Autor Wątek: Skrzydła i szpon  (Przeczytany 21961 razy)

Description:

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Dragosani

  • Moderator
  • ***
  • Wiadomości: 13737
  • Reputacja: 11794
  • Płeć: Mężczyzna
  • Chwalmy Tawernę!
    • Karta postaci

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #300 dnia: 19 Czerwiec 2018, 12:20:24 »
- Yyhhrr... - odpowiedział jej Krecik, oddychając ciężko. Mrugnął raz, potem znowu... i jeszcze raz. Problem w tym, że tylko jednym okiem. Drugim mrugał cały czas. Co to mogło znaczyć? i czy miało jakieś komunikatywne znaczenie?
Tymczasem widmo zaczęło się znów poruszać. Jego syk wzmógł się, macki zaczęły się unosić. Zjawa otrząsnęła się ze skutków zaklęcia i ponownie stała się groźna. Wzniosła przed siebie ręce i przywołała swoją magię. Podmuch ognia buchnął w stronę anielicy i lezącego Krecika.

Offline Evening Antarii

  • Arystokrata
  • ***
  • Wiadomości: 3863
  • Reputacja: 4704
  • Płeć: Kobieta
    • Karta postaci

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #301 dnia: 19 Czerwiec 2018, 13:31:49 »
-Ashush!- krzyknęła anielica po zebraniu w sobie energii, zauważając, iż zjawa odzyskuje siły. Jej tarczę otoczyła teraz cienka magiczna błona, mająca za zadanie ochronić ją przed ognistymi atakami. Poczuła gorące powietrze na twarzy. Stwierdziła, że Krecikowi niewiele życia pozostało, a nawet jeśli, to w tym momencie ból i obrażenia sprawiły, że nie miał on możliwości ani się ruszyć, ani cokolwiek przekazać nawet drobnym gestem. Cóż, teraz pozostało jej bronić tylko siebie, a jeśli Krecik ma trochę szczęścia, to uda mu się przeżyć do końca walki, która odbywa się wokół niego. Oby Zartat był dla niego łaskawy.
Evening była na siebie niesamowicie zła... Nie z takimi przeciwnikami miała do czynienia w przeszłości i dawała radę. Tutaj zaś męczyła się z jakąś zjawą. I pewnie może ich się tu pojawić więcej. Niestety nie przygotowała się do wyjazdu tak dobrze, jakby chciała. Stwierdziła, że musi stąd znikać jak najszybciej. Po prostu odleci. Lecz najpierw jeszcze raz musi ogłuszyć zjawę, by nie goniła jej przypadkiem przez pół Zuesh albo i dalej. Potem, gdy zjawy tam nie będzie, wróci po Krecika i weźmie go do miasta, jeśli w ogóle będzie co zbierać. Może nie był to najlepszy plan, ale coś należało zrobić. Cokolwiek.
Postanowiła użyć tego samego zaklęcia co niedawno. Przynajmniej wiedziała, jak zadziała na widmo, i że da jej trochę czasu. Poprosiła w myślach boga o cząstkę swej boskiej energii. Czuła, jak ją wypełniała moc Zartata. To pozwoliło jej uderzyć w zjawę błyskiem niebios. Gdy wypowiedziała inkantację -Izeshar upishosh!, przeciwnika znowu zalał słup oślepiającego światła pochodzącego od samego boga. Tymczasem Evening cofała się do wyjścia z groty, patrząc jak świetlisty atak otoczył niematerialną formę zjawy. Gdy była już na zewnątrz, momentalnie odbiła się od wulkanicznego podłoża i wystrzeliła w górę, wzbijając skrzydłami tumany kurzu. Po kilku sekundach intensywnego wysiłku znalazła się kilkaset metrów nad ziemią i leciała w stronę miasta. Sprawdziła, czy widmo jej nie goni. Bardzo szybko przemieszczała się, wyprzedzając w locie ptaki i rozwiewając chmury. Wypatrywała w dole Funery i siedziby Chevalier. Albo byle wioski. Potrzebowała tylko żelaznego miecza!
W głębi ganiła się za tak prostackie i niegodne anielicy zachowanie. Proszenie się o miecz. Ale cóż. Później musiała tam wrócić po Krecika, gdyż nie wiedziała gdzie szukać Funerisa z Dragiem, a on wiedział dokąd poszli. Jeśli Krecik będzie w zbyt opłakanym stanie, to na własną rękę poszuka śladów bytności króla i anioła.
« Ostatnia zmiana: 19 Czerwiec 2018, 13:34:44 wysłana przez Evening Antarii »

Forum Tawerny Gothic

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #301 dnia: 19 Czerwiec 2018, 13:31:49 »

Offline Dragosani

  • Moderator
  • ***
  • Wiadomości: 13737
  • Reputacja: 11794
  • Płeć: Mężczyzna
  • Chwalmy Tawernę!
    • Karta postaci

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #302 dnia: 21 Czerwiec 2018, 17:10:12 »
Umagiczniona tarcza Evening ocaliła anielice i Krecika przed ognistą śmiercią. Co prawda dla Krecika zapewne to niewiele znaczyło... Zjawa ponownie potraktowana zaklęciem została ogłuszona po raz drugi. Panna Antarii mogła się ewakuować. Problem polegał na tym, że Chevalier był spory kawałek drogi stąd, nawet lotem. A Funera jeszcze dalej.

Offline Evening Antarii

  • Arystokrata
  • ***
  • Wiadomości: 3863
  • Reputacja: 4704
  • Płeć: Kobieta
    • Karta postaci

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #303 dnia: 23 Czerwiec 2018, 18:32:15 »
ÂŁapiąc prądy ciepłego powietrza można było naprawdę daleko polecieć nie ruszając nawet skrzydłem. Zuesh jest zaś ciepłą wyspą i na pewno takich wznoszących słupów powietrza nie brakowało. Szybowanie było wręcz przyjemne. Jednak anielica nie mogła zbyt wysoko poszybować, gdyż liczyła na to, iż wypatrzy w gęstym lesie jakąś wioskę, gdzie dostanie choćby żelazny sztylet. Może na trasie do Chevalier leżały takie niewielkie osady i Evening uda się choć jedną z nich wypatrzeć. Jeślni nie to trudno. Wtedy poprosi o broń w zueskiej siedzibie Bractwa.

Offline Dragosani

  • Moderator
  • ***
  • Wiadomości: 13737
  • Reputacja: 11794
  • Płeć: Mężczyzna
  • Chwalmy Tawernę!
    • Karta postaci

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #304 dnia: 25 Czerwiec 2018, 18:04:46 »
Po drodze do Chevalier osady rzecz jasna nie było. Evening z pewnością pamiętałaby ją z ich podróży na stok wulkanu. Więc pozostawał sam fort Bractwa. Ostatecznie po locie, który krótki nie był anielica spostrzegła w oddali zabudowania. Ich kształt był znajomy, pamiętała je. Była to twierdza Chevalier .

Offline Evening Antarii

  • Arystokrata
  • ***
  • Wiadomości: 3863
  • Reputacja: 4704
  • Płeć: Kobieta
    • Karta postaci

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #305 dnia: 25 Czerwiec 2018, 21:04:36 »
Eve wybrała plac treningowy jako miejsce swojego lądowania. Wzbudziła odrobinę zainteresowania wśród kilku rekrutów ćwiczących walkę mieczem. Postanowiła ich zagadać, gdyż po długim locie wolała nie marnować sił na chodzenie po siedzibie i szukanie kogoś "ważniejszego".
-Hej! Czy któryś z was mógłby zorientować się od kogo mogę pożyczyć żelazny miecz?- wolała więcej nie dodawać, by się nie kompromitować. -Pilna sprawa...

Offline Dragosani

  • Moderator
  • ***
  • Wiadomości: 13737
  • Reputacja: 11794
  • Płeć: Mężczyzna
  • Chwalmy Tawernę!
    • Karta postaci

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #306 dnia: 26 Czerwiec 2018, 12:02:25 »
Na placu było kilku rekrutów. Trenowali walkę mieczem i tarczą. A doglądał ich ktoś, kto był chyba trenerem. Chociaż tak naprawdę był niewiele starszy od nich.
- Ee... - odpowiedział najbliższy rekrut.
- Yy... - dodał od siebie "nauczyciel". Jednak on tez najszybciej doszedł do siebie. - Miecz! - zawołał. - ÂŻelazny miecz! A po co? Znaczy... - Chwycił za własną broń. Odpiął pochwę z mieczem od pasa. - Znaczy ja mogę... ale proszę, znaczy... to miecz po moim ojcu... - Chyba nie bardzo wiedział jak powiedzieć wojowniczce Zartata, że oczekuje jego zwrotu. No ale też nie bardzo mógł odmówić.



