Podróż była prosta, szybka, lecz nie przyjemna, ponieważ na drodze nie spotkał żadnej bitki. Musiał to jednak jakoś przeżyć, tym bardziej, że miał teraz coś ważniejszego do roboty, niźli bicie się z bandytami, którzy ledwo potrafią machać mieczem.
Odetchnął chłodnym powietrzem hemis, wydychając z ust parę. Przypominał przy tym z lekka palacza, czy smoka. Mróz nie szczypał go, dzięki futrzanej zbroi z wilczej skóry.
Półmrok był typową cechą hemis, teraz ledwo już zwracał na niego uwagę. Pewnie jak większość, kwestia przyzwyczajenia.
Podjeżdżając do bram Atusel, wiking pociągnął za lejce, zaś Isis zwolniła. Teraz zamiast galopować, koń stępował - to jest szedł najwolniejszym chodem. Stawiał nogi w kolejności: lewa przednia, prawa tylna, prawa przednia i lewa tylna. Koń szedł spokojnie i bez pośpiechu, wszak Torstein nie chciał nikogo potrącić. Po minięciu bramy, wikig skierował wierzchowca do dzielnicy portowej, spokojnie przy tym mijając przechodniów, a przy tym nad nimi górując. Krok za krokiem, jeździec i koń zbliżali się do portowej dzielnicy.