Epikur stanął pewnie na piasku areny,
delikatny podmuch wiatru zsunął
kruczoczarną grzywkę na oczy,
ruchem ręki pozbył się tej naturalnej
przeszkody. Naprzeciw niego stało
wielkie wilczysko, o sierści ciemnej,
prawie że czarnej. ÂŚnieżnobiałe kły
wyszczerzone w radosnym uniesieniu
zwiastowały rychły posiłek, długi jęzor
zwisał, a strużki spienionej śliny
nieustannie kapały na piasek.
Długie warknięcie zakłóciło martwą
ciszę, tuż po nim rozległ się ryk,
wydobywający się z ludzkiego gardła.
Zwierz delikatnie zbity z tropu cofnął
się o krok, instynktownie podkulając
ogon, lecz już po chwili się opamiętał
i łapa po łapie zmierzał w stronę tej
drażniącej istoty, która ośmieliła się,
rzucić mu wyzwanie.
Mężczyzna jął oglądać swe ostrze i po
chwili wykonał nim próbny zamach,
ospale i powolnie,
klinga przecięła powietrze ze świstem.
Zauważył, iż wilk napiął wszystkie
mięśnie i naprężył ciało, szykując się
do skoku, ostre pazury zanurzyły się w
piasku, gdy ciężar ciała przerzucił na
przednie łapy.
Człowiek przykucnął, uważnie
obserwując oponenta, spojrzał na
czyste niebo, którego jednostajności
nie zakłócała ani jedna chmura, robiąc
to odsłonił gardło, jakby zachęcał
wilka do ataku.
- No chodź, piesku. - Zagwizdał i
wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Głuchy warkot z wnętrza gardła bestii
stał się wszystkim dla wojownika,
zwiastował rychły atak.
Wzrok człowieka spoczął na coraz
bardziej zanurzających się w piasku
łapach, widział drgające mięśnie i
wręcz wyczuwał zawieszone w
powietrzu napięcie.
Zwierzak ruszył.
- Człowiek i bestia... Odwieczna
walka... - Mruknął pod nosem,
szykując się na nieuchronne.
ÂŁapy wznosiły tumany piasku wraz z
każdym kolejnych ruchem. Bestia
podbiegła, podfrunęła do człowieka.
Wilk rozwarł rozwarł szczękę, szykując
na zastosowanie morderczego chwytu.
Epikur rzucił się w bok, tym samym
sprawiając, że kły zwierzaka, z
głośnym trzaskiem, zacisnęły się na
próżni. Mały strumyczek śliny bestii
wylądował na policzku człowieka.
Minęli się. Zwierzak nie zdołał
wyhamować pędu i zrobił kilka
chwiejnych kroków, by zatrzymać się
w miejscu, a następnie, po powrocie
równowagi, ruszyć pędem przed
siebie.
Zwierzak poruszał się miarowo,
zataczając krąg wokół stojącego
spokojnie człowieka. Mężczyzna otarł
pot z czoła, słońce prażyło jego skórę
bezlitośnie.
Wtedy powróciło wspomnienie,
właściwie przebłysk, lecz to
wystarczyło, by zrozumiał jak może
wykorzystać warunki atmosferyczne
na swoją korzyść. Uśmiechnął się
lekko i przyjrzał swej broni.
Zwykłe, proste ostrze, bez żadnych
zbędnych ozdobników, broń
wojownika.
Powolnym ruchem skierował je w
stronę zwierzęcia, delikatnie korygując
chwyt. Odbite promienie słoneczne po
chwili spoczęły na ciele wilka, by
miarowo przesuwać się w stronę oczy.
Futrzak zaskowyczał z powodu tego
niespodziewanego bólu i cofnął się
odrobinę, przed tym niecodziennym
atakiem. Wstrząsnął dziko łbem, sierść
najeżyła mu się jeszcze bardziej.
Rzucił się w stronę istoty, która w tak
dziwny sposób zadała mu ból.
Człowiek odskoczył, przed masą
zdolną obalić najsilniejszego. Zbyt
wolno.
Ciężar uderzył w niego, a ostre pazury
wyżłobiły głębokie rany w
niechronionym niczym ramieniu,
szczęki zacisnęły się tuż obok jego
twarz. W oczach zwierzęcia widział
niczym niepohamowaną nienawiść.
Epikur wykorzystał swe ostrze jako
niecodzienną dźwignie, dzięki której
zrzucił z siebie ten spory ciężar, który
spoczął na piasku tuż obok. Wojownik
przeturlał się czym prędzej, unikając
prawie pewnego kontrataku.
Po chwili podniósł się z ziemi, złapał
za skaleczone ramię i dał znak
pilnemu strażnikowi, że nic
poważnego się nie stało.
W tym samym momencie zwierzak
ponownie zaatakował. Człowiek
instynktownie się odwrócił i ponownie
wylądował na piasku, paszcza o
potężnym zacisku kłapnęła o włos od
jego twarzy. Kilkakrotnie.
Wilk zawył z bólu. Gryzł i drapał, ze
wszystkich sił, starając się zabić.
Krew zalewała twarz człowieka,
dziękował Bogom za swe długie
ostrze, na które nadział się wilk
podczas skoku.
Zrzucił z siebie, wciąż agresywną
istotę, której pazury spazmatycznie
darły piasek. Rana była poważna, ale
nie śmiertelna.
Wilk piszczał z bólu. Człowiek
wzruszył poranionym ramieniem.
Jęknął lekko, gdy strumyczek krwi
spłynął w dół.
Wzniesione nad głowę ostrze zalśniło
w słońcu, a właściwie tylko jego część.
Krople krwi ściekały po rękojeści.
Klinga zanurzyła się w karku
zwierzęcia, uwalniając kaskadę krwi
tętniczej.
Epikur wyciągnął ostrze. Po chwili
wilk całkowicie zwiotczał, a
przedśmierne podrygi ustały zupełnie.
Człowiek spojrzał na Respeva.
- I co? Zaliczyłem?