Dojrzał lecącą z drzewa głowę, doskakującą do zbiorowiska grupkę osób, sytuacja wyglądała groźnie. Stwierdził, że zaryzykuje, co mu tam, najwyżej wyzabija wszystkich. Ponownie położył jedną z kusz przed sobą, drugą złapał w obie ręce, będąc na oko mniej niż 300 metrów od całej zgrai, przyłożył broń do ciała, wycelował w głowę jednego z osobników zbliżających się do grupy, pociągnął za spust.
Zeskoczył z konia, odrzucił narzędzie pracy na ziemie, złapał drugie, po czym ponownie oddał strzał w kolejnego z osobników, celował w głowę. Srebrne bełty świszczały w powietrzu. Złapał konia za lejce, pociągnął go do siebie, tak, że ten stał bokiem, schylił się, po czym zasłonił się jego ciałem przeładowując kuszę.