Nazwa broni: Ojcowski miecz
Rodzaj: miecz
Typ: jednoręczny
Ostrość: 20
Wytrzymałość: 25
Opis: Wykuty z 1,35 kg żelaza o zasięgu 0,8 metra.

// Pamiętaj, aby dodać to do ekwipunku.


« Ostatnia zmiana: 26 Czerwiec 2018, 12:04:57 wysłana przez Dragosani »

Offline Evening Antarii

  • Arystokrata
  • ***
  • Wiadomości: 3863
  • Reputacja: 4704
  • Płeć: Kobieta
    • Karta postaci

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #307 dnia: 26 Czerwiec 2018, 15:31:21 »
-Proszę nie być takim wścibskim!- oburzyła się teatralnie Eve, gdy usłyszała pytanie " a po co". Na szczęście trener szybko się zreflektował i dał dziewczynie to, o co jej chodziło. -Proszę się nie martwić, dostarczę miecz najszybciej jak się da. Rozumiem, że to cenna pamiątka- zapewniała go anielica, przypinając sobie broń. -Dobrze wam idzie. Trenujcie dalej- zachęciła wszystkich obecnych do ciężkiej pracy. Wszak któryś z tych chłopaków na pewno będzie w przyszłości tworzył elitarne jednostki Bractwa. Po tych słowach ponownie wzbiła się w powietrze i leciała w stronę wulkanu Aralak do miejsca, gdzie zostawiła Krecika.

Offline Dragosani

  • Moderator
  • ***
  • Wiadomości: 13737
  • Reputacja: 11794
  • Płeć: Mężczyzna
  • Chwalmy Tawernę!
    • Karta postaci

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #308 dnia: 27 Czerwiec 2018, 17:13:43 »
Pierwszymi słowami, którymi Evening odpowiedziała na wypowiedź trenera anielica zaskarbiła sobie zapewne plotki w całej twierdzy. Taka jest już ludzka natura. A co mogło to obchodzić wysłanniczkę boga?
Wzbiła się więc w powietrze, aby wrócić na stok wulkanu. Tym razem podróż zdawała się trwać krócej... ale skrzydła zaczynały boleć od wysiłku. Może jakieś zaklęcie odegnałoby zmęczenie? Evening znalazła jaskinię pryz której przedtem stoczyła walkę. Lecz widma nie było. Podobnie jak ciała Krecika. Był tylko pył i wiatr. Nagle Evening dostrzegła jakaś postać siedząca na pobliskim głazie. Był to kunanin. Obok o głaz oparty był długi drewniany kij. Kot milczał i siedział tak tylko nudząc coś pod kocimi wąsami.

Offline Funeris Venatio

  • Arystokrata
  • ***
  • Wiadomości: 8062
  • Reputacja: 8788
  • Płeć: Mężczyzna
  • Im więcej wiem, tym więcej wiem, że nic nie wiem.
    • Karta postaci

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #309 dnia: 28 Czerwiec 2018, 13:50:18 »
- Dlaczego miałbym kłamać? – zapytał, biorąc ze stołu miskę. Z wielkim smutkiem skonstatował, że nie ma ani smalcu, ani skwarek, a drewniana łyżka brzęczy pośrodku otwartej, pustej przestrzeni. Odłożył więc niesmacznie kawałek urwanego chleba, rozejrzał się wokół, jakby szukając ratunku. Postać naprzeciwko z obleśnym uśmiechem mówiącym "ja zjadłem ostatki" kręciła głową, chcąc wyraźnie dać do zrozumienia archaniołowi, że na ma co szukać po próżnicy. Funeris zaklął szpetnie pod nosem, a ktoś z prawej szturchnął go, by kontynuował. Przystawił jednocześnie kiszone ogórki, które mogły ukoić nieco strapionego wojownika. Ten tylko popatrzył na nie krytycznie, popijając ciemnego piwa i ocierając wierzchem dłoni pianę z ust.
- Nadal mi się robi gorąco, jak pomyślę o bydlaku – dodał, patrząc po kompanii. Dwójka ludzi w gambesonach, jeden skrzydlaty jegomość, elfia kobieta. Ona była przewodnikiem, oni jego podopiecznymi, towarzyszami, przyjaciółmi. Sam ubrany był w lekką kolczugę i pikowany kaftan, mając narzuconym na wierz  czerwono-złotą tunikę sięgającą poniżej pasa. Radwan na piersi dumnie skrzył się w świetle świec i palących się łuczyw. Sprawiał wrażenie medalionu, znaku runicznego chroniącego właściciela.
- Odłamki latają wszędzie, wokół pełno gruzu. Cofnąłem się dalej w stronę jaskini, nie chcąc zaraz przez przypadek wpaść do jeziora lawy...- kontynuował.
- Tak, to już wiemy – przewróciła oczami kobieta. Trąciła nożem ogórka, patrząc na niego z obrzydzeniem. Mimo iż kiszone, ich świeżość pozostawiała wiele do życzenia. Mężczyźni mieli żołądki z czarnej rudy, ona tylko stalowy. I była wybredna.
- A, tak - odpowiedział. - I drą się wtedy, jeden z drugim: Anioł! Egzorcysta! – modulował głos, chcąc upodobnić się do dudniącego, chrapiącego ryku białego demona. - A ja naprawdę, bez ściemy, nie usłyszałem pierwszego słowa, bo te kamulce się jeszcze walały wszędzie wokół, odbijając się z hukiem po podłodze. I już chciałem wrzasnąć z oburzeniem, że żaden ze mnie egzorcysta, niech wraca skąd przylazł, kiedy zdałem sobie sprawę, że to kurewski biały demon i czas raczej walczyć o swoje doczesne życie...

Pierwsze dostrzegł ślepia. ÂŻółto-czerwone, wściekłe, żarzące się piekielnym ogniem. Wielkie jak głowica miecza. Powoli skupiały ostrość na punkcie przed sobą, czując go również wszystkimi innymi zmysłami. Po chwili kamienna konstrukcja złamała się u góry, uwalniając głowę z czterema potężnymi rogami. Dwa biegły prostopadle w tył, pozostałe dwa zakręcały w górę, by położyć się równolegle do posadzki. Anioł postąpił krok w prawo i w tył, chcąc wyminąć wyłaniającego się powoli przeciwnika i znaleźć się jak najdalej od jeziora lawy, które miał w bezpośredniej bliskości. Miecz trzymał wysoko w gardzie, nie mogąc na razie nawet myśleć o zaatakowaniu otulonego kamieniem demona. Wykorzystał więc kilka krótkich chwil, które zajęło mu oswobodzenie się z pęt, by przygotować się do starcia. Runy u podstawy szalały pulsującym blaskiem, gdy bestia rozrywała okowy, uzyskując szybko pełnię ruchu. Wojownik Zartata czuł żar bijący od demona, przebijający się nawet przez ogarniające wokół ciepło wnętrza wulkanu.
- Anioł! – ryknął przeciągle, dziwnie artykułując głoski, nie będąc przystosowanym zbytnio do wypowiadania słów w taki sposób i w tym języku. Nienaturalne ułożenie demonicznego języka, tchawicy i strun głosowych.
Funeris cofnął się, desperacko próbując sobie przypomnieć, gdzie znajdowały się te dziury w posadzce, które omijał i na które zwracał uwagę, gdy jeszcze łańcuch był cały. Miał sporą pewność co do tego, że najbliższa była kilka metrów za nim, jakby trochę w lewo. Postąpił więc pewnie następny krok w tył i jeszcze jeden, dając sobie odrobinę przestrzeni.
Demon był wielki, a do tego w jednej chwili cały zapłonął blado-czerwonym ogniem. ÂŻar uderzył anioła w twarz niczym stalową rękawicą, mimo iż to on był jedynym, który posiadał okute dłonie. Bestia miała pewnie ze trzy metry wysokości, w barach będąc tak szeroką, jak on długi. Masywne, zakończone szponami ramiona, dosięgały go zdecydowanie szybciej, niż on mógł dosięgnąć swojego adwersarza. To umysł miał być największą bronią Funerisa w tym starciu, nie jego miecz czy jego magia. To dzięki sprytowi i rozwadze miał wyprowadzić swojego przeciwnika w pole, obrócić jego zalety na jego niekorzyść i wyjść z tej walki żywym.

