W końcu dotarł. Zdrowy spacerek mu nie zaszkodził, a na pewno pomógł jego elfiemu ciału. Teraz zaś stał tak jakoś na obrzeżach owego podgrodzia, miejsca, gdzie siedliło się wszelkie ścierwo i gnój chodzący o własnych nogach. Dlatego też, Corchon cały czas trzymał jedną z rąk na pasie, tak by móc w razie czego szybko dobyć sztyletu. Mimo, że zabił na razie tylko wilka, był gotów walczyć z rozumnym przeciwnikiem, jeśli by oczywiście musiał. A teraz szedł tak, spokojnie, własnym, nie za szybkim, ale i nie za wolnym tempem, rozglądając się za ową gospodą.