Szeklan z Tihios: 6 godzin pracy, 40 + 60 + 80 grzywien + premia 40 grzywien, łącznie 220 grzywien.
Creed: 6 godzin pracy, 40 + 60 + 80 grzywien + premia 40 grzywien, łącznie 220 grzywien.
Armin: 4 godziny pracy, 20 + 20 + 30 + 30 grzywien, łącznie 100 grzywien.
Gorn Valfranden: 4 godziny pracy, 20 + 20 + 30 + 30, łącznie 100 grzywien.
Armin: 6 godzin pracy, 40 + 60 + 80 grzywien + premia 40 grzywien, łącznie 220 grzywien.
Aranu przybyl do tartaku, zameldowal sie zarzadcy po czym ruszyl w strone wozu z drzewem.
Wskoczyl na woz, z trudem zaczal spychac dlugie bale drzewa.
Praca byla bardzo meczaca, lecz satysfakcjonujaca. Szlo mu szybko i sprawnie.
Gdy elfowi zostało kilka desek, zaczął padać przyjemny ciepły deszczyk. Creed postarał się jak najszybciej złożyć te deski żeby nie były mokre. Elf przyśpieszył tempo składania, po dwudziestu minutach skończył swoją pracę. Usiadł sobie na krześle pod magazynem, wziął sobie szklankę wody i zaczął rozmyślać o tym co zrobił, świadomie czy nie. Po skończeniu wody stanął na deszczu i popatrzył się w niebo, a kropelki wody spadały mu na twarz, a że świeciło też słońce w oddali pojawiła się tęcza. Creed po chwili rozmyślania udał się do zarządcy mówiąc. -Zakończyłem swoją pracę.
Creed przybył poraz kolejny do tartaku. Jak zawsze poimformował zarządcę i jak spojrzał przed siebie zobaczył ogromny wóz na którym było mnóstwo kłód. Znurzony był już tą pracą, bo ściąganie bali z wozu nie należy ani do najprzyjemniejszych, ani do najlżejszych. Ale musiał jednak zrobić to co mu kazano, a więc trochę sobie pomyślał i zabrał się za kłody. Najpierw jedna potem druga, trzecia, czwarta, piąt i tak dalej. Co jakiś czas na czole pojawiał mu się pot więc przecierał sobie czoło ręką, tak pracował na początku do momentu ściągnięcia drzew.
A może jednak jeszcze popracuję ... Pomyślał patrząc na milve, była ona bardzo interesująca na swój sposób. teraz nadszedł czas na sprzątanie po swojej robocie, zaczął zbierać korę i wrzucać na miejsce na nią specjalnie przeznaczone, dodatkowo zamiótł wióry które zostały po heblowaniu. Dodatkowo naostrzył toporek którego wcześniej używał, nie chciał by był on w złym stanie. Podziękował woźnicy który przywiózł bale, wiatr wiał coraz mocniej, powąchał powietrze, zapowiadało się na burze ... odpoczywał jeszcze chwilę, zaczepił oko na milve której akurat brzuch został odsłonięty przez wiatr ... Jakiś mocny mag wiatru ma ciekawe zachcianki Pomyślałem. I poszedłem zgłosić się do zarządzcy o swoją zapłatę.
Gdy czarnoskora skonczyla heblowac otarla z oczu splywajacy po niej deszcz. Zabrala narzedzia i ruszyla do skladzika. Gdy dotarla do tej malej rupieciarni, odlozyla hebel na polke i wrocila spowrotem. Na miejscu pracy przysiadla sobie na deskach by odzipnac przez krotka chwile. Przeleciala reka kazda deske, byly idealnie gladkie, zero drzazg, poprostu cud. Wziela sie za noszenie desek. Brala na "klate" po dwie sztuki, gdyz byla z ogolu drobna kobietka, lecz wiedzaca czego chce od zycia. Deska po desce, sztuka po sztuce, zostala przeniesiona do magazynu i ulozona jedna na drugiej. Gdy deski byly zniesione deszcz przestal padac, lecz wciaz bylo pochmurnie, wial zimny wiatr. Milva trzasla sie z zimna, wiec postanowila szybko skonczyc. Pozbierala kore i zniosla na kupke. Byla juz niesamowicie wymeczona, przemoczona, przemarznieta i wywiana od kazdej mozliwej strony. Ruszyla w strone zarzadcy. Gdy do niego dotarla powiedziala. - Panie zarzadco. Skonczylam. Daj pan pieniadze i ide sie wysuszyc. Cala przemoczona i przemarznieta jestem.
