- Nie dobrodzieju, dość już Twojej łaskawości, ze pozwoliłeś mi siąść przy sobie na wozie. Nie godzi się bym jeszcze jadł z Twojego mienia. Ale chętnie i opowiem ci o bitwie na wulkanicznej wyspie, gdzie ogień i wąż stanęli do walki z niezdobytym lodem. Ja tez prosty człowiek, z biednej rodziny.
Powiedział wyciągając się na wozie i zapierając dłoniami o siedzenie.
- Setki jak nie tysiące lat temu na dalekiej północy, aż za starym Varrok, gdy świat wyglądał jeszcze inaczej niż dziś, była wyspa, a na niej wulkan. Niestrudzeni przybysze wędrowali w to miejsce bowiem było magiczne, puste, jałowe, bez życia, a jednak... pełne energii, pełne żywiołu kreatywnego ale i zabójczego, jak to magia. Znalazło się troje rodzeństwa, dwóch braci i siostra, oni jako jedyni potrafili władać tym rodzajem magii. Nie było to jak tutejsi kuglarze bawiący się sztuczkami, czy znani magowie miotający płomieniami. Oni budowali i rozwalali skinieniem dłoni niczym mury kamiennych domostw, kawałeczek po kawałku, drobinę po drobinie, nie zaś całymi efektami. - Opowiadał gestykulując stale dłońmi momentami symulując buchniecie płomieni z dłoni, a innym razem składanie klocków ze sobą razem do powstawania czegoś z niczego, powolniej, rozważniej ale stabilniej.
- Troje rodzeństwa brania Olaf i Aaken oraz siostra Ulrike. Byli potężni, niemal wszechmocni, a jednak niesforni i nierozważni. Najstarszy, Olaf, jako pierwszy poznał potęgę wulkanicznej wyspy. Udał się tam samotnie skłócony z rodzeństwem i począł w głębi wulkanu w samotności, rozważać i myśleć jak pojednać się z rodzeństwem, jak zjednać ich ze sobą a pojednać z sobą. Jednak nie znajdował odpowiedzi. Mijało wiele dni i nastał dzień, gdy wulkan ostygł, a z nieba począł padać śnieg. [.i]
- Ludzie lodu nazywali go martwym śniegiem, gdyż pada i pada bez końca usypiając wszystkich, a gdy ci się budzą nie pamiętają, ani kim byli ani czym są... znali jedynie pieśni.
- Olaf pogrążony we śnie zaczął śnić o lodowym zamku, o pokrywającym całą wyspę lodowej połaci, ogrodzonej wielkimi murami, z wydrążonymi tunelami, z ulicami, kamienicami i latrynami, a wszystko kute wyłącznie lodem ciepłym, ale krystalicznym, jak szkło. Spał tak tygodnie gdy nagle zbudził się, a swojej dłoni znalazł śnieżne jajo. Nie wiedząc co to znaczy i co z tym zrobić cisnął je w krater wulkanu pełen złości i gniewu na zmarnowany czas. gdy jednak jajo upadło na samo dno, pękło, a z niego rozlała się fala chłodu która doszczętnie zamroziła krater wulkanu a z krateru buchnął chłodny gejzer niczym eksplozja lawy, lecz była to woda, lód i śnieg. Padał i płynął tak dniami i nocami przez kolejny tydzień, a efekty tego były zaskakujące. powstała wielka warownia osadzona na samym kraterze, zaś w dół po całej wyspie rozlały się mury ogromnego miasta, większego od Efehidonu, jednak... pustego, bez ludzi... martwego.
- Władca lodu, bo taki przydomek dostał Olaf popadł w samozachwyt, czuł się cudotwórcą, władcą, hegemonem, niedosięgniętym panem świata... jednak nie miał kim rządzić. To tez i wynajmował żeglarzy przypadkowych, by zwozili tu ludzi, niewolnych i zależnych, którym władca zwracał wolność w zamian za zamieszkanie w ogrodzie. mijały miesiące i lata, gdy miasto w końcu zaczęło normalnie żyć - normalnie, w luksusie.
- Gnuśne rodzeństwo pełne żalu do brata, ze nie pojął ich do ogrodu jako współwładców, poczęli rywalizować z nim tworząc własne grody, tak Aaken stworzył stalową wierze tworząc dwa światy, radości i smutku, tak wychowywała swoich ludzi, ludzi węży. zaś jego siostra Ulrike, pojęła za swój świat ognia, gdzie jako bogini rządziła mężczyznami w kajdanach ujętych w niewolę pod służbę dla kobiet. To też wiele lat minęło i nadszedł sądny dzień, gdy czara zazdrości przelała się.
- Władczyni ognia i władca węży nie mieli wielkiej wyspy na własność, ani wielkiego lodowego zamku, a jednak, oboje go pragnęli. to też rozpoczęli przygotowania do wojny i w jeden dzień i w jedną noc zebrali okręty i armie na szturm lodowego grodu. kolejne dni i noce mijały a oni po przez szpiegów zdobywali o sobie informacje, gdy obie armie węzy o ognia stanęły u bram lodowej wyspy, Olaf stanął na najwyższej wierzy i począł swoją mowę.
- Nie oddam wam trony, lecz nie podejmę walki. nie stronię od siły, jednak nie spożyję na braci i siostry, jednak uniosę swą gardę by bronić się przed wami i tak trwał będę aż wy oddacie mi pokłon. Tak im powiedział i skrył się w swym zamku w najwyższej wieży w najwyższej komnacie. rodzeństwo nie wysłuchało brata i poczęło szturm, to kamienne katapulty, to bełty i strzały to płomienie i magia. Jednak nic nie mogło zniszczyć lodowych murów, lodowych bram, a ludzie w grodzie świętowali każdy dzień bezpieczni za murami dziękując Olafowi za troskę o siebie jak i innych.
- Mijały miesiące a atakującym brakło jadła i uciekli niczym zdeptane psy, głodne, zmęczone i poległe... Aaken i Ulrike nigdy nie zgięli karków, jednak mimo to mimo braku użycia siły przez Olafa, ogród przetrwał i zwyciężył stajać się jedyną ostoją prawa, porządku i bezpieczeństwa...
Mówił starając się brzmieć jak najbardziej wiarygodnie, gestykulując przeciągając intonując, to wstawiając na wozie, to pokazując manewry okrętów i statków skupiając momentami detale na okrętach.