- Serio, jak młotem. Złączył je u góry i huknął, jakby wbijał jakiś pal pod namiot czy pod płot.
Właśnie doniesiono dzban z piwem, ale karczmarz przepraszał uniżenie, że nie ma więcej tego smalcu ze skwarami, bo wczoraj był pan bajlif z wójtem. Popili podobno nieźle, opróżnili spiżarnię, jak się tłumaczył, a i nawet zapłacić nie chcieli, tłumacząc wszystko jakimiś ważnymi urzędowymi sprawami, których biedny oberżysta w ogóle nie zrozumiał. Drugi anioł uspokoił go ruchem dłoni, by przestał się tłumaczyć, że nic się nie stało. Wręczył człowiekowi trzy srebrne monety za piwo i poprosił o nieco więcej chleba, trochę suszonej kiełbasy, jeżeli jakaś się ostała i zapytał o stan gulaszu. Na palenisku, bezpośrednio przed skrzydlatym jegomościem, gotowała się potrawka. Widział wyraźnie bulgoczący kociołek, w środku zioła, wieprzowe mięso z ubitego z rana prosiaka i trochę warzyw. Wyjdzie pewnie lura, ale może nawet i smaczna. Widział wcześniej, jak mężczyzna zagęszczał wszystko białym puchem mąki, krzywiąc się nieco, samemu nie będąc fanem przypalonej, sproszkowanej pszenicy.
Karczmarz dodał, że znajdzie jeszcze nieco żółtego sera, a pewnie i kozi się ostał. Wojownik w czarnej tunice, milczący przez większość wieczora, wyraził zainteresowanie tym ostatnim, uniżenie i z nieco przesadną grzecznością prosząc o odrobinę tegoż, jak to sam ujął, miejscowego specjału. Znany był z kwiecistości języka i szybkiej ręki dzierżącej miecz.
- Prawie mnie trafił, skurwiel. O mały włos i bym był kilka cali niższy – rzucił do towarzyszy, jakby na potwierdzenie swoich słów pokazując czubek swojej głowy otwartą dłonią, potem schodząc niżej na ławie, udając fakt skurczenia się.

Odskoczył w ostatnim momencie. Biały demon wzniósł obie ręce nad dłowę i złączył je w postaci młota. Zrobił to tak szybko i zwinnie, chwilę wcześniej stając w płomieniach, że anioł ledwo dostrzegł ten ruch. Będąc cofniętym o kilka metrów miał nadzieję, że będzie miał dostatecznie dużo czasu na jakąkolwiek odpowiedź, ale w walce z demonem nie wszystko zawsze idzie po twojej myśli.
ÂŻar uderzył go w twarz, wytrącając z trzeźwego myślenia jedynie na niewielki ułamek sekundy, ale to wystarczyło, by prawie zostać zmiażdżonym przez potężne dłonie. Taki atak, gdyby tylko trafił w anioła, złamałby mu czaszkę, skruszył kręgosłup i wbił w ziemię niczym składaną harmonijkę. Poeta zerknął w swoje prawo, dosłownie dwa metry dalej, niedużo, szukając ratunku. Czuł jak mieszki włosowe podnoszą mu się do góry i zajmują ogniem w śmierdzącym pandemonium. Powietrze wokół jego głowy rozgrzewało się niesamowicie a on sam już miał tracić dech. Zniknął jednak.
ÂŁaska Zartata była z nim zawsze i wszędzie, gdziekolwiek by się nie znajdował. Zawsze i wszędzie mógł czerpać z niej niczym z koryta rzeki, nabierając jej jak źródlanej i krystalicznie czystej wody. Zaczerpnął więc i teraz, wyciągając swoją duszę po Jego emanację, szykując się do śmiercionośnej walki z bestią. Kiedyś już taką jedną zabił. Potem to nawet powtórzył, po kilku latach. Na tą też znajdzie sposób.

- Zniknąłeś? – dopytała elfia kobieta, chyba nie znając tej umiejętności skrzydlatych wojowników jednego z bóstw. Funeris nie odpowiedział, tylko spojrzał za kontuar, gdzie karczmarz nakładał kilka przedmiotów na dużą, drewnianą tacę. W jednym momencie zniknął z oczu zebranych, ku zdziwieniu jedynie elfki; wszyscy inni świetnie widzieli, co się za moment wydarzy. Więcej, każdy z nich potrafił zrobić dokładnie tak samo.

Pojawił się dwa metry dalej, słysząc po sekundzie ogłuszający huk. Wściekły demon rąbnął potężnie najpierw w pustą przestrzeń, będącą wypełnianą przez otaczające powietrze, a potem bezpośrednio w ciemną, kamienną posadzkę jaskini. Od razu, bez żadnych problemów, dostrzegł stojącego obok Funerisa, nadal trzymającego w ręku miecz. Nie czekał, co było pewne. Zaatakował.
Z niesamowitą zręcznością, niespotykaną, gdyby spojrzeć na rozmiar jego ciała, wyrzucił lewą rękę w bok. Płomienie okalające ostre pazury znaczyły wszystko wokół, otumaniając anioła swoim żarem. Ten zamarkował kontrę mieczem, poszedł na prawo, poza zasięg ciosu, nie wykonując żadnej akcji. Chciał jedynie wymusić na przeciwniku reakcję, gdy sam będzie się przemieszczał, uciekał spod ciosu, szykował się do swojej zamierzonej akcji. Lewą dłoń uniósł nad siebie, jakby strzepując coś. Szybki, oszczędny ruch. Szybkie, oszczędne słowo, które padło zaraz za nim.
- Grashiz – powiedział. W żołądku zrobiło mu się nieco cieplej. Mięśnie wyostrzył czas reakcji. Neurony kursowały jakby szybciej, przerzucając się między synapsami, transportując informacje od mózgu do kończyn i z powrotem. Poeta wiedział, że prawdziwy efekt przyjdzie za moment, gdy jego ciało przyzwyczai się i zauważy, że wszystko działa jak na nasmarowanym łożysku. ÂŁaska siły była jednym z błogosławieństw Pana Nadziei, który życzył swoim wojownikom jak najlepiej. To oni stawali przecież w pierwszej linii walki z pomiotami Otchłani. A biały, płonący bladą czerwienią demon, był jednym z najgroźniejszych pojedynczych przeciwników, jakie Otchłań miała do zaoferowania.

Offline Dragosani

  • Moderator
  • ***
  • Wiadomości: 13737
  • Reputacja: 11794
  • Płeć: Mężczyzna
  • Chwalmy Tawernę!
    • Karta postaci

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #310 dnia: 29 Czerwiec 2018, 13:08:54 »
Drugi demon zaatakował Dragosaniego.
- Egzorcysta! - ryknął wściekle. Cała jaskinia niemalże zadrżała od tego dźwięku. - Wielu przegnałeś, więc oto jestem zemstą Otchłani! - Demon ewidentnie lubił teatralność. Wygrzebał się ostatecznie z gruzu. Jego rogi, szpony i kły płonęły nie-świętym ogniem. Wampir czuł bijący od nich żar. podobnie czuć musiał się anioł, który już uniknął zmiażdżenia i angażował się w walkę ze "swoim" demonem. Dragosani nie miał jednak czasu myśleć o tym. Musiał poświęcić uwagę swojej sytuacji. Jego wyszkolony umysł pozostał czysty. Trening ścieżki, którą obrał przynosił efekty. Zlał się z naturą wampira do tego stopnia, że zachowanie dyscypliny umysłowej nie sprawiało problemów. A w tej chwili Antares potrzebował takiego stanu jaźni. Czystego, zrównoważonego umysłu, chłodno oceniającego sytuację. Szczególnie, że otocznie do chłodnych nie należało. 

