No i jako ostatni wszedł Salazar tachając w łapkach spore zawiniątko, po prawda niewiele ważące, ale sporej wielkości, do tego jeszcze skrzynię sygnowaną wizerunkiem białego węża z zawartością, która podzwaniała co rusz co chwilę różnymi dźwiękami... Ha! Futerał jak i narzędzie w nim zawarte części osób było już znane byłą to jego gitarka na której średnio kiepsko grał ale miał!
Gdy już wyminął slalomem te obsypane solne wężyki na trapie, w końcu kto normalny sypie sól na trap i barierki? no chyba ktoś kto chce wskazać bezpieczną drogę poruszania się - taka była interpretacja Salazara, zwłaszcza po tym, gdy ujrzał ruderę, która była nic lepsza w jakości i kondycji niż jego poprzednia latryna w podgrodziu...
Salazar gdy w końcu znalazł się an pokładzie podszedł do zebranej kupki ludzi w pobliżu dziury w pokładzie. Nie skomentował... powstrzymał się.
- Melkiorze. - zaczepił torując sobie drogę i chwytając jeden tobołek w rękę.
- Masz, twój strój... bez czapki. na czapkę trzeba sobie zasłużyć. - Zauważył podając tobołek z wykonanymi już elementami odzienia.
//Przekazuję:Przepraszamy, ale nie możesz zobaczyć ukrytej zawartości. Musisz się zalogować, aby zobaczyć tę zawartość.
Została ostatnia skrzyneczka jego bagaży, futerał z gitarą. Zszedł prowadzony wężykiem prowadzących ludzkich i nieludzkich ciał w jedną i drugą stronę tak pod pokład do kubryku jak i z niego.
Salazar jako jeden ostatnich gości miał okazję dojrzeć pełen arsenał wszystkich bagaży zniesionych przez tymczasowych lokatorów tego statku! I wiedział kto jak wiele targa ze sobą mimo trudu, znoju i ciężaru! Bardzo to wszystko wpływało na zanurzenie okrętu... Ale nigdy nie wiadomo co może być potrzebne! Oparł futerał pod ścianę nieopodal łóżeczka.