Po kilkunastu minutach dojechaliście do bram Tihios. Gwardziści uważnie się wam przyglądali. Na widok rannego Marduka jeden z nich wyszedł na środek i zagrodził wam drogę halabardą. Mortis posłusznie zatrzymał konia. Wtedy z wartowni wypadło czterech innych podchodząc bliżej konia. Ten, który was zatrzymał, zapytał.
- Skąd jedziecie i co się mu stało?
- Wracaliśmy z Efehidonu kiedy zaatakowały nas zębacze. On niestety nie miał za wiele szczęścia.
Na tym skończył swoją wypowiedź. Wtedy ten rozkazał pozostałym.
- Znieście go z konia i pomóżcie mu dojść do wartowni. Migiem! Jasne?
Dwóch gwardzistów pomogło ci zejść z konia doprowadzając cię do wartowni gdzie przesiadywał jeden z doświadczonych gwardzistów znający fach medyczny. Wartownia nie była duża. Mieściło się tam kilka stolików, wieszaki na opancerzenie, szafki i tym podobne. Na twój widok podniósł swój wzrok zza talerza pełnego zupy. Odłożył łyżkę i zapytał.
- A ten co? Kolejny nie legalny przemytnik?
- Ranny jest, trzeba go o patrzeć. - powiedział jeden z gwardzistów. Usiadłeś na krześle.
Gwardziści odeszli a ten z wartowni wstał od stołu, wziął podręczną torbę medyczną i podszedł do ciebie.
- Co ci się stało?