Galionem nie zostanie, jednak swoistą karę ma. Skierował się na część pokładu przy dziobie, w jednej ręce mając wiadro, w drugiej gąbkę i szmatę. Położył je, rzemieniem związał włosy w wysoki kuc. Namoczył gąbkę, wycisnął nadmiar wody i zaczął trzeć po deskach, trzymając gąbkę oburącz. Przepłukał gąbkę, wycisnął i znów zaczął ścierać. Po odpowiednim, jego zdaniem fragmencie ścierał szmatą, przeniósł się na kolejną strefę, powtórzył całą procedurę. Kolejny raz na kolejnej miejscówce. Znów, ignorując fakt że im dalej od dziobu był, tym więcej musiał ścierać. Po prostu czyścił pokład, niczym jakiś majtek. Prawdę mówiąc na większe honory nie zasługiwał. Ale nie o tym mu było teraz myśleć. O ścieraniu. Swojej obecnej pracy. Deska po desce pokład był czystszy.