Trafiałeś po kolei do biblioteki, sypialni i pokoju gościnnego. Na co komuś pokój gościnny, skoro gości nie przyjmuje? Cóż za marnotrawienie!
Kolejne drzwi, do których podszedłeś, okazały się być zamknięte. Znajdowały się one na piętrze, na końcu niewielkiego korytarzyka. To właśnie było biuro, które chciałeś znaleźć. A tak przynajmniej się wydawało.
Na domiar złego usłyszałeś, jak na podwórko wjeżdża koń.