Deski znalazły się wewnątrz suchego i ciepłego magazynu. W tym momencie mogły się suszyć, aby później mogły zostać wykorzystane do budowy domku, ścian, płotów lub tego, co sobie ich właściciel zażyczy. Timowi nie pozostało nic innego jak zadbać o prządek i posprzątać to, co pozostało z jego dzisiejszej pracy. Najpierw postanowił pozbierać korę i skrawki powstałe podczas heblowania desek. Dlatego podszedł do magazynu po taczkę, którą postawił i w mik ją napełnił korą i innym ustrojstwem. Następnie zabierając pełny ładunek wyrzucił go na konkretną kupę tego typu rzeczy, które pewnie wylądują w piecu grzejąc chatkę zarządcy. Następnie wrzucił na nią narzędzia i dostawił je do składziku. Tam rozpoczął pracę konserwacyjne, by toporem i inne potrzebne narzędzia nadawały się do ponownego wykorzystania, czyli je nasmarował olejem i odstawił na swoje miejsce licząc, że dobrze wykonywał swoje zadania udał się po swoją brudną koszulę i zarzucając ją na plecy podszedł do zarządcy, po wypłatę. - Zarządco starałem się jak mogłem, ale czy jestem godzien otrzymania premii sam zdecyduj w końcu, Ty jesteś tutaj szefem. Uśmiechnął się czekając na pensję.
[member=268]Devristus Morii[/member]
Niziołkowi heblowanie całych desek zajęło godzinę, ale tym razem nie poszedł odpoczywać, tylko jak najszybciej pracował dalej, by skończyć wszystko na czas. Najpierw do skrawków kory wrzuconej na taczkę odrzucił również te powstałe z heblowania następnie wywiózł je i wyrzucając wszystko na jedną kupę, która i tak zostanie spalona. Teraz powrócił na miejsce swojej pracy i zaczął nosić gotowe już wcześniej sprawdzone i gładkie deski do wyczyszczonego wcześniej magazynu tam kładł delikatnie jedną na drugą, aby w końcu składzik nie świecił pustkami. Już na sam koniec zaczął zbierać narzędzia, które powrzucał na taczkę i razem z nią zostawił w kanciapie, lecz wcześniej je nasmarował, coby się za szybko nie zniszczyły, gdy to skończył dopiero odpoczął wypijając znów kilka łyków. Nastała, więc pora pójścia po wypłatę, co z resztą uczynił. - Zarządco skończyłem. Jakie tym razem dostanę wynagrodzenie za swą pracę? Zapytał wyciągając łapki po grzywny.
Gaorth zakończył w pełni proces korowania kłody, odłożył narzędzia, umył ręce i zwrócił się do gospodarza o zapłatę.
Nowe deski już gościły w suchym magazynie czekając na ich dalsze przeznaczenie. Wtedy nadeszła pora na wypicie trochę wody z bukłaka i zastanowienie się, co robić dalej. Niziołek długo czekać nie musiał, bo właśnie w tym momencie podjechały wozy, na które miały zabrać wszystkie deski nadające się do budowy podłogi. Timothy już wiedział, co będzie robił i szybko wracając do magazynu zaczął nosić długo suszące się deski pojedynczo, by następnie układać je delikatnie na wozie, gdy jeden został zapełniony to zaczął nosić je na następny i tak aż oba były pełne. Na tej czynności zeszło mu równo godzinka i gdy już ją zakończył a wozy pojechały wypił pozostałą zawartość bukłaka i ruszył do zarządcy. - Panie zarządco skończyłem i chciałbym odebrać swoje wynagrodzenie ile to będzie tym razem? Zapytał, bo sam nie mógł tego zweryfikować odpowiednio a w końcu człowiek się na tym znał i wiedział ile niziołek przepracował i jak tą pracę wykonywał.
Gaorth po skończeniu ściągania kłód z wozu, zamierzał je przenieść w miejsce obróbki żeby okorować, lecz to miejsce było dość odległe od kłód wynosiło około 8 metrów, Gaorth pomyślał sobie : Hmm. Chyba nie starczy mi siły żeby te wszystkie kłody przenieść w to miejsce, więc potrzebuję pomocnika. Po czym powiedział : - Ktoś chętny mi pomóc?, po kilku sekundach, Gaorth usłyszał że ktoś do niego idzie, potem ktoś go złapał za ubranie. Gaorth odwrócił się do tej osoby i okazał się to być Krasnolud , po czym on widząc człowieka powiedział - Witaj, nieznany człowieku nazywam się Amroth i jestem skłonny ci pomóc w przenoszeniu tych kłód. - No to więc zaczynajmy Amrothu. Odpowiedział Gaorth, po czym razem z Krasnoludem zaczął przenosić kłody. Krasnolud w porównaniu do człowieka przenosił kłody dość mozolnie, gdy Gaorth przenosił je dość w umiarkowanym tempie, po 45 minutach człowiek się zmęczył, lecz dalej pracował, co jakiś czas kawałkiem szmaty ścierając sobie pot z twarzy. Po godzinie krasnolud i człowiek przenieśli wszystkie kłody. Potem Gaorth powiedział do krasnoluda, Dzięki za pomoc!. a Amroth odpowiedział - Nie, ma za co! po czym tajemniczy krasnolud udał się w stronę zarządcy. A potem Gaorth też poszedł w stronę zarządcy w sprawie zapłaty.-
W budynku tartaku zjawił się Gaorth wraz z dwoma strażnikami miejskimi. Gaorth wszedł do pomieszczenia zarządcy i powiedział do niego - Dzień Dobry, przyszedłem tu żeby odpracować karę i zarobić. Proszę wpisać mnie na listę płac. Po tych słowach pracownik zaczął rozglądać się za zajęciem, po kilkunastu sekundach spostrzegł nieokorowane bale przy miejscu obróbki. Gaorth już wiedział co ma robić. Chciał już iść po narzędzie żeby rozpocząć korowanie lecz spostrzegł leżącą obok bali siekierę. Pracownik podniósł narzędzie i wziął się za pracę. Potem zaczął delikatnie siekierą zdejmować korę z kłody. Gaorthowi szło zdejmowanie kory dość średnio, lecz w pewnym momencie siekiera odmówiła posłuszeństwa. Gaorth przejechał palcem po ostrzu narzędzia, okazało się że siekiera stępiła się w trakcie pracy. Pracownik niezwłocznie poszedł do kanciapy żeby wymienić narzędzie na to bardziej ostre, potem on powrócił do dalszego korowania bali, tym razem z nowym narzędziem praca szła jak po maśle. Gaorth po godzinie pracy zdjął korę z kłód i był zmęczony, więc postanowił odpocząć i usiąść na stołku a potem zająć się dalszą obróbką.
