Salazar po upływie 5 dni i staniu jak pajac przed rodzinami, gdzie żarcie z wietrzało, trunki wyparowały, a wszyscy pozostali zostali wmurowani w fotele jak posągi. Zirytował się nieziemsko, stał prosto
- No i chuj, no i cześć. - I chwycił za obrus stołu ciągnąć go ze sobą wygenerował cudowny hałas przewracanych srebrnych pucharów, talerzy, mis, sztućców, które spadając ze stołu tłukły się, rozbijały i brzęczały przy zderzeniu z podłogą.
- Pierdziel to Zbyszek, podpowiem ci, idź i się powieś na najbliższym płocie, zrobisz jej tym najlepszy prezent ślubny. - Powiedział mijając go trzymającego obraz i klepiąc w ramię. gdy już szedł do bramy fortu. Zostawił w końcu też ten obrus. Wyminął strażników i poszedł do stajni.
- Dawać mojego pałasza i zachowajcie drugiego konia co macie na moje nazwisko, zapłacony był za 2 dni, od podróży i tak go macie więc nic nie muszę dopłacać.
Wsiadł na Pałasza i pojechał do Efehidonu chcąc zapomnieć o Zbyszku, Beatrice z Atusel i wszystkim dookoła.
~~ REZYGNUJĂ Z WYPRAWY!!! ~~ PROSZĂ O JEJ ZAMKNIĂCIE!!! ~~
[member=1698]Szarleǰ[/member]