Demon przeistoczył swoją prawą łapę w piekielne ostrze otoczone białymi płomieniami. ÂŻar wzmógł się przez to. Atak pomiotu Otchłani był szybki. Jak to zwykle bywa w przypadku tego typu potworów. Wielkie płonące ostrze opadło z góry na wampira. Same płomienie ryczały przecinając powietrze. A i demon dodał niego od siebie do tegoż hałasu. Dragosani był doskonale wytrenowany do walki z tego typu istotami. Szybki i zwinny z natury, a i jego mutacje dodały swoje. Był przy tym mały. Mniejszy od demona. To wbrew pozorom dawało pewną przewagę, jeżeli użyte zostałoby z głową. Ostrze opadło na skaliste podłoże, żłobiąc w nim wyrwę. Króla już tam oczywiście nie było. Zwinnie odskoczy w bok, z dala od jeziora lawy, a więc w głąb jaskini. Uważał przy tym na dziury w podłoży. Zdawały się być bardzo głębokie. Wpadnięcie do niego zapewne skończyłoby się źle.
Biały demon odwrócił się błyskawicznie, wyprowadzając jednocześnie poziome cięcie swoim ostrzem. Nie miało ono zapewne trafić. Było raczej formą odstraszenie wampira przed próbą kontrataku. Całkiem udaną. Drago nie zamierzał narażać się w nieprzemyślanym ruchu. Najpierw musiał wybadać demona. Znał tego typu istoty z czasu wojny. Wiele o nich czytał w czasie swojej nauki w Pakcie i później, z ksiąg uznawanych za zakazane. Miał także z nim styczność w... innych sytuacjach. Znał więc ich silne strony i nieliczne słabości. Pojmował ich sposób myślenia, na tyle, na ile pojmować go może istota nie wywodząca się z Otchłani. A może nawet nieco lepiej, sam wszak nosił w sobie demoniczne moce. Nikłe w porównaniu do mocy białego demona, lecz pozwalały one chociażby zacząć pojmować ich sposób myślenia. I ów sposób myślenia mówił mu, że musi bardzo uważać w potyczce z tak potężnym przeciwnikiem. Demon ryknął. A wampir instynktownie zrozumiał co się zaraz stanie. Wyciągnął przed siebie demoniczną dłoń i przywołał jej moce, tworząc przed sobą magiczną tarczę. Mgnienie oka później z pyska demona wystrzelił ogień. Zwierciadło ochronne pochłonęło płomienie, jednak demon nie skończył. Wziął wdech i ponownie zionął ogniem. Tym razem Dragosani musiał ratować się ucieczką. Odskoczył w bok i schronił się za skalnym słupem. Czuł jak głaz się rozgrzewa. Moment później płomienie zanikły, a wampir usłyszał ciężkie kroki. Odskoczył od stalagmitu w porę, aby uniknąć rozcięcia ostrzem, które zniszczyło skalną formację. Wampir po swoim uniku zatrzymał się kilka metrów dalej. Stał pewnie na ugiętych nogach, pochylony lekko. Demon przekroczył zniszczony stalagmit. Jego ciało częściowo płonęło. Wyraz pyska wyrażał arogancję, pewność własnej wyższości. Jednak ruchy były ostrożne. Demon wiedział, że nie mierzy się w pierwszym lepszym wojownikiem.


Offline Funeris Venatio

  • Arystokrata
  • ***
  • Wiadomości: 8062
  • Reputacja: 8788
  • Płeć: Mężczyzna
  • Im więcej wiem, tym więcej wiem, że nic nie wiem.
    • Karta postaci

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #311 dnia: 29 Czerwiec 2018, 20:48:23 »
Demon szybko, bardzo szybko podniósł się z przykucu po uderzeniu w pustą przestrzeń. Prawa dłoń odbiła się od posadzki i pociągnęła całe ciało w górę. Piekielny z miejsca zaczął wymachiwać łapami, próbując jak najszybciej znaleźć się w zasięgu ciosu. Ramiona miał niezwykle długie, więc potrzebował mniej czasu niż postać o nieco bardziej człowieczych rozmiarach. Funeris musiał ciągle pamiętać, że stoi przed nim potwór niemalże o połowę większy od niego, jeżeli nawet nie więcej. O połowę szerszy, o wiele fizycznie silniejszy i zapewne sprawniejszy. Stworzony do niszczenia.
Uskoczył w tył, czując ciepło na swojej skórze. Tlen wpadał mu do płuc rozgrzany do czerwoności. Funeris czuł, że powietrze jest dosłownie czerwone od piekielnego ognia, że pożera go od środka, utrudnia ruchy, poraża układ nerwowy. Zamiast dać ukojenie i energię, odbiera chęci i siły. Abominacja humanoida szarżująca na niego sprawiała, że wszystko wokół stawało na głowie. Ogień dający ciepło i schronienie, był niszczycielskim, potwornym narzędziem w rękach tego, który nie znał niczego innego niż śmierć i ból. Z wnętrza paszczy wystrzeliwały mu iskry, gotowe zapalić cokolwiek, na co by spadły.
Demon przejął inicjatywę, ruszył naprędce. Kopnął potężną nogą do przodu, na wprost. Anioł chciał uskoczyć w bok, jednak nie zdążył wykonać tego w czas, dostał. Stopa zahaczyła go w bok napierśnika, na szczęście po drugiej stronie, niż miał uprzednio problemy z barkiem. Poczuł wyraźnie kopnięcie, zabrakło mu na moment tchu. Jego prawie udany unik zamortyzował mnóstwo z energii uderzenia, jednak nie pozbawił jej całości impetu. Poetę obróciło, jego skrzydła przecięły bezwładnie powietrze, a on tylko kątem oka dostrzegł ruch i błysk.

- Jak na karuzeli, mówicie, panie? – dopytał staruszek, który dosiadł się do nich w pewnym momencie. Wszedł do głównej sali z mniejszej izdebki po lewej, nie patrząc nigdzie indziej. Na swój sposób pewnym, bo jednak trochę chwiejnym krokiem, szedł prosto do nich. Jego drewniana laska stukała w nierównych interwałach o wyłożoną słomą podłogę. Zgrzebny strój wisiał na nim jak na pańskim wieszaku.
- Jak na tym wielkomiejskich jarmarkach? – dodał po chwili, palcem wcześniej wskazując, że jeszcze nie skończył sentencji. Był dosyć zabawny, jak skonstatowali wszyscy wokół. W oczach miał mądrość i doświadczenie, a jego teraz wątłe i słabe ciało zdradzało, że kiedyś był rosłym, sprawnym mężczyzną. Sposób w jaki trzymał laskę, gdy już usiadł, przywodził na myśl chwyt na rycerskim mieczu. Ten człowiek z pewnością miał za sobą tyle bitew i pojedynków, ile zapewne wszyscy inni tutaj zebrani razem wzięci. Nawet biorąc w kalkulacje archanioła Funerisa, który chodził po tym i innych wymiarach już od kilkudziesięciu lat.
- Tak było, dobry człowieku. Tak było. Zrobiłem chyba ze cztery obroty, zanim się zatrzymałem. A zatrzymałem się wcale nagle i brutalnie...

