Wielki wilk przeraźliwie zaryczał, gdy Gascaden znowu go okaleczył. Kolejne uderzenie wymierzone w łuskowatego rycerza rozjuszyło kanclerza Bractwa. Raz za razem rzucił srebrnymi nożami w plecy wilkołaka, wywołując kolejny spazm i ryk bólu. Zaczął biec ku niemu, jednocześnie składając się do ciosu z szabli z nad głowy. Wielki wilk machnął łapą w jego stronę, tak jak się tego spodziewał. W ostatniej chwili, zebrana moc magiczna marszałka koronnego pozwoliła zniknąć mu z oczu wilk, rozbić swoje ciało, po czym pojawić się nagle i niespodziewanie za wilkiem. Ciął ostro, z nad głowy. Przeraźliwie. To była kara. Włochata i pazurzasta łapa spadła na ziemię, a z kikuta polała się krew. Wyznawcy wilka przeraźliwie stęknęli i jękneli. Marduk uderzył go w głowę telekinetycznym impulsem, który był tak mocny, że wilkołak stracił przytomność i padł na ziemię. Draven pomógł szybko wstać Gascadenowi.
– Pilnuj, by nie wstał – polecił mu. Sam stanął przy wyjściu z jaskini.
W swym pokazie swej niezwykłej brutalności, wyżynał uciekających wyznawców wilka. Nie tylko mężczyzn, ale kobiety i dzieci również. Każde z nich było śmierdzącym, ohydnym wynaturzeniem odpowiedzialnym za śmierć tych trzech osób, a pewnie i znacznie większej ilości. Ciął i rąbał bez finezji. Ręce, głowy i ciała padały na ziemię. Krew tryskała po ścianach jaskini, a po chwili w jaskini byli tylko dwaj rycerze, nieprzytomny wilkołak i masa trupów jego wyznawców.
Marduk otarł i schował szable. To samo zrobił z nożami.
– Popilnuj go jeszcze chwilę. Mam pomysł – dodał. Wyszedł z jaskini, gdzie znalazł jakiś długi i gruby drąg. Wbił go w ziemię z niemałym wysiłkiem. Sprawdził, czy dobrze stoi. Pod podstawy dał uschnięte liście i gałęzie. Po kilkunastu minutach wilk zaczął się budzić, a Marduk wrócił. – Izaar! – zainkantował, usypiając go. Pośród wielu manatków znalazł jakieś sznury i zaczął wiązać wilkołaka. Gdy skończył, wziął jeszcze kilka skór z jaskini i przerzucił je sobie przez ramię.
– Wynieśmy go przed jaskinię. Mam dla niego niespodziankę – polecił kanclerz Bractwa.
Na zewnątrz czekało coś, co wyglądało na prowizoryczny i zrobiony szybko stos. Taki jak z opowiadań o inkwizytorach i heretykach...