Chwycił za kubek i upił drobny łyk delikatnie zanóżając język i przytrzymując płyn w ustach... badał jego smak i działanie, czy czasem język mu nie drętwieje, lub gorzkie, niezdrowe, może trucizna, nie mógł ryzykować starał się sprawdzić, jednak nie wyczuł nieprawidłowości i przełknął, by po chwili nabrać oddechu..
- Uoch... wyborne. To było na zdrowie.. - Powiedział w końcu chwaląc trunek. Starał się wyglądać i brzmieć naturalnie, w końcu gospodarz był uprzedzony o możliwym pojawieniu się kogoś, kto pomoże z problemami, a Isirr miał pozyskać zlecenie.
- Miło mi pana poznać, ja jestem Isirr. - Odpowiedział prawdą, zawierzył szczerości gospodarza. Rozważał możliwość skłamania, jednak odrzucił to, nie tylko ze względów ludzkiej uczciwości takiej prostej wynikającej z rpawa natury, gdzie użyczając gościn i dobroci winni jesteśmy minimum szczerości. Tutaj było to podyktowane asymilacją i chęcią poznania kultury, prawdy tej istoty intencji działania. każdy człowiek jest prosty, działanie wywołuje przeciw działania, akcja i reakcja. i każdy reaguje inaczej, zbieżnie ale inaczej. Specyfika tej osoby była na tyle warta godności by zawierzyć naturze. - To przykre, ale nie wiem czy rozumiem, ma pan na myśli, ze najmłodsza familia... potomstwo? znaczy dzieci? A pana żona? No tak, nie wypada mi wypytywać, nie musi pan, panie Adamie, odpowiadać.