Niziołek skończył targać deski do magazynu i szukać pracy na ostatnią godzinę dzisiejszego dnia. Dlatego wyszedł z zakurzonego magazynu i zobaczył, że jeden z niziołków poszukuję pomocy do cięcia tym razem desek. Tim wzruszył ramionami i podszedł do "dalekiego kuzyna", ponieważ wiedział, że dzięki temu samemu wzrostowi pójdzie im znacznie łatwiej i tak właśnie było, kiedy obaj dorwali się do piły nie było zmiłuj się dla drewna. Dwa maluchy szły jak burza przecinając całe bale na gotowe deski, które wymagały jedynie heblowania. Niestety dla pomocnika Silvastera czas pracy się kończył i musiał ruszać dalej, ale wiedział że jego pomocnik sobie poradzi, jak najlepiej. Dlatego zostawiając go ruszył do zarządcy.
Panie zarządco skończyłem, ale proszę ocenić czy za moją pracę należny się premia.
Kończąc czekał na ruch ze strony człowieka.
Po ułożeniu na wozach jednej taczki szczap zabrał sie za kolejne. Załadował na taczki kolejne szczapy i powędrował z nimi do wozu. Wysypał na ziemie i zabrał sie za ich układanie. Układał je starannie jedno przy drugim by nic nie runeło w czasie jazdy z wozu. Po tym zabiegu wziął sia za kolejne szczapy. Po ułożeniu wszystkich odstawił taczki i napił sie wody ze stojącej obok beczki. Wziął sie po tym za przenoszenie oskórowanych bali do środka tartaku by pociąć je na deski o odpowiedniej wielkości deski.
Do tartaku zaszedł Szarlej. Postanowił zaciągnąć się do roboty, gdyż Efehidońscy kupcy to straszne pijawki i pilnie potrzebował gotówki. Sześćdziesiąt grzywien za buty! Co za zdzierstwo! Za moich czasów... - myślał sobie. Szybko odnalazł biuro nadzorcy. Zameldował się u niego, zgłaszając swoją gotowość do pracy. Facet nie protestował, toteż od razu wziął się do roboty. Drzewo było już porąbane, odnalazł zatem swoje stanowisko pracy i zaczął znosić nań kolejne bale. Przez następną godzinę stosik rósł i rósł, aż przybrał pokaźne rozmiary na koniec.
Po godzinie wszystkie kłody zostały przerobione na deski, Teraz Gaorth postanowił posprzątać po korowaniu i cięciu desek. Więc do tego celu przyprowadził sobie taczkę z kanciapy i zaczął energicznie garśćami zbierać korę i wióry na taczkę. Po kilku minutach taczka zapełniła się odpadkami po obróbce. Gaorth podjechał taczką pod kupę odpadów, i przechylił samą taczkę, w ten sposób wszystkie kawałki kory i wióry znalazły się na składowisku. Potem człowiek chciał przenieść deski do magazynu, lecz żeby sobie to ułatwić zawołał pomocnika. Tym pomocnikiem był poznany wcześniej krasnolud Amroth. Więc posiadając pomocnika Gaorth zabrał się do przenoszenia desek do magazynu wraz z tym pomocnikiem. Praca parze szła dość gładko, prace ułatwiał jeszcze jeden czynnik : że magazyn był blisko a dokładnie 2 metry. Pomocnik po kilkudziesięciu minutach zmęczył się i usiadł na ławce, lecz Gaorth dalej wytrwale pracował. Po godzinie człowiek i krasnolud i człowiek zdołali przenieść wszystkie deski do magazynu.
Niziołek skończył układać ściankę z drewnianych kloców, po czym otarł pot z czoła i napił się wody. Następnie zabrał taczkę do warsztatu gdzie ją oczyścił z wszelakiego brudu. Timothy na ostatnią godzinę pracy udał się na główny plac zauważając jak robotnicy noszą tym razem deski na puste wozy, więc postanowił im pomóc. Maluch szybko wskoczył do magazynu i ściągając suche dechy podawał je człowiekowi, a ten kolejnemu i następnemu dopóki wozy nie zostały pełne. Praca szła im żwawo, wydajnie i co najważniejsze dokładnie. Tim nawet, nie zorientował się kiedy ostatni wóz pełen desek wyjechał, ale na szczęście wiedział, że to jego szósta godzina pracy i gdy skończył napił się wody a następnie poszedł do zarządcy.
