Obudził się później niż się spodziewał. W nocy dręczyły go jakieś koszmary. Starał się przypomnieć sobie, co to było, ale nie potrafił przywołać żadnego obrazu. Jakieś pojedyncze sceny, urwane, jakby namalowane do połowy, pojawiały mu się gdzieś z tyłu czaszki, nie móc przebić się do świadomości. Anioł przetarł twarz dłońmi, budząc się ostatecznie. Strzyknął karkiem, który zdecydowanie źle ułożył się podczas snu na tej wypłowiałej i zbyt pustej poduszce. Najlepszą kajutę otrzymała Evening, co nikomu z nich nie robiło najmniejszego problemu. Dobre wychowanie cechowała zarówno anioły, jak i samego króla Valfden, więc dla obydwu z nich oczywistym było, że prywatną izbę statku Dragosaniego przejmie właśnie ona. Anioł sam przejął tę, czego tego konkretnego poranka minimalnie znowu żałował. Zabawne, że zdarzało mu się sypiać pod stertą listowia i mchu, nieprzytomnym, więc powinien raczej dziękować Zartatowi, że znowu ma łóżko i dach nad głową.
W niewielkim wiadrze miał nieco świeżej wody, z której zaczerpnął dzbanem i nalał do misy. Wypłukał twarz, przecierając oczy. Spojrzał w lustro, które zamocowano na ścianie i obejrzał siebie krytycznie. No, golił się wczoraj, więc zarost nie był zbytnim problemem. Twarz jaką miał, taką już miał, z tym akurat niczego konkretnego nie dało się zrobić. Oczy miał nieco podkrążone, ale to pewnie przez ten bimber, który wczoraj odkorkowali. Poeta czuł podświadomie, że lepiej było pozostać przy tej jednej butelce miodu, którą zaczął wcześniej. Nie pozostali.
Jego nagie ciało przeszły dreszcze, gdy do kajuty wpadło nieco zimnego, atunusowego powietrza. Oddał mocz do wiadra w kącie, nałożył spodnie i zasznurował porządnie. Zaczął przywdziewać kolejne elementy, począwszy od stalowych butów, przez lekki kaftan na tors i później przeszywanicę. Nie szli do boju, ale było wcale zimnawo, wiał wiatr, a oni nadal byli na morzu. Poznał po miarowym huśtaniu się łajby, którego doświadczał przez ostatnich kilka dni.
Wyszedł na pokład, widząc kilku marynarzy i króla, który stał już na deskach. Szturchnął go lekko telekinezą w tył głowy, co by dać o sobie znać i powiedzieć w ten sposób "dzień dobry". Nie czekając zbytnio na odpowiedź i jej nawet nie oczekując, spojrzał w kierunku, na który patrzył i wampir. Powoli zbliżali się do portu w Funerze, gzie delta Ynosy rozgałęziała się delikatnie, trzymając w miarę zwarty nurt aż do samego morza. Tam rozlewała się w zatoce, otoczona z jednej strony niewielkim językiem skalnym, z drugiej strony usypanym sztucznie falochronem. Mieściła w sobie główny port ze swoim akwatorium: awanportem, basenem portowym, dokami i kanałami, które kierowały żeglugę wgłąb wyspy. Wszystko spławiane do Funery z głębi lądu zatrzymywało się po drugiej stronie miasta.
Podszedł do burty z prawej, próbując przypomnieć sobie jej nazwę. Pamiętał, że każdy element brygu ma swoją specjalną nazwę, co by wszystko przebiegało sprawnie i bez problemów. Wysilił na moment szare komórki swojego mózgu, lecz nic nie przyszło. Otchłań, czeluść. Grunt, że dało się o to oprzeć, bo gdyby takie miejsce bez nazwy, które nazwę miało, nie służyło do tego jeszcze, to anioł wielce by się zawiódł.
Jakaś jednostka patrolowa pod banderą królestwa z emblematami miasta okrzyknęła ich z niewielkiej odległości, gdy przepływali obok. Znajdowali się już niedaleko wejścia.
- Okrzykujesz się jako król, netoperku? - rzucił żartem do Dragosaniego.