Wkrótce do grupy maurenów dołączyły typy z karczmy. Prowadzili przy tym kilka osób. Krasnoludów, w tym tego, który klepnął Armin. Był tez znajomy Nawarowi pijaczek. Oprócz tego, tak z cztery osoby. Razem wychodziło więc ich siedem. Załadowali się na wóz, oraz konie. Łącznie jechał pełen wóz "robotników", oraz obstawa dziewięciu wojowników oraz maga. Obstawa wraz z wozem, na którym byli już maureni ruszyli ku bramie północnej.
Nie wiedzieli, że byli obserwowani...
– Na pewno musi to wyglądać zdumiewająco! – odpowiedział Marduk z serdecznym uśmiechem. Zaśmiał się lekko.– Burza czarnych piór i stali, która miota piorunami Zartata. Biada temu, kto stanie na drodze, kto jest niegodziwy, bo sięgnie go stalowe, ogniste ramię Patty! – mówił podniośle, choć czuć było nutkę żartu, Delikatnie poklepał anielicę po ramieniu.
Nagle przyszedł ktoś do karczmy. Przybył prosto do Marduka i wyszeptał mu coś, po czym odszedł. Święty mściciel powstał.
– Ruszamy. Powinni być już przy bramie. Do stajni – powiedział głośno, pewien, że także i Dragosani usłyszy. Skierował się do wyjść.