- Dziękuję za ostatnie pochwały, Panie zarządco albowiem zmobilizowały mnie one do dalszej pracy i jeszcze większego wysiłku. Proszę jednak ocenić moją pracę, czy niczego nie zepsułem oraz ocenienie, czy zasłużyłem na premię.
Powiedział czekając na odzew zarządcy.
Następna godzina zleciała Szarlejowi szybko. Cięcie i heblowanie desek wymagało dużego wysiłku i staranności, w efekcie czego było to bardzo czasochłonne zajęcie. Mimo to skupił się na pracy i czas zleciał mu szybko i przyjemnie. Pomimo, że zdążył kilka razy się okaleczyć, a kilka desek mu nie wyszło i musiał odrzucić je jako odpadki, to jego praca była przyzwoita, a nadzorca zadowolony. Te deski, które można było uznać za zdatne do jakiegokolwiek użytku, układał piętrowo obok swojego stanowiska. Gdy skończył pracę załadował wszystkie gotowe deski na wóz, który miał odwieźć je do magazynu.
Niziołek po godzinie nałożył dwa pełne wozy drzewa, które ruszyły, gdy tylko Timothy zeskoczył z nich. Następnie poszedł wyrobić ostatnie dwa paliki dla hrabiego, więc maluch znów usiadł na stołku i wziąwszy dwa kolejne kawałki drzewa zaczął je ostrzyć nożykiem, gdy to zrobił sprawdzał jakość naostrzenia przejeżdżając po nim palcem. W pewnym momencie poczuł ukłucie i zaczęła wydobywać się mała ilość krwi. Wiedział, że drugiego nie będzie musiał już sprawdzać, tylko dorzucił je do skrzyneczki. W końcu potem zaczął wozić drzewo do magazynu, w którym składował opał układając je równo tworząc małą ściankę. Teraz nadszedł czas odebrania wypłaty, ale wiedział już, że się spóźnił z ostatnią robotą i nie odstanie premii, cóż mówi się trudno!
- Zarządco zrobiłem 12 pali i trochę porobiłem w tartaku, ale nie wiem ile się należy za dzisiejszy dzień. Jednak zapewniam, że jutro bardziej się postaram.
Niziołek skończył zanosić deski i rozpoczął zbieranie narzędzi wokół placu. Dlatego szybko podbiegł do magazynu po taczkę i zaczął jeździć po placu wrzucając do niej piły, heble, siekiery gdy taczka była pełna zawiózł to wszystko do warsztatu, gdzie rozpoczął proces oczyszczania narzędzi. Najpierw wziął ścierkę i przecierał ostrza dopóki nie lśniło następnie suchą je osuszał, potem je naostrzył osełką jeżdżąc z góry na dół pozbywając się nierówności, wygładzając ostrze robiąc je ponownie zdatne do użytkowania na sam koniec nasmarował je smarem, żeby to wszytko zabezpieczyć. W końcu odłożył wszystkie narzędzia na swoje miejsca. Na tym zadaniu prawie zleciała mu godzina, bo tych narzędzi było wiele. Jednak mając jeszcze odrobinę czasu wrócił na swój mały stołeczek i wziął dwa patyki oraz nóż i zaczął w nich rzeźbić a właściwie nacinać z jednej strony robiąc z nich narzędzia zagłady. Gdy to zrobił kołki były gotowe do zdania i tak też zrobił. Tim wrzucił ostatnie dwa paliki do skrzynki i zaniósł je do zarządcy mówiąc.
- Zarządco skończyłem. Tym razem wyrobiłem się w czasie sześciu godzin i do tego udało mi się zrobić kolejne dwanaście palików. Jednak proszę samemu ocenić czy należy mi się premia.
Po dokładnym wyheblowaniu każdej z desek Dael postanowił trochę postrzątać po sobie. Niezłego burdelu tutaj tą swoją robotą narobiłem ... Pomyślał. Przed posprzątaniem postanowił zrobić sobie chwilę przerwy. Przysiadł na jednym z pni i popijał powoli wodę. Po skończonym odpoczynku ruszył do roboty. Na początek zaczął zbierać korę z miejsca gdzie obrabiał surowe bale. Zbierał całą korę dokładnie do taczki tak by nikt nie powiedział że elf Dael nie potrafi posprzątać po swojej robocie.Potem zaczął chować narzędzia których używał. Następnie zamiótł podłogę w magazynie gdzie heblował gotowe już deski. Po skończonej robocie zwrócił się do zarządzcy: - Panie naczelniku skończyłem na dziś i chciałbym odebrać zapłatę -rzekł Dael z lekkim ukłonem.
Albert przyjechał po pale.
- Dobry wieczór. Czas nam się zbierać. Wezmę tyle pali ile zrobiliście, resztę odbiorę później. To ile ich będzie?
