Człowiek płaszcza nie miał, ale na szczęście taka temperatura to za mało żeby ostudzić jego zapał do walki. Póki nie złapie ich prawdziwy mróz, Egbert będzie mógł walczyć w samej koszuli i będzie przy tym równie skuteczny jak zawsze. Lata służby trochę go uodporniły. Prawda, ostatnimi czasy zarabiał jako ochroniarz. Nie zmieniało to jednak tego, że z zawodu i z zamiłowania był żołnierzem. Długie marsze, przygotowywanie okopów, zwiad, to był jego żywioł. Czuł się pewnie i w natarciu i w obronie. Na Valfden wojownik mieszkał już od jakiegoś czasu, właściwie to można go już było liczyć w latach, ale póki co w dalszym ciągu nie zdołał się jeszcze niczym wykazać. Jakoś strasznie mu to jednak nie przeszkadzało. Życie prostego szeregowca też miało swoje zalety.
Gdy drużyna wjechała do lasu, Egbert zrobił się jeszcze czujniejszy. Może tak blisko stolicy nie powinni spodziewać się większych niebezpieczeństw, ale ich mały konwój poruszał się dość szybko, więc już niedługo zostawią bezpieczne tereny za sobą. W czasie Hemis nawet główne trakty były narażone na ataki wygłodniałych bestii, oraz zdesperowanych bandytów. Takich, którym nie udało się znaleźć bezpiecznego schronienia na tę porę roku. Kątem oka najemnik spostrzegł kuszę Kazmira.
Dobrze byłoby mieć taką, gdyby zza krzaków wyskoczył jakiś na wpół zdziczały ork. Po powrocie trzeba będzie pójść na zakupy.
Myśląc o tym, mężczyzna zważył swoją sakiewkę. Jej zawartość, plus wynagrodzenie za obecną robotę i powinno mu spokojnie wystarczyć na jakąś kuszę, albo pancerz. Może oba. Póki co jednak najpierw trzeba było dotrzeć do dżungli i przeżyć spotkanie z nekrusem.
Nie dziel skóry na niedźwiedziu, stary.
Powodowany tą myślą, Egbert wrócił do obserwacji otoczenia. Nie było to jakoś szczególnie trudne zadanie. Trakt był przecież szeroki, więc od zarośli dzielił ich jeszcze kawałek. Do tego trudno byłoby komuś ukryć się wśród tych pozbawionych liści drzew. W dodatku na śniegu widoczny będzie każdy, kto nie nosi białego płaszcza. Bądź nie ma białego futra.