Autor Wątek: Lazurowy płomień  (Przeczytany 12257 razy)

Description:

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Canis

  • Gość
Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #40 dnia: 04 Listopad 2015, 23:22:53 »
- Jesteś na liście, spotkałaś Annara, który wiedział, że ja mam zginąć... Czy zaatakował cię, aby cię zabić? - Zapytał zaniepokojony unosząc jedną brew. - Nie wiem czy wszystkich... no wszystkich, którzy przyszli tu po mnie... chyba. - mówił trochę zdezorientowany całym zajściem no ale to też trochę dlatego, że był w nie małym szoku... - Ale jeżeli nie ma ich w tym miejscu więcej, to inni na pewno dzisiaj będą uważali mnie za martwego i mogę spokojnie spędzić resztę dnia... prawda? - Zapytał czy i według niej logicznie zaczyna się to układać.

- Wiesz Eve... to takie pierwsze spotkanie takich napastników... bez żadnych dowodów - no kawałek pergaminu gdzie są wypisane imiona... no mógłbym też takie coś napisać i to nie znaczy nic samo z siebie. To jest za mało, by ktoś na to zareagował, każdy zbagatelizuje tą sprawę... ale jeżeli taka twoja wola... to możemy wrócić do Efehidonu, donieść straży a może rozpocząć dochodzenie... jednak na podstawie tego tutaj nic nie zrobimy... - mówił wskazując dłonią na pergamin i ciała. - Jako były sędzia, nie widzę drogi do celu... za mało danych... za dużo niewiadomych i domysłów... Sądzę, że lepiej było by poczekać na rozwianie wątpliwości... no ewentualnie słowne ostrzeżenie tych osób, ale raczej bym nie podnosił alarmu i stanu zagrożenia.

- No niefortunna sytuacja, wiem. - Mówił rozżalony faktem istnienia takich sytuacji i takich momentów, gdy powolnie bo powolnie zbierał się w sobie i przezwyciężał kolejne bariery i granice swojej osobowości, by odważyć się na "coś więcej" niż zanudzenie opowieścią. - Ale mam to nieszczęście, że albo się rozgadam i cie zanudzę, albo wielka szóstka robi sobie ze mnie żarty i generuje takie niecodzienne sytuacje, które zaczynają być codziennością. - mówił z ponurą mina zwijając pergamin z nazwiskami i wkładając do kieszeni surduta, by za chwilę wycierać dłonie o trawę, w końcu upaprał się na dodatek do krwi szlachcica i ciekawie musiał wyglądać mając "krew na rekach"... - A w końcu chciałbym poznać twoją przeszłość Eve, bo w gruncie rzeczy to jej nie znam. Nawet żadnych plotek. Znam cię tyle, ile z naszych okazyjnych spotkań, a nie umiem wyjaśnić jak i czemu - jesteś dla mojego serca niczym słońce za dnia, które rozświetla nie tylko mroki mojej duszy dając nadzieję na to, że będę "lepszym" niż byłem, ale przy tobie, moja pani, czuję się szczęśliwy. - Mówił nerwowy, że znowu mówi tak jak nie chciał, jak nie zaplanował, znowu porządek planów zakłócony został nieharmonijnym planem życia. - Oboje w życiu dużo przeżyliśmy, każde z nas ma chwile, które wspomina dobrze, źle, jest bardziej czy trochę mniej dumny. Tak na prawdę to nie jest to ważne, nie można żałować tego co się zrobiło, trzeba żałować tego, co się odrzuciło i nie spróbowało. Nie chcę żałować Eve, że nie spróbowałem cię chociażby namówić na taką rozmowę. - Mówił co rusz przerywając i śląc ukradkowe spojrzenia na Evening. miotane po głowie myśli układały się w różne kombinacje zmuszając Salazara do skrupulatnego dobierania słowa, co szczególnie mu doskwierało teraz.

- Ta sytuacja nie jest przyjemna, a ta rozmowa niekoniecznie przynosi teraz pozytywne uczucia, efekty czy jak kto to pragmatycznie spróbuje nazwać... Być może nie podoba ci się takie marnowanie czasu, gdy ktoś może być zagrożony, rozumiem. Ale bardziej interesuje mnie Twoje życie i moje... chociaż tym drugim się mniej przejmuję. - powiedział i uśmiechnął się mrugając jakby rzucając delikatnym żarcikiem. no makabrycznie ponury żart godny kiepskiego kuglarza. - Nie można powtórzyć przeszłości ani jej zmienić, to dobrze, ale mamy wpływ na naszą przyszłość... tak. - odpowiedział z uśmiechem patrząc na Mary i gładząc delikatnie jej czerwone skrzydełka...

