ÂŻycie we wsi Mirty kręci się wokół karczmy „Dziarskie kaczątko”. To tutaj schodzą się mieszkańcy po ciężkim dniu pracy na rzecz swojej ukochanej miejscowości. Budynek ten jest postawny, dużych rozmiarów, mieści się w centrum wioski. „Dziarskie kaczątko” oferuje podróżnym pokoje do wynajęcia oraz treściwą strawę, którą można najeść się do syta po całym dniu na szlaku lub w polu. Tym, co karczmę tę wyróżnia spośród setek innych, potencjalnie tylko podobnych, to goście. Siedlisko bandytów, krętaczy i awanturników, którzy stanowią przeważającą część społeczeństwa. Wśród bielonych ścian skrzętnie skrywają swoje tajemnice i niecne występki. Dla przybysza z zewnątrz jest to po prostu miejsce, gdzie spotykają się najgorsze szumowiny o najgorszym wyglądzie. Wnętrze... Ach ta woń... odetchnij teraz pełną piersią, ale weź takiego macha do pięt... Co ci to przypomina? Bo nos przeciętnego człowieka wyczuwa tutaj nutę brutala walczącą z mocarnym bukietem samczej pachy. Gdyby zapachy miały kolory to na tej sali dominował by brąz. Jednym z odźwiernych jest krasnolud, spojrzał na ciebie i zwrócił się do kumpla. Zaczęli debatować na temat długości swoich włosów na plecach.
Odwracając się spojrzałaś na krasnoluda... co to? na brodzie? Widziałaś ty kiedyś tyle juchy na zaroście? Istna masakra... Co kolejny element w karczmie to jeszcze lepszy. Jest wśród nich człowiek z amputowaną dłonią, a w miejscu dłoni nakładka ze stalowym hakiem. W kącie karczmy siedział okropny niziołek, a na jego plecach stało kilka szczurów. Uderzające podobieństwo tego człowieka do twarzyczek szczurów, tylko mniej owłosione. Jedynym kto wyglądał tu dosyć normalnie był dobrze ubrany w nielichy strój, spasły mężczyzna. Po chwili podszedł do ciebie karczmarz, a był nim człowiek z hakiem. Przystawił ci hak do piersi i gburowatym tonem, lecz starającym się brzmieć dosyć gustownie, na siłę starał się być miły, lecz dobrej etykiety nauczonym nie był.
- A ty cego tu ylfko?