Mężczyzna, ubrany sterylnie, w prosty, bury strój z początku był zdezorientowany. Szybko odzyskał jednak trzeźwość umysłu. Wziął torbę lekarską i wybiegł ze sklepu, do miejsca, które wskazała Armin. Niemal natychmiast przystąpił do udzielania pomocy. Robił to ze stoickim spokojem.
Cukiernik wielce się ucieszył, gdy zobaczył kto jest jego gościem. Szybko się otrząsnął z ucieszenia, jakie mu to sprawiło. Skinął przyjaźnie głową i zaczął pakować pączki do torebeczek. Szybko się z tym uwinął, widocznie był już doświadczony w fachu.
- To będzie... – powiedział przyjaźnie.- 100 grzywien... ale dla pani anielicy... niech będę stratny, Zartat widzi każdy uczynek! 80 grzywien! – dodał ze szczerym uśmiechem.
Marduk kątem oka zauważył przybycie Melkiora i jego kompanów. Przez chwilę milczał tak, dolewając sobie i Patty miodu. Możliwe, że rada Patricii nie była wcale taka głupia. Może lepiej mieć te ochlejmordy po swojej stronie, niż przeciwko? Zwłaszcza na wyprawie, na której walczyć się będzie z nieśmiertelnymi czarnymi magami, czy też będzie szukać się ich serc.
– Co tam na mieście? – zagadał do elfa, po czym popił miodu. Przysunął garniec trunku bliżej elfa, jak gdyby chciał go poczęstować. Zapalił kolejnego papierosa, przybliżył paczkę do Patty, gdyby chciała, a potem do Melkiora.