- Jak się dogadywałyście? - zapytał nagle patrząc na Mary i Eve na przemian jakby delikatnie zmieniając temat .- Papużka nie dała się we znaki i przekazała wszystko spokojnie? nie narobiła hałasu? zawsze a problemy z dostaniem się do domu, czasami nikt jej nie otwiera, albo nie rozumie do kogo przyleciała... zabawne bywają sceny i dużo stresu tak dla niej jak i dla gospodarzy, hehe... - zaśmiał się delikatnie.
« Ostatnia zmiana: 05 Listopad 2015, 23:59:13 wysłana przez Salazar Trevant »

Offline Evening Antarii

  • Arystokrata
  • ***
  • Wiadomości: 3863
  • Reputacja: 4704
  • Płeć: Kobieta
    • Karta postaci

Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #41 dnia: 05 Listopad 2015, 15:30:29 »
-Nie zaatakował, bo byliśmy w mieście. Może nikogo nie było, ale mimo wszystko to dość ryzykowne. Poza tym mnie nie da się zabić, więc nie wiem jak chcą tego dokonać- tak to sobie w głowie tłumaczyła. -Nie chcesz szukać, nie chcesz dowiadywać się kto za tym stoi, kim jest Annar... Na pewno ktoś go kiedyś widział albo znał. Ci ludzie też nie mogli być anonimowi. Odwiedzali pewnie jakieś karczmy, zabawiali się...- ale skoro Salazar nie chciał już więcej rozwodzić się nad tymi trupami i nad listą, to Eve nie chciała napierać. Nie chciała też wzbudzać niepotrzebnej paniki. Mogli to zgłosić straży albo rycerstwu z Bractwa. Ale co to za różnica, skoro oni mogą jeszcze mniej niż chociażby ona. W końcu należy do tej organizacji, była prawie świadkiem tego dziwnego zajścia, więc mogłaby nakazać któremuś oddziałowi zbadać sprawę. Czy to jednak miało sens?... Cóż, Eve inaczej chciała to rozegrać. Przede wszystkim, mimo wszystko..., dać znać o zajściu w samej stolicy i oczekiwać pomocy albo ochrony dla osób będących na tym świstku. Jednak spora część z nich śmierci nie musi się obawiać wcale, a druga, wyćwiczona w boju, umknęłaby jej całkiem sprawnie.
Za to Sal zaczął już mówić o czymś innym. Szybko zmieniał tematy, coś tłumaczył. Eve zaś słuchała bo przytłoczyły ją te dwie rzeczy na raz: tajemnicza lista i szczere wyznanie. Aż dziwne, że nie domyśliła się tego, kiedy tu szła. Ta róża i list i sztuczka z arą rozumną jak człowiek!... Głupia była, że się nie domyśliła. Albo po prostu nie chciała się nad tym zastanawiać. Wzmianka o plotkach dość ją rozbawiła. Miała ochotę mu powiedzieć tylko jedno: że się zakochał, ale wyznanie tego przychodziło jej chyba jeszcze trudniej niż jemu... Zaczęła więc dość uniwersalnie:
-Plotki? Właściwie masz masz rację, na temat mego pochodzenia ich praktycznie nie ma, gdyż nie jest ono jakieś zachwycające. Urodziłam się w Ardenos nad morzem. Moja rodzina miała dom przy samej plaży, ojciec był rybakiem a matka szwaczką. Nie byliśmy biedni, gdyż rodzice sprzedawali swoje towary w miasteczku i nigdy nie brakowało nam pieniędzy. Potem, gdy dorosłam, chciano mnie dobrze wydać za mąż, ale ja się nie dałam- uśmiechnęła się szeroko, jakby była dumna z tamtej decyzji. -Cóż mogłam zrobić? Uciekłam, a że Ardenos całe było w demonach to po kilkunastogodzinnej podróży wgłąb kraju zatrzymałam się w karczmie, by odpocząć. A tam usłyszałam o portalu i tyle mnie widzieli- ucichła na chwilę. -Tak więc widzisz... brak w mojej przeszłości jakichś niesamowitych wydarzeń, brak przemocy i wielkiego bohaterstwa- wzruszyła ramionami. -Na Valfden bez grosza przy duszy musiałam... aaa to już nieważne!- stwierdziła, że epizodu z Krukami nie będzie wspominać, gdyż mogłoby to zagrozić obu stronom. -Potem przygarnęło mnie Bractwo- zakończyła wcale ciekawą opowieść.
-Myślę, że znasz mnie najlepiej ze wszystkich, choć możesz tego nie zauważać. A to o czym mówisz, bierze się  stąd- położyła dłoń na jego piersi po lewej stronie, czyli tam gdzie było serce. -....i jest dziwne, niezrozumiałe, ale przyjemne i potrzebne. A Mary to mądry ptak i nie było żadnych problemów w komunikacji- zakończyła uśmiechając się i spoglądając mu w oczy. Chyba nie była do końca świadoma tego, co właśnie powiedziała i zrobiła, ale czuła, że od dawna musiała to zrobić.

