Krasnolud skupiony, na obserwowaniu okolicy oraz przeładowaniem broni, został zaczepiony przez Gascadena, który powoził cały czas jako zwykły wieśniak, ale tak naprawdę narażał się, bo tak bez zbroi ciężko będzie mu się obronić, przez atakiem ze zwykłej procy, coby nie mówić o łuku, kuszy czy nawet broni palnej! Oczywiście brodacz odpowiedział, żeby jakoś rozmowa się kleiła. - Najlepszy powiadasz mości rycerzu, to równe sto metrów na razie, tyle wystarczyło, aby ubić demonicznego behemota na jeden strzał w łeb. Piękne to były chwile wtedy na Zuesh, także ze stu metrów jestem w stanie zestrzelić pchłę na brodzie nie jednej łajzy, od co! Rzekł z pewnością w głosie, bo kto wtedy był ten wie ile maszkar, ubił syn Kharima, który wtedy jeszcze w Bractwie ÂŚwitu nie był. - Alkoholu, pieniędzy, kobiet oraz pacierza nie odmawiam ahahahahahahah- zaśmiał się jak miał w zwyczaju, gdyż i tak każdy miał go za zakałę jego organizacji, co nie zmienia fakt, że Kiellon miał pełno zasług na swoim koncie, więc po chwili dodał - jeden, jedyny łyczek dla poprawy celności. Trzeba zachować powagę wikingu, a kierowca nie może raczej pić, bo jeszcze w coś piźnie i dopiero będzie. Skończył, biorąc łyka z butelki, bo po co niby miał czekać? Alkohol jak zawsze przyjemny rozluźnił nieco atmosferę, lecz najlepsze dopiero się zacznie na trasie, gdyż tempo jazdy zbyt szalone nie będzie, co w sumie dobrze. Cisza i spokój najlepsze co może być. - Dobry jak zawsze, ale teraz basta do najbliższego zajadu lub Bogowie wiedzą gdzie nas zaprowadzi sami wiecie kto. Oczywiście nie miał na myśli Zartata a króla jedynego pod niebiosa wychwalanego, przez prosty lud! Dlatego paladyn zaczął się dalej rozglądać, mając palec na spuście muszkietu, by w każdej chwili wystrzelić, gdy wróg nadciągnie.