No kurwa, wilk?, powiedział w myślach. Człowiek był święcie przekonany, że szkolenie bojowe będzie polegało na, no cóż, szkoleniu. ÂŻe ktoś tutaj z nim teraz stanie, jakiś taki gladiator, wojownik, instruktor, który skarci go dwoma ciosami treningowego miecza. Następnie pomoże wstać, ewentualnie rozkaże wstać, by przejść do jakichś teoretycznych i praktycznych zajęć. Ale oni wpuścili go na arenę, zamknęli za nim drzwi i wypuścili dzikie zwierzę.
Wilk miał brunatną, nieco zmierzwioną sierść, skołtunioną mocno przy łapach. Trzymano go zapewne w niezbyt schludnych warunkach, gdzie musiał znosić niewygodę niegodną księcia puszcz i lasów. Przystosowany i wychowany w wolności, na bezkresnych polanach, wśród lasów i łąk, mógł biegać za zwierzyną wraz ze swoją watahą. Teraz zaszczuty, pewnie przygłodzony, nie mogący wrócić do swojego świata. Dlatego też jego oczy, tak wściekłe i cały czas bijące żarem, wpatrywały się najpierw w otwartą przestrzeń niewielkiej areny, potem na osobnika, który stał na drugim jej końcu.
Aeger drgnął niespokojnie. Miał na sobie zwykłe spodnie, niezbyt grubą koszulę, a zaciśnięty w dłoni sztylet trącił mu w tej chwili tandetą. Poruszające się i szczerzące kły zwierzę zbliżało się półkolem, idąc od jego lewej strony. Człowiek obrócił się od razu tak, by ciągle mieć bestię bardziej po swojej prawej, która była silniejsza, pewniejsza i przede wszystkim - dzierżyła broń. Cofnął się o krok, mając jakieś półtora metra do ściany. Obchodził wilka po przeciwnej stronie, starając się trzymać dystans. Próbował wypatrzyć słońce, ustawić się tak, by mieć je za plecami. Było południe, stało ono więc w zenicie, ale w hemis zenit i tak oznaczał spore odchylenie od pionu. Mimo iż Aeger nie zdawał sobie sprawy dlaczego tak się dzieje, wiedział, że takie prawidła świata istnieją i można je wykorzystać.
Gdy stanął już odpowiednio, bestia zmrużyła nieco oczy. Wściekła, z wyszczerzonymi kłami, skróciła znacznie dystans. Nadal jednak nie atakowała, badając swojego wroga. Wilk nie był głupi, nie chciał się porwać na hura, atakując bez przygotowania. Mimo iż zaszczuty i głodny, nadal był drapieżnikiem. Nie wiedział jednak, że trafił na mądrzejszego od siebie. W chwili, gdy zaatakował, Aeger usunął się na bok. Wilczy pysk przeleciał tuż obok jego nogi, mijając cel o kilkanaście centymetrów. Po nim nastąpił kolejny atak, drugi, trzeci i czwarty. Zwierzę ruszało się szybko, zwinnie i pewnie. Aeger trzymał sztylet przed sobą, starając się trzymać bestię na dystans, odgradzając się od niej ostrzem.
Po kolejnym ataku obrócił się na powrót tak, by mieć słońce w swojej przewadze, wiedząc już jak się dobrze ustawić. Wilk mimo to zaatakował, a wojownik wykorzystał jego niezbyt klarowne pole widzenia. Zwierzę nadziało się na ostrze sztyletu, które ześlizgnęło się co prawda powyżej oczodołu, nie wydłubując oka, tracąc jednak sporą część ucha i rozdzierając sobie skórę na pysku. Bestia skuliła się, odskoczyła w tył, zaskomlała żałośnie. Potrząsając łbem, starała się zrobić coś z nieznośnym bólem, lecz krople krwi szybko zaczęły barwić i tak już burą sierść. Po następnych kilku sekundach posoka spłynęła na oko, zalewając je całkowicie. Wilk chciał sięgnąć tam językiem, ale nie przynosiło to żadnego rezultatu, jako że zaraz znowu spływały następne plamy krwi.
Aeger przesunął się na lewo, podążając w stronę niewidocznej dla wilka części horyzontu. Stawiał szybkie, pewne kroki, a mroźne powietrze skrzypiało i niosło odgłosy jego sapania. I cichego już pomruku zwierzęcia. Wilczur starał się obracać tak, by widzieć wyraźnie człowieka, lecz ten poruszał się sprawnie. Kilkukrotnie kąsał, szczerząc kły. Za każdym jednak razem Aeger szybko i sprawnie unikał, dwa razy dziabiąc go w cielsko. Raz w kark, drugi raz trafiając już w oko.
Przerażone i ranne zwierzę wróciło na drugą stronę areny, wycofując się tyłem. Białe, śmiercionośne kły szczerzyły się cały czas. Człowiek ruszył w tamtą stronę, wyciągając przed siebie sztylet. Wilk zaatakował wcześniej niż się tego Aeger spodziewał, nie dając mu zbytnio czasu na reakcję. Na szczęście jego szczęki zacisnęły się na ostrzu. Obywatel przekręcił nadgarstek, wsuwając szpic sztyletu do gardła stwora. Pchnął mocno, pewnie, by za chwilę uskoczyć do tyłu przed drapiącymi powietrze pazurami.
Dłoń trzymająca rękojeść krótkiej broni cała pokryła się ciepłą posoką, a wilk osunął się po chwili na ziemię. Chciał postąpić krok, lecz tylko charknął krwią, która wylewała mu się z pyska. Zaskomlał jeszcze raz, ostatni, żałośnie i cicho. Potem już tylko z wolna powiększał kałużę krwi rozchodzącą się od strony jego pyska.