Forum Tawerny Gothic

Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #41 dnia: 05 Listopad 2015, 15:30:29 »

Canis

  • Gość
Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #42 dnia: 05 Listopad 2015, 19:37:39 »
Cisza... w jego głowie panowała kompletna cisza, gdy słuchał każdego z kolejnych po sobie słów, były to jedyne piękne, dźwięczne jedwabiste - boskie dźwięki tnące wewnętrzną ciszę wypełniającą jego głowę jedynie myślami na podstawie tej sytuacji, jej słów, ruchów, pod własną interpretacją. Wychwytywał każde słowo i analizując każde z nich z osobna, starał się wszystko jak najlepiej zrozumieć. Słuchał... chciał słyszeć...

Czując dotyk jej dłoni na skórzanym surducie, poczuł z tego miejsca rozpływające się uczucie radości i szczęścia. Czego nie potrafił dobrze okazać... uzewnętrznić. Powoli i delikatnie położył swoją dłoń na jej dłoni, jakby "przykrywając ją", by następnie skierować swój wzrok i spoglądać w jej szczere oczy bez mrugnięcia, by napawać się chwilą i nie tracić koncentracji, skupienia i głowy na żadną inną rzecz. Delikatnie zaciskając swoją rękę na jej, zaczął przesuwać ją po swoim ciele w kierunku twarzy, by przytulić ją do swojego lewego policzka, a następnie drugą dłoń - prawą - powoli skierował ku twarzy Evening, by móc ją dotknąć, przesunąć palcami po policzku, położyć dłoń na twarzy i poczuć tak ciepło policzka, a może chłód, może drżenie ciała, czy wręcz błogi spokój... wyczuć palcami i nie musząc korzystać ze słów wiedzieć, jak ona się czuje, co myśli... czego pragnie. Tyle wątpliwości i ciekawości wynikających z niemożliwych do zbadania uczuć... Zaragnął delektować się tą jedną jak dotąd chwilą... Kierując dłoń ku twarzy Evening mówił to, na co dotąd brakło mu odwagi, lecz dotyk jej dłoni wpłynął jakże kojąco wyłamując dalsze jego wewnętrzne bariery osobowości.

- Tak... wynika to stąd... ale też i duszy. Czuję bliskość twojej duszy, a przynajmniej trawi mnie wewnętrznie pragnienie bycia z nią jak najbliżej już od naszego pierwszego spotkania. To tamtego dnia zrodziło się we mnie uczucie, które wraz z czasem jedynie dojrzewa i umacnia się... Tak, kocham cię moja pani... - Mówił jakże ostrożnie, nieprzerwanie patrząc się w jej oczy, pragnąć dojrzeć w nich jak najwięcej... W końcu wszyscy mówią, że oczy to zwierciadło duszy...
« Ostatnia zmiana: 06 Listopad 2015, 00:07:55 wysłana przez Salazar Trevant »

Offline Evening Antarii

  • Arystokrata
  • ***
  • Wiadomości: 3863
  • Reputacja: 4704
  • Płeć: Kobieta
    • Karta postaci

Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #43 dnia: 06 Listopad 2015, 13:40:25 »
Eve zaś czuła błogi spokój, a w jej oczach można było dotrzeć iskierki. Wcale nie bała się tej chwili i nie broniła się przed nią. Pozwoliła tylko, by wydarzenia potoczyły się ich własnym torem, a wszystko wynikło naturalnie- bez pośpiechu i nacisku.
Nie protestowała przeciwko jego gestom. Dłoń powiodła za jego dłoniom na szorstki policzek. Uśmiechnęła się prawie niezauważalnie, a to dlatego, że była szczęśliwa, że Salazar, dość ponury  i poważny (jak mogło wydawać się z zewnątrz) jest tak naprawdę czuły i zdolny do najwyższych uczuć. I cieszyła się w głębi serca, że to wobec niej te uczucia okazał.
Eve, z racji swego wzrostu, stanęła na czubkach palców, by złożyć na jego ustach pocałunek. Zdawało jej się, że to będzie pewnego rodzaju zapewnienie o uczuciu. Jej wargi były ciepłe i pożądliwe, gdyż oczekiwały takiej samej pieszczoty.
-Ja ciebie też, Sal. Ale musisz mi coś obiecać. Nie będziesz traktował siebie i swojego życia jako coś gorszego. Nie możesz tak mówić, że twoje życie mało cię obchodzi...- gdy to mówiła w jej głosie była wyczuwalna prośba i oczekiwanie obietnicy. Nie puściła go jeszcze... Głaskała po policzku i wpatrywała się w jego oczy.

Canis

  • Gość
Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #44 dnia: 06 Listopad 2015, 21:16:08 »
Salazar słyszał jakiego zapewnienia Evening od niego oczekuje... jednocześnie w tym czasie dotykając aksamitnie gładkiej skóry na twarzy Evening wpatrywał się w oczy Evening, które wraz z płonącymi na ich nieskazitelnej tafli iskierkami, których źródło - dusza mogła pokazywać je z wielu różnych powodów... wierzył, przeczuwał, marzył, że jest to złożenie ich wielu... wielu rzeczy, które w tej chwili gościły w jego duszy... gorącego uczucia płonącego w jego wnętrzu, które dzisiejszego dnia wyjrzało światła dziennego w wyznaniu i kilku obustronnych gestach spotykającej się w tym miejscu dwójki... chodź dla przeciętnego widza tych zajść były to może... drobne gesty, dla Salazara były niczym najważniejsze wydarzenia, wokół których kręciło się teraz jego życie, nie tylko jego. Delikatnie dotykając twarzy i słuchając... przesuwał powoli i ospale dłoń w kierunku "włosów upiętych w kok z uwolnionymi blond kosmykami, kręcącymi się mimo woli właścicielki." delikatnie musnął kosmyki włosów napawając się kolejnym wrażeniem... Każda mijająca chwila, każdy kolejny gest i następstwo, każda myśl i każde jej słowo powodowały, że Saluś co rusz podświadomie przybliżał swoją twarz do Evening, delektując wszelkie swoje zmysły kolejnymi doznaniami. Gdy w końcu usłyszał całe oczekiwanie Evening, a jego twarz znajdowała się już zaledwie kilka centy metrów od jej twarzy, gdy jego wzrok, nos, usta, po prostu twarz, znalazły się na równi z jej twarzą, oniemiały i jak w amoku zauroczony chwilą doznań, był zdolny już tylko do prostej odpowiedzi.
- Obiecuję moja pani. - Powiedział z uśmiechem, by w następnej chwili czule i z pożądaniem pocałować usta, jej wargi, które równie pożądliwie co i jego łaknęły tej chwili uniesienia, dotyku i "starcia" czerwieni wargowej... Tego momentu pocałunku, przed którym, gdy przekrzywiał delikatnie swoją twarz, mógł dojrzeć nawet najmniejsze szczegóły i poczuć najmniejszy powiew powietrza, jak choćby spowolniony oddech, oddech Evening, gdy czuł dotyk jej dłoni na twarzy, a jej twarz wśród swoich palców... trwało to kilka... kilkanaście... czy kilkadziesiąt sekund... w których pożądliwie całował jej usta napawając się kolejnymi wrażeniami i doznaniami przezywając niezwykłą chwilę uniesienia... Po chwili, gdy wiedział, ze pora ku temu. przestał i i cofnął się nadal utrzymując swoje dłonie przy jej twarzy i kontynuował odpowiedź... pierw jednak delikatnie przygryzł wargę, by chodź tak pokazać, że ta chwila ten moment ten czyn i gest... że jest to zapewnienie, którego od dawna pragnął.  - Nigdy tak nie powiem i tak nie uważam... - mówił wracając myślami do poprzedniej chwili rozmowy... - Gdybym tak uważał, nie trawił bym twojego czasu na rozmowę ze mną. Wręcz przeciwnie uważam siebie za nie mniej wartego od innych, lecz twoją osobę stawiam dla siebie ponad moje łaknienia pragnąc też twojego szczęścia. - mówił z uśmiechem zapewniając, że nigdy tak nie powie i że nigdy siebie tak nie potraktuje...

