- Aaa, no to mówże pan jaśniej- zmieszał się mężczyzna.- To i tak też myślałem, że to dziwne by oznajmiać takie problemy w sklepie pasmanteryjnym...
- O, komplet dla dziecka, dla chłopca czy dziewczynki? Bo jeśli o sukienki chodzi to idą takie po 30, 35 grzywien- miła pani pokazała na sukienkę długą do ziemi, bawełnianą, z ładnie ozdobionym koronką dekoltem. Kolor miała wiśniowy. - Frida, owszem, pracowała u nas miesiąc, jak mąż ze złamaną nogą leżał, niezdara jeden! Klienci narzekali, że co to za ludzie, że dziecko do pracy wzięli. Ale to tylko od dziesiątej do szesnastej. Nie robiła nic trudnego, podawała nici, mierzyła ich długość i tak dalej... Ech, ludzie nie wiedzą a komentują! No, więc kazałam jej iść, znaleźć inne zajęcie bo i Heniek mógł już kulasem ruszać sprawnie. Dobra dziewczynka tu była. A, zatrudniłam ją tu jeszcze bo widziałam ją na mieście, takie nieboże małe, brudne ciuchy zawsze miała. Ale za to włosy zawsze czyste. I niby w nędznych warunkach mieszkała, ale paznokietki zawsze czyste. No i buzia taka ładna, pyzata! He, he, pocieszna Frida była. Czasem się spóźniała, ale to dziecko wszak...
- Nie zapomnij, że odkąd jej nie ma, to i towar zaczyna się zgadzać podczas inwentaryzacji- wtrącił się mąż.
- To przez moje roztargnienie!- usprawiedliwiała dziewczynkę kobieta.