Proces przekształcania się demonicznej dłoni w wielkie, płonące, czarne ostrze zawsze już chyba pozostanie zagadką. Mniej więcej wszyscy, którzy chcieli naturę demonów zgłębić, zdawali sobie sprawę z prawideł tej przemiany. Nikt jednak nigdy nie miał do badań próbki, która dawałaby powtarzalne, takie same rezultaty, by móc poddać wszystko dogłębnej analizie. Problem był banalny – nikt jeszcze nigdy nie schwytał żywego białego demona i nie wsadził go do klatki, by ten mógł zacząć zdradzać sekrety swojej anatomii.
Dlatego jedyne, co anioł zobaczył, to poświata, jakby echo tego procesu. Dłoń i tak płonęła i skryta była za rozgrzanym, falującym powietrzem, który zniekształcał obraz bardziej niż na pustynnym horyzoncie. Efekt jednak zawsze był taki sam. Pięciopalczasta dłoń stawała się długim, wąskim, czarnym niczym śmierć ostrzem. Tasak rzeźniczy wyrastający z czyjegoś nadgarstka. Miecz miał być przedłużeniem dłoni każdego wojownika. Miał być metaforyczną częścią ciała i umysłu, miał służyć niemalże tak pewnie i sprawnie, jak własne kończyny. To ostrze było fizyczną częścią tego wielkiego, potwornego ciała. Było kończyną. Nie było przedłużeniem ręki, tylko było ręką. Doskonała szermiercza broń, która płonęła żywym ogniem. Jak cały demon.
Poeta obrócił się wokół własnej osi, kopnięty z potężną siłą. ÂŁaska siły zaczęła powoli działać, już za chwilę winien zyskać pełnię sił. W głowie jednak nie miał jeszcze żadnego planu, jak tę moc wykorzystać, gdyż na razie obrywał. Kątem oka dostrzegł ruch, poziome chlaśnięcie. Wiedział, że ostrze zmierza wprost pomiędzy jego barki. Widział to jeszcze chwilę, a potem po prostu obrzydliwie świadomie czuł. Sekunda i zostanie przebity przez metalicznie czarną klingę wrośniętą w demona, płonącą płomieniem Otchłani.
Ugiął nogę w kolanie, nie postawił stopy, która właśnie lądowała na posadzce. Runął jak długi na wznak, a żarzący się wściekle demon przeleciał mu nad głową. Upadł na kolano, które wrzasnęło wściekle o wyrozumiałość, uderzając później w pełni zdrowym barkiem. Szybko odepchnął się nogą od malutkiego złomka skalnego wyrastającego z podłogi, pomagając sobie telekinezą, bym dodać ciału pędu. Miecz trzymał cały czas płasko, przy ciele, by nie zawadzał mu. Odturlał się metr i drugi, gdy usłyszał, jak czarne ostrze uderza z impetem w miejsce, gdzie dosłownie przed momentem się znajdował.
Uderzenie, potem następne. Demon deptał mu po piętach, a on tarzał się po jaskini, próbując uniknąć śmiercionośnego ciosu z góry. Podniósł się wreszcie na nogi tylko po to, by musieć wyskoczyć w górę, unikając poziomego cięcia przez kolana.

- - A wyście, starcze, widzieli kiedyś demona? – zapytała kobieta, lekko podchmielona. Opróżniała właśnie następny kufel, do szczętu zrezygnowana. ÂŚnieg na zewnątrz padał tak obficie, że nie mieli szansy wyruszyć o brzasku. Wszyscy więc jednogłośnie uznali, że nażrą się i napiją tak, że nie będą myśleli o wyjeździe przez pół następnego dnia. Elfka chętnie się do całej inicjatywy przyłączyła.
- Tam, skąd pochodzę, o takich kreaturach się mówi, się nimi straszy, ale ich tak naprawdę nigdy nie było. Starego Jana, kasztelana krakowskiego, nazywali my demonem, ale to po prostu chuj był i prostak, nigodny swego stolca – odparł z dziwnym rozbawieniem, jakby opowiadał o czymś iście przednim. Nikt nie wiedział kim był Jan, nikt również nie zdawał sobie sprawy z tego, gdzie leży ów Kraków. Funeris strzelał, że gdzieś w Torgonie, elfka stawiała raczej na Valfden, jako że to królestwo znała właśnie najmniej.
- A jak mówiliście, że wam na imię, dobry człowieku? – zapytał skrzydlaty, biorąc się za przyniesioną przez karczmarza kiełbasę. Przybysze nie szczędzili grosza, więc wydawał im zapasy ze spiżarni chętniej niż wójtowi i jego kamratom. A ser miał zaiste przedni.
- W tym języku nie ma takich głosek. Niestety. Zav'is'sius Nig'er – powiedział ostatnie po chwili, próbując wcześniej odchrząknąć i nabrać nieco śliny do ust. Widać, że faktycznie trudno przychodziło mu mówienie w swoim ojczystym, mimo iż w powszechnym maranckim mówił płynnie i bez żadnego, nawet najmniejszego akcentu.

Chwycił miecz oburącz, wyciągając go przed siebie. Brwi spaliły mu się już przed dłuższą chwilą, na twarzy czuł potworne pieczenie, głownie na policzkach i w okolicy oczu. Usta miał spierzchnięte i powypaczane, jakby obgryzał sobie skórki przez cały poprzedni dzień. Ręce bolały go ze zmęczenia, chociaż czuł boską siłę podtrzymującą je u góry, twardo i pewnie. Ból jednak był prawdziwy i pewny, nie zdawał mu się niczym. Przeszywał i nęcił pokusą poddania się. Odłożenia miecza, klęknięcia i odsłonięcia szyi. Przygotowania się na ostateczny cios, ugryzienie, spłonięcie żywcem. Wszystkie na raz.
Obydwoje stali. Demon ryczał niskim, nieprzyjemnym pomrukiem. Delikatne rozcięcie na jego prawej łapie zagoiło się szybciej, niż sam zainteresowany je w ogóle zarejestrował. Ten, kto ukuł powiedzenie o ranach gojących się jak na kocie nigdy chyba nie widział demona. Funeris dyszał ciężko, mierząc przeciwnika wzrokiem. Chciał z wyprzedzeniem widzieć każdy jego ruch, móc przewidzieć każdy jeden atak. Nie było to łatwe. Nie raz odbił się od wielkiego cielska jak od ceglanej ściany, próbując przebić się jak dzieciak szarżujący na masyw górski z patykiem.
Demon zaczął przenosić ciężar ciała na prawą stopę, co Poeta wychwycił w ostatnim momencie, sam ruszył na swoje lewo, w stronę ruchu białego. Miał nadzieję, że dobrze zrozumiał. Poczuł pod stopami, że pięta gubi nieco podparcie. Przeraził się nie na żarty, przez krótki moment zapominając o ziejących czernią dziurach w podłożu. Zajęty unikaniem ciosów i desperackimi próbami zbicia przynajmniej jednego z ataków na bok, na pewną chwilę zatracił się w jednym, nie myśląc o niczym innym. Mając jednak już stopę na krawędzi, zrobił coś innego, niż pierwotnie zamierzał. Wybił się w tył najmocniej jak tylko mógł, korzystając z przepaści i jej brzegu niczym z trampoliny. Nie było tam nic sprężystego, jednak miał świetny chwyt dla podkutej szarą rudą stopy. Skrzydła mimowolnie, bez większego zastanowienia, uderzyły w powietrze, dając mu dodatkowy zastrzyk. Leciał krótką chwilę na płasko, jakby zaraz miał wylądować na miękkim, wyściełanym poduszkami łóżku.
Biały płonący potwór uderzył pięścią, chybił głowę o kilka cali. Poeta poczuł ponownie ten żar, i znowu, gdy druga dłoń nie chwyciła jego prawego ramienia, jak bestia sobie założyła w szybkim, reakcyjnym ataku. Postąpiła pewnie krok i następny, niszcząc bez najmniejszych problemów niewielki skalny twór, który nakapał tutaj z fuitu przez setki lat. Stanął pewnie lewą stopą, wbijając swoje potworne ślepia w anioła leżącego kilka metrów przed nim, kurczowo i desperacko trzymającego miecz. Odchylił do tyłu głowę, zaciągnął się niczym tytoniowym skrętem i uniósł wyraźnie pierś. Skierował następnie twarz bezpośrednio na Funerisa i zionął czystym, piekielnym ogniem,

- Spłonąłeś, młodzieńcze? – zapytał starzec rozbawiony. Podstawił swój kufel, który nie wiadomo skąd wytrzasnął i rozejrzał się wokół, szukając kogoś, kto naleje mu trochę złocistego trunku. Jeden z wojowników w przeszywanicy chwycił dzban i nalał sowicie nieznajomemu, jako iż jadła i napitku przy ich stole nie brakowało. A i polubili trochę wysuszonego dziada, mimo iż pojawił się znikąd i dosiadł jak do najlepszych przyjaciół. Biło od niego coś przyjemnego, co Funeris i drugi skrzydlaty niby rozpoznawali, ale nie potrafili do końca nazwać. Nie zaprzątali sobie jednak tym zbytnio głowy, ciesząc się późnym wieczorem.
- Lepiej. Odciąłem mu obie ręce – odpowiedział z zadowoleniem, unosząc do góry swój kubek.

