Spokojnym ruchem anielica wyciągnęła rękę przed siebie, wykonując gest podobny nieco do próby chwycenia czegoś dłonią. Bandyta poczuł jak jego gardło zaciska się nagle, odcinając dopływ powietrza, a on sam został podniesiony w górę z pomocą niewidzialnej, lecz boleśnie prawdziwej siły. Mężczyzna próbował coś powiedzieć, przytykając dłonie do gardła, jak gdyby chciał zerwać pętającą go linę, ale tej przecież tam nie było. Jego twarz najpierw poczerwieniała, a potem zsiniała, gdy wraz z upływem kolejnych sekund jego płuca nie otrzymywały tak potrzebnej im do życia porcji tlenu. Patty w końcu cofnęła rękę, a bandyta z hukiem padł na ziemię, rozpaczliwie łapiąc kolejne wdechy. Kobieta pochyliła się nad nim i uśmiechnęła nikle.
- Spróbujmy jeszcze raz... Dlaczego we mnie strzelaliście, a widząc jak ląduję zaczęliście mnie szukać?