Bale były zwalone i należało je jedynie dociągnąć na miejsce do korowania. Dlatego, nie ociągając się mały niziołek zaczął tachać całe nieokorowane drzewo do miejsca jego przeznaczenia, gdzie inni pracownicy wiedzieli co będą z nim robić. Timothy nosił kłody zrzucając je na miejsce, po czym wracał i znów to robił w międzyczasie reszta pracowników zajęła się już korowaniem. Jednak, Tim nie poszedł im pomóc, bo czasu by mu nie starczyło, więc na sam koniec wystrugał kolejne dwa paliki, których będzie mógł użyć Gunses. W tym celu znów dobył dwóch patyków oraz nożna i zaczął strugać ich końcówki. Timothy mając już wprawę był w stanie szybko to wykonać i dwoma cięciami naostrzył dwa kawałki drewna, które umieścił w skrzynce na sam koniec podszedł do zarządcy w celu odebrania wypłaty a następnie pójścia w końcu spać!
- Zarządco skończyłem! Wyrobiłem się w czasie a do tego zrobiłem kolejnych dwanaście palików. Proszę o ocenienie mojej pracy i wydanie mi grzywien według twojej woli.
Gdy wszystkie bale były zrzucone na jedną, wielką kupę, Szarlej zaniósł kilka z nich na swoje stanowisko pracy. Kilka kolejnych minut zeszło mu na poszukiwaniu odpowiednich narzędzi. Gdy wreszcie znalazł wszystko, czego potrzebował, zabrał się do korowania bali. Na początek ustawił jeden z nich na stojaku, po czym zaczął oczyszczać go z kory, sukcesywnie aż do samego końca. Gdy skończył odrzucił oporządzony bal w osobne miejsce i zabrał się za następny. Robił to do momentu, aż wszystkie bale były gotowe do pocięcia na deski.
Niziołek skończył zmiatać i natychmiast wyleciał z budynku lecąc po taczkę i łopatę. W końcu je odnalazł i zaczął ładować zebrany piach kilka machnięć wystarczyło a piach znajdował się na taczce. Timothy mając wszytko gotowe poszedł wysypać nagromadzony piach do jednej z nowo powstałych dziur szczelnie ją wypełniając. Następnie udał się pochować łopatę, hebel, miotłę oraz taczkę do składziku a tam wszytko ładnie oczyścił zabezpieczył i pozostawił na miejscu. W końcu niziołek napił się wody obmywając swoją twarz i włosy z brudu nagromadzonego podczas zamiatania, ale i tak nie mógł doczekać się kąpieli w domku! Dlatego resztę czasu wypełnił tak. Niziołek wrócił do magazynu z deskami do wywózki i zaczął je targać na jeden podstawiony wóz. Wóz z każdym kursem małych nóżek wypełniał się deskami dopóki nie został w pełni wypełniony i pojechał w siną dal. Tim kończąc swoją pracę poszedł do zarządcy po wypłatę.
- Zarządco skończone. Proszę o wypłatę i ewentualną premię.
[member=268]Devristus Morii[/member]
Timothy skoczył układać drugą górkę ze świeżego drewna, po czym wytrwale zaczął ładować suche drewno na taczkę i zwozić je do składu opałowego. Drewo było równo pocięte i nadawało się idealnie do wszelakich pieców, kominków by mogły ocieplić dom dając poczuć mieszkańcom ciepło. Niziołek uwijał się jak mógł ładując drzewo na taczkę a następnie zawożąc je do magazynu tam będąc już na miejscu zaczął wykładać suchy opał kładąc jeden na drugi w celu wykorzystania jak najmniej miejsca w magazynie, jednakże na jednym kursie się nie skończyło i trzeba było ich zrobić około dziesięciu. Jednak mimo to działał sprawnie i szybko, co rusz jeżdżąc taczką tam i z powrotem. W końcu gdy skończył odstawił taczkę do składziku i poszedł na główny plac, gdzie o dziwo stał jeden wóz czekający na uzupełnienie go deskami. Tim mając jeszcze trochę czasu postanowił wykonać tą czynność i w biegu doskoczył do desek, które biorąc pojedynczo i delikatnie ja wynosząc kład je na wóz, który czekał trochę na wyjazd. Niziołek ponosił jeszcze kilka desek zapełniając pojazd, a kiedy ten opuścił tartak to maluch udał się do zarządcy.
- Panie zarządco skończyłem na dziiaj. Dałem z siebie wszytko i prosiłbym o wypłatę oraz premię o ile sobie zasłużyłem.
[member=268]Devristus Morii[/member]
Krasnolud przybył do tartaku, gdzieś tam po jakimś czasie odnalazł zarządce. Przywital sie podajac mu reke. - Witam. Silion aep Mor, pamieta mnie pan? Pracowalem tu swego czasu. Przybywam gdyz chce sie dowiedzieć czy moglbym tutaj kupic troche desek. Tak z 20, szerokich na 30 cm i długich na 2m.
