Palce Mohameda sprawdzały kolejne klucze. Pierwszy klucz, drugi, trzeci... Czwarty był duży i żelazny. Jakoś tak swoim wykonaniem podobny był do kłódki, która zamykała bramę. Gdy maurem wsunął go do dziurki i przekręcił, okazało się, że był to klucz właściwy. Brama otworzyła się z cichym piskiem zawiasów. Droga była wolna. Po przekroczeniu bramy Mohamed mógł lepiej rozejrzeć się po terenie willi. Najbardziej okazała była sama rezydencja. Dwupiętrowa, w stylu domów z Ilusmiru. Okna ziały ciemnością wnętrza. Była także szopa i coś, co wyglądało na stajnie. Z boku willi zaś było zejście do piwnicy. Dalej, za domem widać było sad. Wokół było cicho i spokojnie. Jednak Mohamed czuł się niezbyt pewnie, jak gdyby był obserwowany.