Cadacus oczyścił umysł. W mieszaninie okrzyków Bękartów, syknięć i gwizdnięć Nordów, szczęków mechanizmów kusz, syku cięciw, dudnieniu kroków i ogólnemu harmiderowi jaki narastał musiał mieć pełną percepcję. Jego umysł musiał rozpoznawać każdy szelest, każdy ruch powietrza, wyprzedzać sytuację o pięć kroków do przodu. Snuć równolegle kilka scenariuszy. Panować nad sytuacją. Zabić jak najwięcej dzikich i uratować jak najwięcej ludzi, którzy za nim poszli. Aura Inteligencji działała na niego. Mimo to pierwszym co zrobił wampir było złapanie w szpon dwóch flakonów z ludzką krwią, które miał przy pasie na piersi. Wyciągnął je ze slotów, precyzyjnym chwytem szczękami zerwał plomby i przechyliwszy do góry wylał zawartość do ust. Rozlała się ona po przełyku, wnikała w tkanki, pobudzała, ożywiała. Krew była dla wampirów świętością. Nie tylko przez wzgląd na to, że podtrzymywała przy życiu, to też. Wszak wampir nie potrzebował do życia tlenu, mógł się utopić, mógł zostać powieszony... Zamarłby, jego funkcje życiowe by się przerwały, jednak by nie umarł. Krew dawała im życie. Ta sama krew, która niosła wspomnienia. Ta sama, która niosła od tysięcy lat potęgę, przekazywaną w rytuale przemiany. Oczy wampira rozszerzyły się, sam zaczął zaś czuć rosnący w jego wnętrzu gniew i chęć niszczenia. Niszczyciel.
Wtedy też dzikie wampiry dobiegły do wylotu rozpadliny skalnej. Wdarły się do środka, pozostawiając po sobie truchła ich kompanów, zwalone strzałami i bełtami Nordów i Bękartów. Gunses skoczył naprzód z mieczem lekko wyciągniętym do tyłu. I usłyszał krzyk. Tak bardzo mu znajomy zew, który przekonywał o rosnącej sile. Przywodził na myśl pierwotną potęgę. Rządzę krwi. ÂŹródła krzyku były dwa, a znajdowały się w odległości 8 metrów od ustawionej dziesiątki Bękartów Rashera. Cadacus znał możliwości swej rasy, jeżeli krzyk osiągnie apogeum, tych ludzi czeka śmierć. Jego lewa dłoń poszybowała w stronę jednego z Banitów. Po dłoni wampira przeskoczyły iskry i kumulując się w koniuszkach palców wyskoczyły w formie fontanny błyskawic. Pioruny dotknęły banitę, ogarnęły go, sprawiły, że mięśnie jego ciała wykonały kilka skurczów. Tyczyło to się również jego narządu mowy. Na chwilę banita umilknął. Został jednak drugi.