[member=268]Devristus Morii[/member]
//Odpisze po wyprawie ;)
- A ile mnie to wyniesie? Oczywiscie prosze nie przesadzic z cena, wszak drewno u nas tanie. - usmiechnal sie.
//: Moge odpisywac poki nie wyplyniemy z portu ;)
Hallow na koniec po prostu wyheblowane deski ułożył w jeden ładny stosik, który usadowił gdzieś w wolnym miesjcu w składziku. Nie było to trudne, a zrobienie tego nie zabrało mu wiele czasu. Jednak motywacja bliskiego końca pracy dodała mu skrzydeł i bez niepotrzebnych jęków i narzekań dokończył swoją prace.- ÂŻeś sobie wybrał porę na pracę - zarządca roztarł dłonie. Zimno było. - - Ale dobra, co kto lubi. Widzę, że nieźle i długo pracowałeś. Za sześć godzin należy sie 180 grzywien plus premia. Czyli razem 220 grzywien. Trzymaj.
- Przyszedłem po wypłate, po sześciu godzinach pracy - upomniał się ork, gdy skończył już wszystko to co wydawało mu się do zrobienia.
Kiedy deski były już zakonserwowane za pomocą oleju Nardo odłożył narzędzia. Rozejrzał się po placu wypatrując wozu na który miały być zaniesione deski by je przewieźć. Kiedy już go zauważył wziął dwie deski, które wyschły pod pachę i zaniósł je tam. Ułożył je na wozie i wrócił się po kolejne. Chwycił następne dwie i ruszył z nimi w stronę wozu. Po kilku kursach wóz się zapełnił i odjechał. Nardo otarł pot z czoła i poszedł po wypłatę.- Niestety pracujesz nieregularnie, dlatego nie dostaniesz premi za 1 godzine pracy. Poza tym co ty tu wyprawiałeś jak tartak był zamknięty? - Nadzorca wręczył ci 90 grzywien.
Po piłowaniu desek musiał je ułożyć w jednym miejscu. Zjadł jabłko, napił się wody i jak w zwyczaju przeciągnął i zaczął układać. Podczas pracy jeden z robotników sobie siedział i patrzył na wszystkich śmiejąc się, mając wszystko gdzieś. Nardo kazał mu pracować dalej bo nie chce widzieć jego twarzy podczas lenistwa. Nie lubiał jak ktoś się obija kiedy on haruje ale odpuścił sobie bo pracownik miał to gdzieś. Zjadł jabłko, wypił trochę wody, przeciągnął się jak co przerwe. Wrócił do pracy i przerzuczał gotowe deski wraz z innymi robotnikami. Kiedy skończył postanowił pójść po wypłatę.- Oto twoje 100 grzywien.
roman jako ork woli prace czysto fizyczną niż wymagającą finezji dlatego po ty, jak przygotowane wcześniej jedzenie i picie odłożył z dala od własnego miejsca pracy, wziął się za rozładunek przyjeżdżających wozów pełnych drewna. Każdą kłodę chwytał i zanosił innym pracownikom by przerobili je na deski czy co tam z nich robią. Praca leciała mu powoli jednak dzięki krwi swojej rasy nie męczył się zbytnio.- Oto Twoje 20 grzywien
Pech chciał, że jeden z pracowników nie był przystosowany do pracy fizycznej. Bogowie jedynie wiedzą, co go tutaj popchnęło, dlaczego przyszedł w to miejsce, szukając zarobku. Powinien pisać te swoje wiersze, wykładać na uniwersytecie, czy co ona tam zazwyczaj robi. Na pewno nie brać do ręki siekiery i przyłożyć sobie nią prosto w piszczel. Ciężki kawałek żelastwa uderzył z rozdzierającym wrzaskiem w kość, łamiąc ją bodajże w dwóch miejscach. Rana od razu trysnęła krwią, kawałki gnatów wyszły na wierzch, a człowiek, jak na złość, nie chciał zemdleć. Darł się wniebogłosy, nie pozwalając nawet do siebie podejść. Jeden z orków rąbnął go na szczęście pięścią w skroń, ogłuszając i odprowadzając gdzieś dalej, gdzie będzie szansa na jakieś pierwsze opatrzenie rany. Akrobatą już nie zostanie...
Tymczasem Aeger rąbał dalej. Zmęczenie dawało się we znaki, toteż coraz częściej zdarzało mu się robić sobie jakąś przerwę. Dojadł chleb do końca, popijając wodą i zagryzając resztką sera. Kiełbasa zniknęła po powrocie z rozładunku, dawno już trawiąc się w jego trzewiach. Jego lewy łokieć odezwał się też tępym, mdłym bólem, przypominając mu o dawnym złamaniu i niedawnym poważnym stłuczeniu. Używał jednak przede wszystkim prawej ręki, nią wyprowadzając zamachy, nią podrywając większość ciężaru. Praca szła w miarę sprawnie.
