ÂŻyczenie krasnoluda się spełniło, ale trwało to jeszcze ładnych parę godzin. Kiellon na przemian spał, budził się dlatego, że ciężko w wozie bojowym o wygodę do tego będąc wyposażonym w zbroję płytową, która strasznie uwierała. Normalnie jak żyć? No w końcu gdy nastał ranek, bo jeszcze jakieś promienie słońca się przebijały dotarli do Gandawy. Wóz bojowy stanął i wszyscy ze środka mogli wyjść. Teraz paladyn mógł sobie ponarzekać na nieszczęśliwy los. - Ja pierdole. Kto wymyślił jechać taki kawał w wozie bojowym? Zadał pytanie retoryczne! Gnaty mu strzelały razem z całymi blachami, które miał na sobie. Kanclerz musiał trochę pochodzić, by cały organizm nadawał się na dalsze podróże. Marduke jak zawsze w swoim stylu zaznajamiał się z tutejszymi, lecz pewne znaki nie były mu obce na przykład te, które herbowe MacBrewmanna. - Kazik jako porządny krasnolud karczmy, nie wybudował?! Kurwa nie wierzę! Wstyd na całą społeczność, ale go wyśmieję. Zaśmiał się do tego radośnie, że hej i nagle wszystkie bóle i urazy dotyczące podróży minęły. - Radziłbym nie wzywać nikogo, bo masz przed sobą sołtysie dwóch "zaufanych" ludzi króla. Kanclerza i Marszałka, a teraz grzecznie proszę o odpowiedzieć na pytanie kolegi i pokazać jakieś posłanie, w której oby siano się znalazło, bo mam dość siedzenia w puszcze. Kiellon mówiąc puszka, nie miał na myśli swojej zbroi, ale niby jako czarna owca z bractwa umie na spokojnie rozmawiać skoro istnieje taka potrzeba.