Problematyczne jak dotąd ruchy przeciwnika wreszcie ustały... i o ile ułatwiłoby to znacznie walkę, to w tej sytuacji nie dało to maurence tak wiele jak mogłaby chcieć. Cóż w końcu po tym, że wróg się nie rusza, skoro chce się go uratować od wykrwawienia.
- Dobra... To co teraz mam zrobić? - powiedziała oglądając w tym samym czasie swoje otoczenie. Na początek bezpieczeństwo - przebiegło jej przez myśl, gdy spojrzała na wciąż otwarte okno. Zostawiła więc na chwilę krwawiącego złodziejaszka razem ze swoim mieczem i przybliżyła się do okna. Wyjrzała jeszcze ostatni raz przez otwarte wciąż okno, by sprawdzić czy aby kolejny złodziej nie czeka tylko na możliwość wskoczenia do pokoju... mimo, iż nie zauważyła niczego podejrzanego, to jednak zamknęła okno jak najszybciej, by nie kusić losu. Ostatni powiew wiatru wywołany przez to szybkie zamykanie poruszył zasłony sprawiając, że uniosły się one wysoko w górę docierając aż do samego sufitu, Isabelle nie zauważyła jednak tego faktu, gdyż jej myśli zaprzątał leżący na ziemi rabuś, nadal tracący krew. Wiedziała, że jeśli się nie pospieszy będzie już za późno, gdy jednak się już obróciła i miała skierować się do krwawiącego, poczuła nagle jak coś przesuwa się po jej policzku. Uniosła szybko swoją rękę chcąc sprawdzić co takiego ją właśnie dotknęło, ręka minęła się jakimś cudem z celem za pierwszym razem, jednak szybkie powtórzenie sięgnięcia dało oczekiwany rezultat i maurence udało się złapać to co "zaatakowało ją od tyłu znienacka". Rzecz wydała się niezwykle gładka i miła w dotyku, albo wydawało się jej tak z powodu trzymania nie do końca miłego w dotyku miecza przez dłuższy już czas, nie namyślając się jednak nad tym zbytnio, przyciągnęła to co trzymała w ręku przed swoje oczy... i ujrzała, ujrzała tą samą zasłonę, której to ruchu nie zauważyła wcześniej. Czemu tak delikatne uczucie jakie spowodowało dotknięcie przez zasłonę tak bardzo ją rozproszyło? Tego pewnie nawet ona sama nie wiedziała, jednak najwyraźniej tak właśnie wszystko było zaplanowane od samego początku, gdyż kiedy Isabelle zobaczyła zasłonę swoimi oczyma, praktycznie od razu zrodził się jej w głowie pomysł jak może ją wykorzystać. Mając plan działania, obróciła się dość szybko z powrotem w stronę okna i najdelikatniej jak to możliwe by przyniosło zamierzony efekt, pociągnęła za kawałek tkaniny w dół, próbując nie wyrwać przy tym nic ze ściany, jak kiedyś niestety już postąpiła. Karnisz zatrzeszczał... maurenka siłowała się chwilę z zasłoną i przez spory kawał czasu tej rywalizacji nikt nie wyszedł na prowadzenie... aż w końcu nastąpiło niespodziewane, trzeci zawodnik o którego istnieniu Isabelle nawet nie wiedziała, przechylił szansę zwycięstwa na jej stronę. Przeciwnikiem tym, a raczej przeciwnikami były klamerki trzymające zasłonę... czując na sobie siłę maurenki mogły zrobić tylko jedno... poddać się. I tak właśnie się stało. Jedna po drugiej klamerki pękały pod siłą, która mogłaby je pewnie zniszczyć doszczętnie, chociaż dla osoby jej używającej nie była to wcale jakaś duża moc. Choć batalia nie trwała długo, to jednak były to kolejne cenne sekundy, które mogły zostać wykorzystane już na próbie opatrzenia rany. Nie czekając więc już na nic i nie próbując już z niczym niepotrzebnie się siłować, pośpieszyła w stronę potrzebującego. Spoglądając tylko szybko na krew znajdującą się na ziemi i przyklękając na jedno kolano, zabrała się za prowizoryczne opatrywanie rany. Pierwsze chwile całej tej akcji nie miały jednak z pomocą nic wspólnego, maurenka miotała jedynie bez ładu składu rękami, gdy w tym samym czasie przechodziły jej przez głowę myśli typu: "Jak niby mam to zrobić?", "Czy to powinnam przełożyć tutaj?", "Czy to coś w ogóle da?".
Mimo iż ogarnięcie całego tego mętliku, który miała w głowie nie trwało aż tak długo, to jednak dla niej wydawało się, jakby minęło kilka godzin. Po ogarnięciu się już całkowicie, Isabelle zabrała się w końcu za prawdziwą robotę... Ostrożnie raz po raz zawijała tkaninę w pobliżu połowicznie odciętej dłoni, gdy spora część zasłony zmieniła się w nieporadną kulę materiału zwaną uściskiem, przyszła pora by chociaż trochę zabezpieczyć otwartą ranę. I oczywiście, plan był na pewno dobrze przemyślany, jednak podczas wciskania kawałków materiału w rozciętą przestrzeń, nie dawały maurence z jakiegoś powodu spokoju jęki wydawane przez łatanego właśnie przez nią rabusia, postanowiła je jednak ignorować, gdyż uznała, że jego życie jest ważniejsze niż możliwość używania dłoni. Po skończeniu opatrunku Isabelle uniosła się do góry, rzuciła szybko okiem na wykonaną przez siebie robotę i stwierdziła, że jest to wszystko co mogła zrobić, by chociaż trochę leżącemu pomóc. Teraz tylko kogoś tutaj wezwać - pomyślała patrząc już w stronę drzwi. Zabrała ze sobą pozostawiony wcześniej miecz chowając go jednocześnie do pochwy i ni to szybkim, ni to wolnym krokiem skierowała się też więc ku drzwiom, miała już je otworzyć, lecz w ostatniej chwili zobaczyła sztylet, który odkopnęła w tę stronę jakiś czas temu, wzięła go więc ze sobą, jako coś czego może w razie jakiegoś niebezpieczeństwa użyć i otworzyła drzwi. Przestąpiła jedynie próg, obejrzała się dwa razy wkoło siebie i krzyknęła w nadziei, że ktoś z domowników to usłyszy:
- Pomocy! Mam tu rannego!
Zabieram:
Nazwa broni: Sztylet Gladiatora
Rodzaj: sztylet
Typ: jednoręczny
Ostrość: 13
Wytrzymałość: 15
Opis: Wykuty z 0,45kg mosiądzu o zasięgu 0,3 metra.
//Nie jestem pewien, czy może to tak działać, ale skoro nie mogę zatamować krwawienia bez umiejętności, to mogę je chyba chociaż spowolnić w ten sposób?