Ciemnoskóra przeniosła gotowe do wywiezienia deski w wyznaczone miejsce. Teraz przyszedł czas na porządki. Maurenka schowała i oczyściła swój nóż. Również wyczyściła piłę i odłożyła ją tak, skąd ją wzięła. Uprzątnęła również swoje stanowisko pracy. Korę ułożyła w jedno miejsce, tak samo zrobiła z trocinami. Wyczyściła także stolik z resztek drewna. Armin otarła pot z czoła i poprawiła swoje ubranie. Kiedy uznała, że wszystko skończone podeszła do zarządcy.
- Całe 6 godzin przepracowane. - oznajmiła.
[member=268]Devristus Morii[/member]
Po odniesieniu już desek, mężczyzna udał się do drwali, pomóc im przenosić kłody.Pracownicy nie odmówili pomocy i wzięli się do przenoszenia.Zaczęli przenosi kłodę z dużego drzewa, niedawno ściętego zanieśli ją przed tartak.Następnie poszli, poraź kolejny, ale tym razem były to mniejsze kłody, brali jedną po dwie osoby.Nadzorca tylko się uśmiechał i spoglądał jak pracownicy ciężko pracują.Gdy skończyli przenoszenie, Gestat poszedł, znosić niepotrzebne gałęzie, na kupę.Po paru minutach, mężczyzna podpalił je i poszedł do zarządcy.
- Przepracowałem 6 godzin, poproszę wypłatę.
Rycerz chodził tak trochę bez celu. Chciał popracować, gdyż nie cierpiał nudy..
-Chcę porąbąć trochę drewna. Spróbować się jako drwal. Na 4 godziny.
Zabrał się wpierw za ścięcie drewna. Niedużego. Takiego dwu metrowego. Bardziej to było drzewko. Siekierę chwycił pewnie, ustawił się i machnął. Na drewnie pojawił się ślad po toporku. Kolejne uderzenie pogłębiło to. Przy następnym drzewko zaczęło się kołysać. Przy czwartym było już słabe, a przy piątym padło. Rycerz wziął balę i przeniósł ją na głębszy tartak do dalszej obróbki.
Następnie wziął nóż i powoli zaczął odcinać wszystkie nierówności. Małe, duże, gałązki, duże gałęzie. Wszystko szło w jedną, wciąż powiększającą się kupkę. Mijała mu tak ta godzina, podczas której postanowił dla komfortu pracy spiąć włosy. W końcu jednak wszystkie nierówności oraz gałęzie zostały pokonane i umieszczone na jednym miejscu. Rycerz następnie ogołocił drzewko z kłody i przygotował się do porąbania go na kawałki.
Możesz pracować w tartaku w środy, czwartki i piątki tylko i wyłącznie do 6 godzin. Co godzinę (z dopuszczalną odchyłką 10 minut) musisz napisać jak pracujesz, inaczej dostaniesz wypłatę za 1 przepracowaną godzinę.
-Ja znowu do pracy. 6 godzin.- rzekł Rycerz, biorąc się do roboty.
Chwycił za siekierę i szybkim, żwawym krokiem podszedł do jakiegoś drzewa. Ni to małe, ni to duże. Ocenił z której z strony najlepiej rąbać, ustalił miejsce w które uderzy, by nie było ani za małe, ani za duże i wykonał pierwszy zamach i ciął, zostawiając bliznę na drzewie. Gdyby mogło, krzyknęłoby "Aua!". Na szczęście nie mogło. Padło kolejne uderzenie, które pogłębiło "ranę" drzewa. Po kilku takich ciosach drzewo osłabło, by w końcu po kolejnej serii upaść. Rycerz odpoczął chwilę i zabrał się za oczyszczanie z nierówności.
Ale po czasie nastało. Stos desek był gotowy. Tylko to nadal nie były deski gotowe do składania w coś sensownego. Wymagały jeszcze obróbki. Ale to było świeżo ścięte drzewo, więc musiało poleżeć ze dwa lata, aby wyschnąć. Tak więc Kermos wziął tych desek ile mógł i ruszył z nimi do magazynu, gdzie przekazał je odpowiednim ludziom, którzy zajmą się ich ułożeniem. Po czterech takich kursach wszystko było niemal gotowe. Lecz tartak przez lata swej działalności zdołał zgromadzić sporo takich desek. Więc po oddaniu świeżych dostał wyschnięte, które musiał odpowiednio obrobić. Tak więc na początek męczył się z heblowaniem. Ręcznie jechał po każdej po kolei, aż nie były gładkie, niczym jego łuski po wyjściu z wody. Na koniec przejechał po nich pędzlem zamoczonym w oleju, by je zaimpregnować. Po tym mógł już iść po wypłatę.
24g+220g=242g
Toruviel szybko zajechała taczką z powrotem na jej miejsce. Otrzepała i oczyściła się z całego pyłu, wiórów oraz innych resztek drewna. Posprzątała też miotłą swoje miejsce pracy, zbierając wióry i resztki kory w jedno miejsce, aby nie latać po całym warsztacie. Następnie wzięła zmiotkę i szufelkę i zmiotła śmieci na łopatkę, po czym wyrzuciła je do śmieci. Odniosła narzędzia na miejsce i udała się do kierownika zmiany.
- Skończyłam, psze pana. Caluśkie 6 godzin!
