- Zaufam ci Longinusie. Rzekł delikatnie, marudząc, a przede wszystkim odkładając muszkiet, by nie wypalił czasem. W miarę poruszania się do przodu wszyscy mogli, zobaczyć sylwetki jeźdźców. Jeden z nich był dobrze wszystkim znany pan Skrzetuski! Krewniak Emericka czyli taka dziesiąta woda po kisielu, aby nie mówić, że to kłamstwo tak długie jak stąd do Myrtany. Jednak mości Skrzetuski, nie był sam widocznie teraz jeździ w kompani jeden z nich był podobny do krasnoluda. Nie, nie ten niski! Tylko gruby i otyły można było rzecz, że i ów waść wypić pewno umiał, co do drugiego nie miał na razie zdania, lecz jak to mówią w małym ciele bije duży duch! - Ta wyspa jest zdecydowanie za mała, że ciągle na niego wpadamy. Powiedział do towarzyszy, którzy byli blisko niego. Oczywiście Kiellon, nie byłby sobą, gdyby nie palnął coś do Emericka. - Emerik twoja rodzina jedzie. W sumie to było tylko ostrzeżenie, ale na pewno jego mina będzie bezcenna, a tłumaczenie się zapewne znakomite będzie.