- Ashush upash! – krzyknął, w ostatniej chwili przywołując cząstkę boskiej mocy. Wyciągnął przed siebie lewą dłoń, będąc wspartym na łokciu prawicy z mieczem. Półleżał, cały czerwony i oblepiony potem. Nie wiedział kiedy, ale chyba też popuścił nieco moczu.
Dłoń, mimo iż okuta w szary metal, płonęła od wewnątrz. Temperatura podchodziła do krańcowych rejestrów, kiedy spłynęła na niego łaska. Ochronny balsam otoczył jego ciało, poczynając od palców, idąc przez przedramię, łokieć, otaczając biceps i bark. Rozlał się dalej, głębiej, kojąc i chroniąc, nie dopuszczając piekielnych płomieni do jego ciała. Nieprzerwany strumień gorąca atakował anioła, demon postąpił następny krok do przodu, chcąc przebić się przez zaporę, którą napotkał na swojej drodze. Samemu jednak nie widząc wiele więcej niż strumień płomienia pod sobą, nie dostrzegł dziury na swojej drodze. Niewielka, nie pozwoliłaby mu wpaść całkowicie. Ale unieruchomiła bydlę na jeden krótki, ważny moment.
Funeris dostrzegł, że biały złapał się w niespodziewaną pułapkę, jego prawa stopa wpadła w dziurę, a sama bestia straciła na moment rezon i równowagę. Anioł podniósł się szybko, dźwignął na nogi i naparł. Demon próbował łapać równowagę, gdy jego noga wpadała w czeluść, bijąc skrzydłami i machając płonącymi rękoma. Cały czas pluła ogniem, żywym i palącym podłogę wokół. Rozgrzane kamienie przybierały coraz to nowego odcienia. Ostre i twarde szpony u stóp złapały wreszcie skałę, chwyciły, wdarły się w głąb. Sługa Otchłani zaprzestał ataku, zamykając paszczę. Mimo wszystko spodziewał się, że skrzydlata postać nie podniesie się z tego, kiedy ona pojawiła się tuż przed nim z uniesionym mieczem. Gruba, masywna pięść poleciała w stronę torsu mężczyzny, gdy ten zamachnął się płynnie, odcinając płonącą rękę niedaleko barku. Druga chciała kontrować, lecz spotkał ją ten sam los. Obie padły ciężko na kamienie, przygasając momentalnie, tracąc kontakt z demonicznym cielskiem. Anioł już miał ruszyć dalej, korzystać z przewagi, gdy ochronny balsam przestał działać.
Bez ostrzeżenia znowu runęło w niego ciepło i gorąc, a Poeta instynktownie, nie myśląc, cofnął się o krok. Demon w tym czasie rąbnął go głową w tors, przypalając mu ostatnie resztki zarostu, które jeszcze miał na twarzy. Wojownik poleciał dobry kawałek w tył, ciężko lądując na posadzce, zaś demon podźwignął się z pułapki i stanął pewnie na nogach. Ryknął tak przeraźliwie, że pewnie słychać go było w Niebiańskiej Przystani.

Offline Evening Antarii

  • Arystokrata
  • ***
  • Wiadomości: 3863
  • Reputacja: 4704
  • Płeć: Kobieta
    • Karta postaci

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #312 dnia: 29 Czerwiec 2018, 22:08:10 »
Gdy stopy anielicy na powrót dotknęły stałego lądu, a raczej wulkanicznego pyłu leżącego na stoku, przyciskając palce do materiału swego odzienia, rozmasowała ramiona i kark. Starała się rozluźnić zmęczone mięśnie.
Szybkie oględziny miejsca zawiodły jej oczekiwania. Być może głupio wierzyła w to, że Krecik wciąż będzie żywy. Może nie przytomny, ale oddychający, z bijącym sercem pomimo oparzeń i upływu krwi. Niestety jego ciała nie było. Swoją obecnością zdziwił ją zaś pewien kunanin.
-Witaj. Mogę wiedzieć kim jesteś? Czy to ty tutaj mieszkałeś?

Offline Dragosani

  • Moderator
  • ***
  • Wiadomości: 13737
  • Reputacja: 11794
  • Płeć: Mężczyzna
  • Chwalmy Tawernę!
    • Karta postaci

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #313 dnia: 01 Lipiec 2018, 12:25:42 »
Kunanin przestał nucić. Po ciele Evening przebiegł delikatny dreszcz chłodu. Jakby owo nucenie miało jakiś wpływ dający otuchę. Albo to była tylko wyobraźnia anielicy.
- To raczej ja powinienem zapytać się, kim ty jesteś? - odpowiedział kot. - Ale ja doskonale wiem kim jesteś. - Kunanin odwrócił głowę w stronę Evening. Skrzydlata zauwazyła, że jego oczy są całkowicie białe. Kot był ślepy. - - Jesteś Evening Antarii, lub Gwiazdą Wieczorną, jak nazywają cię Głosy. Ja zaś znany jestem jako J'kar Mówca. 



Przeklęty żar uderzał w ściany jaskini. Blask białego ognia odbijał się od wilgotnych powierzchni. Najbliższe otoczenie płomieni okalających części ciała demona zasnute było smugami pary wodnej. To wilgoć jaskini parowała. Dochodził do tego blask lawy zza pleców pomiotu Otchłani. Całość prezentowała się upiornie. Nie był to widok, który przeciętny obywatel Valfden chciałby oglądać. Dragosani jednak już dawno przestał być przeciętnym obywatelem. I nie miał wyboru. Jego jedyną opcją była śmierć. Jego własna, lub fizyczna śmierć demona. Rzecz jasna preferował tę drugą.
Biały demon przekroczył zniszczoną przez siebie formację skalną. Nie spieszył się, widocznie wolał powoli budzić grozę. Jednak nie trwało to długo. Zaatakował. Ruszył prędko na wampira. Zadał dwa ciosy. Pierwszy łapą uzbrojoną w pazury. Ogniste smugi przecięły powietrze, mijając ledwie Draga. Drugi cios spadł z góry, wymierzony ostrzem. Wbił się w skaliste podłoże, w miejscu gdzie jeszcze mgnienie oka wcześniej znajdował się wampir. W tym momencie rozległ się ryk bólu. Funeris pozbawił łap demona z którym walczył. To chyba zdenerwowało stwora, z którym pojedynek toczył Antares.
- Bracie! - wrzasnął demon, co było raczej zaskakujące. To na ułamek sekundy odwróciło jego uwagę. I to właśnie wykorzystał Dragosani. Skierował swoją demoniczną dłoń na sklepienie nad demonem i cisnął w nie wiązką piorunów. Siła elektrycznego uderzenia rozkruszyła niewielką część skały. Odłamki wielkości pięści spadły na łeb demona, nie czyniąc mu krzywdy. Jednak dały jeszcze kilka ułamków sekund wampirowi. Król przyskoczył do demona niczym błyskawica, którą przed chwilą się posłużył. Nie zatrzymując się zadał cios w płynnym obrocie. Czarne ostrze jego szabli cięło po przemienionej w ostrze ręce demona. Jaskrawo biała kończyna oddzieliła się od ciała i pacnęła na ziemię. Z kikuta chlusnęła jasna krew. Zachlapała ziemię. Demon ryknął i w szale odwrócił się, młócąc drugą łapą, rozcinając szponami powietrze... i tylko powietrze. Wampir stał już dalej, poza zasięgiem pazurów demona. Był ranny i wściekły. Wrzasnął. Od jego głosy zadrżały ściany. Ruszył pędem na wampira, pochylając łeb i mierząc w niego płonącymi rogami. Dragosani znów uskoczył. Tym razem jednak jego plan nie powiódł się. Potwór wyhamował, zatrzymał się przed ścianą. Odwrócił się momentalnie łapiąc pozostałą mu łapą wampira. Zdołał chwycić go za lewie przedramię. Uniósł w górę. Płonące szpony okalały demoniczna tkankę ręki wampira. Potwór wyszczerzył się... i wrzasnął, puszczając swojego oponenta. Dragosani wykorzystał moment swojej zbliżającej się porażki i gdy był uniesiony do pyska demona wbił czarne ostrze szabli w jego oko. To musiało zaboleć nawet demona. Stwór ryczał. Pozostałą mu łapą złapał się za głowę. Spomiędzy jego szponów lała się krew.
- Wyrwę ci oczy! - zagrzmiał i przystąpił do realizacji swojej obietnicy. Jego oko było poważnie uszkodzone, lecz zdolności regeneracyjne demona zaczynały już działać. Dragosani miał coraz mniej czasu, jeżeli nie chciał zmarnować tej okazji. Ruszył na demona, mijając jego szpony. Podszedł go od strony oślepionej i ciął. Zakrzywiona klinga szabli wgryzła się w nogę pomiotu Otchłani poniżej kolana. Doskonała krawędź ostrze bez większych problemów rozcięła tkankę i kość, pozbawiając demona dolnej kończyny. Stwór ryknął i padł na ziemię, pozbawiony podpory. To był moment jego słabości. A demon nie może sobie pozwolić na słabość. Szczególnie w starciu z kimś, kto poświęcił życie walce z nimi. Dragosani doskoczył do potwora. Uniknął jego zębów i ciął w oczy. Ostrze uszkodziło zdrowe i te już zranione, oślepiając potwora całkowicie. Wampir wiedział, że musi działać na skraju zasięgu swojej broni. Nie chciał ryzykować zbyt bliskiego kontaktu z płonącymi rogami i kłami demona. Potwór wierzgał się. Był okaleczony i oślepiony. Jednak wciąż niebezpieczny. Król ponownie ciał i pozbawił go kolejnej ręki, która stawała utrapieniem. Demon ryczał, szarpał się i próbował wstać. Częściowo mu się to udało, przed co Drago musiał odsunąć się, aby nie zostać przygwożdżony jego cielskiem. Stwór znów ryknął. Z jego pyska wystrzelił strumień ognia. Jednak oślepiony nie mógł dobrze wymierzyć, więc wampir mógł sprawnie odskoczyć w bok. Piekielnik ryczał i ział ogniem raz za razem. Antares wiedział, że demon nie może korzystać z tej umiejętności bez ustanku, w końcu będzie musiał przerwać. Tak też się stało. W tym momencie egzorcysta doskoczył do potwora, znów unikając jego kłapiących kłów i dźgających rogów. Ciał ostrzem szabli po karku potwora. Włożył w to cięcie całą swoją siłę, z niemalże namaszczeniem przesuwając ostrą krawędzią po tkance potwora. Buchała krew. Kark był rozcinany... jednak nie do końca. Szyja demona była po prostu zbyt gruba. Dragosani zadał więc kolejne uderzenie. Osłabiony demon nie szarpał się już tak bardzo. I tak oto wampir dokończył dzieła. Głowa demona oddzieliła się od tułowia i potoczyła się kilka kroków dalej. Ogień na jego rogach i szponach zgasł. piekielny blask oczu zniknął. Dragosani zaś zaklął, obserwując z pozoru puste powietrze. Machnął demoniczną łapą, jakby próbując coś złapać.
- Spierdolił, suczy syn! - warknął.