Dwa wozy klocków załadowane po brzeg burty, ale jeszcze pozostał do załadowania transport desek, które miały prawdopodobnie trafić do miejsc na wyspie, gdzie jest zdecydowanie ciepło cały czas. Zatem teraz w cztery osoby wzięli się do pracy, zaczęli sobie podawać deski po kolei a dwóch pozostałych je ładowało, żeby zwiększyć wydajność. Szło im to dość sprawnie i po godzinie wóz był pewien desek jak zawsze po burtę, by móc zakryć górę przed dostaniem się wody.
Nawaar kończąc na dzisiaj, poszedł do zarządcy po grzywny. - Mam już dość. Chciałbym odebrać grzywny, ile mi sie należy?
Mauren skończył heblowanie tak jak większość współpracowników, ale to jeszcze nie koniec zadań na dziś, bo trzeba było jeszcze pozanosić deski do magazynu, jednakże najpierw ciemnoskóry odniósł hebel, kładąc go tam skąd wziął. Teraz znowu ustawił się rząd ludzi i nieludzi, którzy zaczęli sobie nawzajem podawać gotowe deski. Nawaar oczywiście wziął tym udział i sam podawał swoje jedną po drugiej, ostrożne, aby żadnej nie uszkodzić. Zrobienie takiego węża było najlepszym i najszybszym pomysłem na zmagazynowanie desek, także przebiegł prac szedł sprawnie i jak ktoś kończył heblować pozostałe deski to zaczęto je nosić, by nic nie zostało na zewnątrz. Mauren dał z siebie wszystko i mógł odebrać swoje wynagrodzenie.- Oto twoje 220 grzywien.
- Chciałbym odebrać wynagrodzenie. Ile to będzie proszę pana?
Deski były wygładzone i wyrównane. Mauren skończył zabawę i musiał je teraz pozanosić, także brał je pojedynczo, żeby żadnej po drodze nie uszkodzić, po czym zanosił je do suchego magazynu tam, układał je, gdzie było wolne miejsce, ale nie kładł je jedną na drugą tylko obok siebie, by miały cały czas dostęp do powietrza, ponieważ nie wszystkie były tak samo suche i położenie jednej na drugiej mogło wywołać, wypaczeniem się materiału, także robił to wszystko na spokojnie i bez pośpiechu, a gdy już skończył wszystko, poszedł po wynagrodzenie.- Dobra robota. Oto twoje 220 grzywien.
- Skończone na dziś, ile tym razem zarobiłem?
Bale zostały zaniesione do dalszej obróbki, czyli pocięcia je na koła. Mauren skoczył po piłę do składziku i razem z drugim pracownikiem zaczęli ciąć bale, przykładając ostrza i ruchem moja twoje rozpoczęło się rżnięcie. Nawaar wraz z człowiekiem, który mu pomagał odmierzali jakiej długości mają być przyszłe klocki i na taką odległość zaczęli, ciąć bale na przyszły opał. Oczywiście wiedzieli, że każdy może mieć inny kominek lub kuchnię. Dlatego starali się zróżnicować, by było wszystko dla każdego, także mając to w pamięci cięli dopóki, nie brakło im materiału.- Co tak zniknąłeś? Dobrze ci szło, za dzisiaj masz 100 grzywien.
Po dłuższej chwili wszystkie deski były załadowane na znajomy już elfowi wózek. Ułożył je wszystkie elegancko i równo by nie przeszkadzały w transporcie i ruszył do magazynu. Jego dzień pracy już się kończył, a przecież musiał to wszystko jeszcze dostarczyć do magazynu. Dojechał tam po chwili, ustawił wygodnie wózek i gotowe deski zaczął przekładać na odpowiednią dla nich stertę. Po chwili wszystko było gotowe. Quinn odetchnął, zadowolony z dnia pracy i udał się do zarządcy.
- Dzień dobry, przepracowałem sześć godzin, wszystko ładnie zrobione, przychodzę po wypłatę.
Na sam koniec Watu pozbierał wszystkie narzędzia których używał i odłożył je na miejsce, oczywiście dostał zjebe że nie zrobił tego od razu jednak wydawało się że wisi mu to gdyż przyszedł tu tylko dobrobić a to praca w szpitalu była głównym żródłem jego zarobku i tym w co puki co sie wkręcił. Po zrobieniu wszystkiego co miał zamiar Watu udał się do majstra po zapłatę który kręcił się w sumie nieopodal i zbijał bąki.- Dobra robota. Oto twoje 220 grzywien.
-Witam pracowałem 6 godzin.
Gascaden westchnął zmęczony i został ponownie wysłany do lasu, gdzie dalej miał walczyć w nierównej walce przeciwko bezbronnym drzewom. Uniósł siekierę i po raz kolejny zadał śmiertelny cios wiekowemu obserwatorowi otoczenia. I jeszcze raz, a ptak siedzący na drzewie odleciał wystraszony. Wkrótce klin wbity w korę przeważył i obalił kolejne drzewo. Gdy jaszczur miał się brać za pozbycie się gałęzi, ogłoszono zmianę. Zimnokrwisty westchnął ciężko i ruszył po zapłatę.
648g + 220g = 868g