-Było ich dwudziestu. W tej ręce trzymałem wielki dwuręczny topór, a w tej miecz. Zrobiłem wtedy taki młynek, o, dookoła. No i położyłem połowę tych orków za jednym zamachem!
-Ooo... a ilu to dwudziestu?
Dziewczyna patrzyła na rosłego najemnika ze szczerym podziwem i w zdumieniu kiwała głową bawiąc się końcówką warkocza. Ot, tak to właśnie Egbert umilał sobie wolne chwile. Rozmawiając z lokalnymi. Od kiedy przybyły posiłki, rudobrody nie miał prawie nic do roboty. Nie cierpiał bezczynności, tymczasem obecnie nikt nie miał dla niego żadnych zadań. Bękarty, chociaż porządna kompania, nie mogły powstrzymać się od wypicia całego wioskowego piwa. Kiedy zaś tego zabrakło... zaczęli się nudzić. No bo ilu żołnierzy potrzeba do stania na warcie? Niewielu, wszak Gandawa nie była wielką osadą.
-Wiesz, masz bardzo ładne oczy. Znałem kiedyś księżniczkę, której spojrzenie było niemal tak urokliwe jak twoje.
Proste dziewczę niemal zachłysnęło się tym jakże wyszukanym komplementem. Egbert właśnie ujawniał swój ukryty talent oratorski.