Offline Evening Antarii

  • Arystokrata
  • ***
  • Wiadomości: 3863
  • Reputacja: 4704
  • Płeć: Kobieta
    • Karta postaci

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #314 dnia: 01 Lipiec 2018, 19:15:43 »
Gdy kunanin przestał z siebie wydawać niskie, nucące dźwięki, dreszcz przeszedł przez jej ciało. Może to ze zmęczenia, a może Eve nieświadomie nie chciała, by kotowaty przerywał.
-No tak, to ja wkraczam na twój teren. Wybacz mi proszę- odrzekła uprzejmie. Niemal nie wydała z siebie dźwięku zdziwienia, gdy zobaczyła jego oczy. Jak ktoś niewidomy mógł żyć w tak nieprzyjaznych warunkach, wśród zjaw i wulkanicznych kamieni na każdym kroku!? Postanowiła trochę rozluźnić oficjalny ton kunanina. -O, widzę, że niektóre numery "Głosu Valfden" dotarły aż tu- uśmiechnęła się delikatnie. -Miło mi Cię poznać I'karze. Byłam tu niedawno. Próbowałam zabić zjawę w twej grocie, by obronić siebie i rekruta z Chavelier. Niestety nie miałam czym jej unieszkodliwić... Poleciałam do jednostki Bractwa po żelazny miecz. Ciało tego rekruta niestety zniknęło... Myślałam, że dam radę go uratować- jej głos nieco przygasł. Jej smutek z powodu tej sytuacji był wyraźnie wyczuwalny.

Offline Funeris Venatio

  • Arystokrata
  • ***
  • Wiadomości: 8062
  • Reputacja: 8788
  • Płeć: Mężczyzna
  • Im więcej wiem, tym więcej wiem, że nic nie wiem.
    • Karta postaci

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #315 dnia: 01 Lipiec 2018, 19:30:58 »
Dotknął się w zwichnięty bark, czując jak pulsuje on bólem. Rozmasowałby go porządnie, ale w pełnej zbroi i z białym demonem przed sobą nie miał zbytnio czasu na takie zabiegi. Trzymał miecz nisko przy ziemi, niemalże szorując nim o kamienie. Mierzył wzorkiem swojego przeciwnika, który powoli obchodził go wokół. Krążyli tak chwilę, a demon wyraźnie widział, że Funeris wejdzie w miejsce, gdzie ziały dwie czarne dziury. Nawet jeżeli w nie nie wpadnie, to będzie musiał wytrącić się z rytmu, by je ominąć. A wtedy nastąpi atak.
Biały demon nawet bez obydwu rąk był śmiertelnie niebezpieczny. Pozbawiony sporej częsci arsenału nadal mógł kopać, gryźć, nadziać na rogi i ziać ogniem. Cały czas też oczywiście płonął. Trzy metry rozżarzonych mięśni i kości, górujące nad aniołem. Dlatego Funeris musiał być sprytniejszy.

- No, my też tak kiedyś poszliśmy – powiedział Sulimczyk, jak sam kazał siebie nazywać. Chwycił resztkę koziego sera, omijając kiszoną kapustę. Miał z nią złe wspomnienia, co mógłby potwierdzić niejaki Reynevan. Miły chłopak, swoją drogą. Jurny, ciekawy świata. Wplątał się w niejedną kabałę, ale w głęboko w duszy dobry. Tak zawsze o nim myślał.
- Naprzeciw? – dopytał archanioł, próbując naprowadzić myśli na konkretny bieg. Miał w sobie sporo piwa. Ciemne uderzało mocno do głowy, a oni przez cały wieczór nie wylewali za kołnierz. W karczmie do tego było całkiem parno i duszno, wszyscy cieszyli się rozgrzanym pomieszczeniem, gdy na zewnątrz panował mróz i padał obficie śnieg.
- Tak. To było przeciwko Teutonom, za lasem pod Stębarkiem. Zaczęli nas okrążać, a myśmy zamiast ruszyć po łuku, by chronić skrzydła, ruszyli im naprzeciw. Niespodziewanie, szybko, cała chorągiew ziemi krakowskiej. Jan z Tarnowa jechał przy mnie. Jego pocztowy, Mieszko, dostał bełtem w twarz...

Przerzucił ciężar ciała na drugą stronę, dosyć niespodziewanie, będąc trochę nienaturalnie przekręconym. Ruszył jednak szybko w objęcia śmierci, która stała tych kilka metrów przed nim. Demon nie liczył na taki obrót spraw, przez krótki moment się zawahał, nie mając w końcu obydwu rąk, które wpadły do jednej z przepastnych dziur w kamiennej podłodze. Rozpostarł skrzydła i pochylił głowę, zdając sobie sprawę z twardości swojej głowy i zabójczej siły swoich rogów. Ruszył do przodu, nadstawiając się na anioła. Ten ruszył w prawo, lewo, ciągle biegnąc przed siebie.
Uniósł miecz do góry, chcąc ciąć z zamachu. Gdy piekielnik już miał wysunąć głowę do przodu, nadziewając anioła na swoje rogi, ten stracił ciągłość materialną i począł rozpadać się na drobne cząsteczki. Kawałek po kawałku, atom po atomie, każdy kwark budujący jego ciało i wszystko to, co miał bezpośrednio na sobie, rozpłynął się w powietrzu, w tym samym dokładnie momencie pojawiając się jakieś sześć, może siedem metrów za pomiotem z Otchłani. Tak jak zniknął, tak zaczął pojawiać się, jednocześnie w kawałkach i cały na raz. To uczucie, towarzyszące przemieszczeniu, zawsze było dziwne i wywracało nieco kiszki do góry nogami. Na szczęście nie jadł nic od dobrych kilku godzin, nie miał więc problemów z nieposłusznym żołądkiem.
Zarył okutymi butami o kamienie, zatrzymując się w miejscu. Obrócił się szybko, zobaczył kilka cali przed sobą przepastną dziurę w podłodze i mimowolnie odetchnął, że dobrze spojrzał i odpowiednio wymierzył swoisty rodzaj teleportacji. Demon w tym samym czasie zorientował się, że Funeris znowu mu umknął w ostatnim momencie, szybko się obrócił, szukając go wzrokiem. Wyczuwał go zapewne też wszystkimi innymi zmysłami; dla niego aura anioła była pewnie niczym śmierdzący stos gnojówki w słońcu.

