- Ale nie spinajcie się, panowie. Choć szlachcic bez herbu, panie, to mało spotykane. Szlachcic bez ziemi - owszem, spotykany. Ale bez herbu?- zaśmiał się. Ale nie wrednie, przyjacielsko. Mijał im tak czas. Wleźli do portu. Tam Podbipięta przeprowadził ich między budynkami, do jakiejś bocznej uliczki. Tam znajdowała się metalowa klapa w ziemi. Rycerz wyjął klucz, otworzył i otworzył klapę. O dziwo, świeciły tam pochodnie. Wszystkie. Jak w wojsku.
- No proszę. Więc te jełopy ze straży do czegoś jednak doszły. Bo kto inny by świecił w kanałach, jak nie ktoś, kto prowadzi w nich nielegalny ynteres?- spytał retorycznie. Zszedł w dół kilka kroków i odwrócił się.- ÂŻywię nadzieję, iż nie jedliście za dużo... zapach nie jest szlachecky.- zażartował i przestrzegł.