Pokaż jak walczysz, czarnuchu. Chce zobaczyć śmierć tych wrednych szumowin! - zaryczał demon w głowie, napędzając tym samym Mohameda.
Gdy jego towarzyszka po fachu, Rikka, uświadomiła go o nadchodzącym niebezpieczeństwie, działał już instynktownie. Katana sprawnie wysunęła się z jego pleców, lądując w dłoni, a mechanizm ukrytego ostrza wysunął śmiercionośną stal.
W jednej chwili świat dla niego stanął w miejscu, adrenalina podskoczyła wysoko w górę a on zaczął działać. Obrócił się na pięcie i przyjął postawę obronną.
Nadszedł pierwszy cios.
A zaraz za nim drugi.
Zaatakowało go dwóch pierwszych na przedzie. Mohamed przez chwilę nie wiedział, czy oni na prawdę są aż tacy głupi, czy na tyle odważni, że atakują dobrze uzbrojonego, nieznajomego człowieka. Najwyraźniej jednak chcieli się pożegnać z tym światem raz na zawsze. Czarnoskóry nie zamierzał im w tym ani w najmniejszym stopniu przeszkadzać.
Zablokował oba cięcia kataną, robiąc krótki przewrót w bok i jednego z nich kopiąc pod żebra. Gdy ten schylił się, oszołomiony bólem, zdzielił go butem w plecy w taki sposób, by wpadł na swojego kompana. Obaj runęli na ziemie oszołomieni tym, co się stało. Nie na długo.
Dosyć szybko podnieśli się z ziemi, tym razem atakując już w trójkę. Odważni byli, od co! I chyba z deczka szaleni, stwierdził po cichu Kruk.
Zablokował cios jednego, obracając się zgrabnie na piętach i zadając zmyłkowy cios z góry. Gdy bandyta z nadzieją zablokowania ciosu wystawił ostrze w górę, Mohamed raz jeszcze się obrócił, tym razem już nie fałszując uderzenia. Katana zgrabnie weszła w ciało bandyty, przeszywając go na wylot. Miał już jednego trupa zaliczonego.
Uśmiechnął się wrogo.
Demon w środku zawył z zachwytu.
Jego oczy się zmieniły. Stały się ciemniejsze i bardziej złowrogie. A'abiel sam chciał przez jakiś czas powalczyć w jego ciele. Gdy Mohamed spuścił barierę, przejął prędko kontrolę nad jego ciałem.
- No dawać, pieprzone sukinsyny. Czekam!
Jego głos brzmiał złowrogo, napastnicy jednak nie odpuścili. Cieszył się z tego.
Nastał kolejny krótki pojedynek, teraz człowiek kontra bestia.
Bandyta zasypywał go ze swoim kolegą gradem uderzeń, Kruk jednak albo zgrabnie to omijał, albo blokował ciosy, samemu kontratakując.
Kopnął jednego z nich w brzuch, odpychając go i wywalając kilka metrów w tył, a samemu zajął się swoim przeciwnikiem. Mohamed czuł, jak ekscytacja A'abiela sięga zenitu. Czuł jego wrogość, jego całe istnienie w sobie. Wiedział, że to, co zrobi ze swoim przeciwnikiem, będzie krwawe i ohydne. Nawet mu się to spodobało.
Zamachnął się raz, potem kolejny i kolejny.
Pierwsze uderzenie spadło na prawą rękę, na zgięcie łokcia. Ostrze gładko przeszło przez więzła, kość i ucięło rękę. Następne uderzenie poleciało w lewą dłoń, ucinając ją zaraz nad nadgarstkiem.
Szybko zniżył się do poziomu parteru, skąd obrócił się zgrabnie na piętach i ciął w nogi. Jedna z nich została ucięta.
Jego przeciwnik się tego nie spodziewał. Nie potrafiąc utrzymać równowagi, leciał w lewą stronę. W tą, gdzie brakowało kończyny.
Demon który kontrolował teraz ciało czarnoskórego, wyprowadził kontratakujące cięcie. Podczas, gdy głowa człowieka leciała w dół, jego ostrze leciało w górę, prost w kręgi szyjne.
Głowa bez problemów spadła na ziemie, oddzielona od reszty ciała.
Zostało ich tylko dwóch...
//Z racji, iż jest noc, a o świetle nic nie wspomniałeś, mamy po -1 do wyuczonych specjalizacji. Dlatego mając mistrzowsko katanę, mogłem zabić tylko dwóch.