- Skłamałbym, gdybym powiedział, że o tym nie myślałem. O goblinach i innych tego typu upierdliwych bestyjach. Nie znalazłem jednak nic, a do tego mam swoje obowiązki, którymi muszę się zająć. Od zeszłego hemis mieszkam sam, więc muszę wszystkim zajmować się samodzielnie.
Gdy znaleźli się przed domem leśnika, Miłosz zaczął się zastanawiać nad miejscami, które podał Viktor. O żadnych większych grotach nie wiedział, a okolicę znał przecież całkiem nieźle, co chwila przemierzając najbliższe tereny lasu pilnując wycinek, odławiając niektóre zwierzęta, pilnując i strzegąc. Rzeka płynęła, pewnie, ale była to ogromna wstęga wody i przedzierała się przez stolicę. Nic mniejszego nie ostało się w tej okolicy, od zachodu. Miłosz próbował skojarzyć jakieś większe jary i kotlinki, które mogłyby skrywać jakieś wejścia, ale niczego konkretnego w swojej głowie nie znalazł. W jego pamięci pojawiła się jednak jedna czy dwie opuszczone chaty, które znajdowały się nieco dalej na północ. Relatywnie niedaleko, chyba mniej niż dwa kwadranse drogi pieszo. Nie mógł sobie przypomnieć dokładnie, ale świetnie wiedział jak to miejsce odnaleźć.
- Tam jest taki zrujnowany domek z kamienną podmurówką. Zarośnięty jak diabli, ze środkowej izby wyrastają drzewa, całe zakrzaczone. Ale skoro murowany, to może i podpiwniczony, co stwarza jakieś szanse Twojej teorii. Nie zaglądałem nigdy do środka, gdyż jakoś nie bawiło mnie przebieranie między omszałymi kamieniami. Myślisz, że warto spróbować?
Miłosz również wytłumaczył jak to miejsce odnaleźć, kierując się na północ, idąc wzdłuż traktu. Wychodził on z miasta na zachód, ale na moment kierował się ku północy, by potem przeciąż równo teren, wracając w kierunku zachodzącego słońca. Teren powinien troszkę się tam podnosić, tworząc wydłużony, rozlany pagórek. Dom był na jego szczycie. Nie dało się go pominąć.