//Ta "pijacka menda" próbuje napisać więcej niż 2 zdania, pomimo niemal całkowitego wyczerpania baterii życiowych
I w tym momencie (w końcu) na horyzoncie pojawił się Themo na swym koniu. Wierzchowiec był już nieco zmęczony ciągłym galopem i ciągnięciu za sobą wozu. Szybko zlokalizował resztę drużyny, bo w końcu nie byli jakoś specjalnie ukryci. Po zobaczeniu ich, szarpnął lekko lejce, dając ogierowi chwilę wytchnienia. Spokojnie podjechał do nich i zatrzymał się tuż obok.
- Vivat Frater Notus - powiedział spokojnie, bardziej do rekrutów. -Komandorze, kanclerzu. Skłonił lekko głowę. Jego wierzchowiec też to zrobił, ale nie po to, by się ukłonić, tylko skubnąć nieco trawki, którą odkrył grzebiąc kopytem w śniegu.
-Witam też nasze wsparcie.
Powiedział do kobiety, której jeszcze nie znał. Wyjął stopy z ostróg i wyskoczył z siodła, lądując miękko na ziemi. Starał się to zrobić na tyle delikatnie, na ile pozwalał mu cały rynsztunek, który nosił ze sobą. Odchylił plecy do tyłu, by je rozciągnąć po podróży, gdzie niemal cały czas był zgarbiony.
-Dobra, już srać te oficja i uprzejmości. Mówcie na czym stoimy.