- Miało to jakąś nazwę? – dopytał, pojawiając się znikąd. Funeris stał za stodołą, osłonięty od wiatru, przy jakiejś niewielkiej drewutni. Spodnie miał trochę opuszczone, przyrodzenie wywalone na zewnątrz, oblewając ciepłym moczem zamarzniętą ścianę i śnieg wokół, tworząc szlaczki żółtego koloru. ÂŚnieg sypał mocno, chociaż temperatura była bardziej znośna, niż się zapowiadało. Dlatego też wojownik zdecydował się przewietrzyć, a nie korzystać z wiadra na zapleczu karczmy.
- A, to ty – odparł nieco zaskoczony. Skończył co miał do roboty, zasznurował spodnie i odwrócił się do starca. Przyjrzał mu się. Stał on w zwiewnej, lnianej koszulinie, zgrzebnych spodniach i starych łapciach, oparty o swój kij. Sam Zartat mu świadkiem, że sam by nie chciał tak ubrany wychodzić na zewnątrz w taką pogodę, ale ten tytułujący się Sulimczykiem nic sobie z tego nie robił.
- Kim ty właściwie jesteś? – dopytał, nie odpowiadając na zadane pytanie.
- Tym, kim ty jeszcze nie miałeś okazji.

Piewcę otoczyła żółtawa poświata, gdy anioł rzucił przed siebie swoim mieczem. Czarne ostrze, teraz promieniujące niczym zbawienne ognisko, przecięło powietrze. Demon ryknął widząc jak Funeris wykonuje ten gest. Poczuł emanację tego ataku, poczuł co kieruje mieczem. Widział i wiedział, co tak naprawdę zmierza w jego kierunku. Chciał uskoczyć, chciał uniknąć ciosu, lecz był zbyt wolny. Brak rąk utrudniał koordynację i balans ciałem, wykonał więc tylko niezgrabny krok w tył. Rycerski miecz przeleciał za to tych kilka metrów, robiąc niewielki łuk, poziomo trafiając białego demona. Chlaśnięcie przeszło nieco po skosie, gładko tnąc szyję i kręgi wewnątrz, zahaczając nieco wykrzywionej i płonącej twarzy. Piekielny pomiot zatrzymał się w pół kroku, zachwiał.
Padł po krótkiej chwili na kamienną podłogę, pozbawiony głowy, która spoczęła na dużym, odłamanym wcześniej kamieniu.

Offline Dragosani

  • Moderator
  • ***
  • Wiadomości: 13737
  • Reputacja: 11794
  • Płeć: Mężczyzna
  • Chwalmy Tawernę!
    • Karta postaci

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #316 dnia: 02 Lipiec 2018, 15:30:23 »
Kunanin wstał. Podparł się swoim kijem.
- Młody Krecik nie przeżył - odpowiedział anielicy. - Pochowałem jego ciało i odprawiłem niezbędny rytuał, aby nie stał się jednym z widm. To wszystko co mogłem zrobić.



I tak oto dwa białe demony zostały pokonane. Walka ta nie była łatwa, lecz dzielni wojacy zdołali wyjść z niej zwycięsko. Dragosani kucnął przy trupie stwora, które zabił.
- I tak oba uciekły - burknął. Rozejrzał się po kawernie. - Ale coś dziwnego jest w tym wulkanie... pomijając te oczywiste dziwności, które widzieliśmy. Hm... no to będzie problem na później. Zauważyłeś coś ciekawego w czasie tego starcia? - zapytał anioła. Wyciągnął jedną z fiolek, które nosił, tę zawierającą ludzką krew. Była owinięta cienką skórą, dzięki czemu skrzydlaty nie musiał oglądać zawartości. Wampir odkorkował ją i zaczął pić krew. Po jego minie można było stwierdzić, że zastanawia się nad czymś.


// Tracę:
0,3 l krwi pirata

Offline Funeris Venatio

  • Arystokrata
  • ***
  • Wiadomości: 8062
  • Reputacja: 8788
  • Płeć: Mężczyzna
  • Im więcej wiem, tym więcej wiem, że nic nie wiem.
    • Karta postaci

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #317 dnia: 02 Lipiec 2018, 18:25:04 »
Otarł miecz o niepłonące już ciało, trącając łeb butem. Zanotował w pamięci, by zabrać z powrotem do Chevalier i powiesić gdzieś w dormitoriach, niech straszy rekrutów po nocach.
- Ciekawego? Nie, nie zauważyłem nic, co wzbudziłoby moją wielką ciekawość, panie netoperku. A ty? - zapytał, nieco będąc zgryźliwym. Tylko nieco. Bo naprawdę nie zwrócił uwagi na nic, co można by było określić jako niespotykane podczas starcia z białym demonem.

Offline Dragosani

  • Moderator
  • ***
  • Wiadomości: 13737
  • Reputacja: 11794
  • Płeć: Mężczyzna
  • Chwalmy Tawernę!
    • Karta postaci

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #318 dnia: 03 Lipiec 2018, 21:56:16 »
Dragosan dopił resztki krwi z fiolki. Potrzebował naczynia. Pomacał ciało demona aż wyczuł coś obiecującego. Wyciągnął sztylet i wbił w wybrany punk ostrze. Trysnęła krew. Wyciągnął ostrze z ciała i nadstawił pod świeżą ranę fiolkę, coby zebrać do niej trochę krwi. Musiał nieco poczekać. Niestety nie mógł podwiesić tego molocha i użyc grawitacji do spuszczenia większej ilości krwi.
- Mogłeś nie usłyszeć... - mruknął do Funerisa. - Ten z którym ja walczyłem nazwał "Bratem" drugiego, gdy oderżąłeś mu ręce.  Trochę to dziwne jak na demona... Ciekawe. - We fiolce zebrało się nieco krwi. Na kilka łyków.
- Dobra, pewnie będę tego żałował - powiedział do siebie. - Mogę na to zareagować w niecodzienny sposób, ale nie bój się - zwrócił się do anioła. Nie wstając wychylił fiolkę i napił się krwi demona. Umysłem wdarł się w jego wspomnienia ukryte w życiodajnej cieczy.

Offline Evening Antarii

  • Arystokrata
  • ***
  • Wiadomości: 3863
  • Reputacja: 4704
  • Płeć: Kobieta
    • Karta postaci

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #319 dnia: 04 Lipiec 2018, 20:36:58 »
-Niech Zartat opiekuje się jego duszą. Dziękuję ci I'karze. Szkoda, że nie przeżył... To moja wina. Niestety nie cofnę czasu. Popełniłam kilka błędów walcząc ze zjawą-zwierzyła się kunaninowi. Czuła, że jemu może zaufać. -Miał mi powiedzieć dokąd poszli tacy dwaj... ee... anioł i taki drugi zamaskowany jegomość. Kręcili się tu jakiś czas temu. Może ty wiesz gdzie są?- spytała z nadzieją w głosie. Nie do końca była pewna, czy może zdradzać, że to valfdeński król szwenda się po wulkanie.

Forum Tawerny Gothic

Odp: Skrzydła i szpon
« Odpowiedź #319 dnia: 04 Lipiec 2018, 20:36:58 »

 

Sitemap 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 
top