przed wskazanym przed chwilą domem i szybko odjechał zostawiając cię samego. Przedostanie się do środka posiadłości dachami nie wchodziło w grę, bo okoliczne domy były za bardzo oddalone. Dwa okna, które widziałeś na parterze z prawej strony były natomiast za małe by się nimi przecisnąć. Mur miał wysokość dobrych dwóch metrów, a wejścia chroniła drewniana brama. Wrota wyglądały na solidne i dobrze zamknięte.
Dwa metry wysokości muru. Da radę to przeskoczyć, jeśli dobrze się rozpędzi i wyskoczy w odpowiednim momencie. Wszak jednak, musiał uważać, by nie przywitać ściany. Byłoby to nad wyraz bolesne spotkanie. Cofnął się kilka kroków, po czym zaczął biec w stronę muru. Gdy znalazł się w odpowiedniej odległości, odbił się od ziemi i wyciągnął ręce, by w razie czegoś złapać się krawędzi.
//Używam akrobatyki pozwalajacej mi skończyć wzwyż max. 2 metry.
Skok się udał, ale miałeś dużo szczęścia. Oczywiście nie dlatego, że udało ci się dosięgnąć krawędzi! Dlatego, że na ulicy nie było żadnej osoby mogącej zaniepokoić się twoim wyczynem. Jedyną, która widziała całą sytuację, była starowinka siedząca w oknie po drugiej stronie ulicy. Ona jednak nie była pewna, czy to rzeczywiście jakiś paskudny rabuś, czy może jej kiepski wzrok spłatał jej takiego figla. W każdym razie znalazłeś się na podwórzu. Na wprost widziałeś drzwi do domu, zaś po prawej wejście do jakiejś sporej przybudówki. Wyglądało to na prywatną stajnie. Na parterze było też kilka okien.
Na początku postanowił pójść do przybudówki i tam się rozejrzeć. Spojrzał też na okna na parterze sprawdzając, czy są może otwarte, albo chociaż delikatne uchylone. Otarł się delikatnie rękami, by chociaż trochę się rozgrzać. Hemis nie było jego ulubioną porą mimo, że to właśnie wtedy kwitł świat przestępczy. No ale cóż.. Kto lubi zimę? Prócz dzieciaków, rzecz jasna. Ja - odezwał się głos w głębi duszy Proszę, proszę... Kto się odezwał po tak długim czasie nieobecności? - prychnął w myślach Kruk. - Już myślałem, że sobie odpuściłeś. Chciałbyś, co? Twoi pobratymcy leżą na polach Valfden. Twoja armia została pokonana. Jesteś teraz już nic nie wartym psem. Kiedyś i tak się przekonacie o naszej potędze Fajne masz marzenia, wiesz? Zajebiście nierealne.
Drzwi do przybudówki były zamknięte, a w środku usłyszałeś rżenie konia. Zamknięte szczelnie były też wszystkie okna na parterze. Gdy kręciłeś się koło stajni, usłyszałeś ciche skrzypnięcie za plecami. To drzwi do posiadłości właśnie się otworzyły. Ze środka wyszedł barczysty ork. -Ej! A pan czego tu szuka? To prywatna posesja!
- Zostałem tutaj wysłany przez "samą górę", jeśli wiesz, o co chodzi. Mam sprawdzić i wycenić tą posiadłość. Chodzą plotki, że ktoś chce to kupić... //Perswazja.
-ÂŻe co? Ale nikt nie che jej sprzedać! Nie rozumiem, o czym pan mówi. W tej sytuacji jestem zmuszony pana wyprosić. Ork podszedł bliżej i z kamienną twarzą wskazał ci palcem na bramę, która przecież była zamknięta... -Zaraz... Jak?
//W tej chwili dzielą was jakieś dwa metry.
///Ork nie ma żadnej broni, pancerza, ani dodatkowych umek. Ot, cywil.
Całe szczęście, że na głowie miał kaptur, a na twarzy chustę. W razie czego, nie zostanie rozpoznany. Spojrzał spod kaptura bykiem. Jego oczy wręcz promieniowały rozbawieniem i złością. Tajemnicza siła zalśniła w gałkach. - Magia... Doskoczył do niego w ułamku sekundy. Podstawił nogę za jego, popchnął go i - jeśli się wywalił po tym wszystkim - doskoczył do niego na ziemi i przysunął czubek ukrytego ostrza do szyi. - Gdzie jest Tristian? Mów, to może przeżyjesz.
Ork się przewrócił, ewidentnie nie będąc przygotowanym na atak. Nie wiedział jak należycie wykorzystać swoją masę i runął na plecy. -Pan Tristian? Czego od niego chcesz? Siedzi w swoim pokoju... Odpowiedział ci przerażony. -Proszę, nie zabijaj! Moja żona jest w ciąży!
- Skąd mam mieć pewność, że zaraz nie polecisz poskarżyć się straży? - czubek ostrza delikatnie przeciął jego skórę. Drobne skaleczenie, niegroźne dla życia. Po szyi popłynęła drobna strużka krwi.
//Zawieszamy tą wyprawę razem z Rikką z racji, iż ma ona zalany tymczasowo laptop - czy tam klawiaturę. Wraz z tym, jak wróci już na stałe do laptopa, wyprawa zostanie natychmiastowo wznowiona.
[member=26120]Silion aep Mor[/member] , proszę, byś nie zamykał.
Tytuł: Odp: Swiętokradztwo
Wiadomość wysłana przez: Silion aep Mor w 17 Sierpień 2016, 18:27:34
//Skoro to krótka przerwa to po co zawieszać wyprawe? Jak rozumiem to zawieszenie typu "ide sobie i wracam jak juz bedzie mozna" czy po prostu czekasz na wyprawie na jej powrot? Bo w tym przypadku nie widze sensu oficjalnie jej zawieszać...
[member=24308]Mohamed Khaled[/member] - mimo wszystko rozumiem.