Offline Evening Antarii

  • Arystokrata
  • ***
  • Wiadomości: 3863
  • Reputacja: 4704
  • Płeć: Kobieta
    • Karta postaci

Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #45 dnia: 07 Listopad 2015, 12:37:02 »
Może to nieco zabawne, ale Eve miała motylki w brzuchu, które nie chciały przestać latać. Niektórzy tłumaczyli to reakcją chemiczną zachodzącą w mózgu, inni nazywali to boskim uczuciem, najważniejszym ze wszystkich. Nieważne, czym to było... Zasmuciła się lekko, gdy Sal przestał ją całować, a na jej twarzy przez sekundę pojawił się nawet grymas niezadowolenia. Lecz chwilę później "jej miłość własna, jak ktoś wypoczywający w kąpieli, przeciągała się z lubością w cieple tych słów". Słów będących zapewnieniem i wyznaniem, tak bardzo potrzebnych Salazarowi i jej.
Ona zaś przypomniała sobie, jak to miłe uczucie mieć kogoś przy sobie. Kogoś, dla kogo jego własne życie jest mniej ważne niż jej. Ale ona miała tak samo, bo choć teoretycznie nie mogła zginąć, to życie Salazara było dla niej na pierwszym miejscu.
Znowu musiała zacząć przejmować się nie tylko sobą. Jej życie dotąd było wygodne, niewymagające poświęceń. Zmartwień nie miała prawie wcale, zajmowała się pracą dla zabicia czasu wieczorami, chodziła na samotne spacery, ale czyż to nie było życie puste? Choć pozbawione zwykłych trosk to pełne samotności i wyższych uczuć. Jedynie uczucie, którego ostatnio doświadczała, to niewielki ból gdy igła ukuła w opuszek palca...  Jednak można przywyknąć do "luksusów" takiego życia, gdy samemu dla siebie jest się panem i sługą, robi się co się chce kiedy się chce. Gdy słudzy dbają o porządek w domu i nie ma się obowiązków. Lecz ile można tak trwać, w takim zapomnieniu. A właśnie dzisiaj, w momencie tego pocałunku, Eve się obudziła z powrotem do życia.
Teraz Eve w sumie nie wiedziała co powiedzieć... Najchętniej nic by nie mówiła, bo cóż więcej dodawać? Wszystko było jasne, nie było żadnych wątpliwości. Uśmiechnęła się zatem szeroko, gdyż była zwyczajnie szczęśliwa, jak już dawno nie była. Nawet awans i otrzymanie skrzydeł nie były tak ważnymi wydarzeniami jak to, które właśnie miało miejsce. Zartat może i rozświetla mroki, ale te najgorsze, w sercu, może rozświetlić tylko miłość.
-Chyba się spóźniliśmy na zachód słońca- zaśmiała się.
« Ostatnia zmiana: 07 Listopad 2015, 12:39:33 wysłana przez Evening Antarii »

Canis

  • Gość
Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #46 dnia: 07 Listopad 2015, 15:21:19 »
Spoglądał w wwarz Evening napawając się widokiem i jej zadowolenia jak i okazyjnych grymasów każdej kolejnej chwili, by w końcu cofnąć swoje łapczywe ręce i dotknąć jej dłoni, by nie myślał ni chwili, że się oddala, wręcz przeciwnie.

Słysząc stwierdzenie o spóźnieniu zaśmiał i się i przytaknął.
- No tak ale można dojrzeć... - Lecz w tej chwili coś go zaniepokoiło... dojrzał... ze nadal stoją wśród zwłok czterech osób, co było dość dziwną scenerią dla takich przeżyć wewnętrznych jakie doznawali. - Może wracajmy już do Efehidonu, niezbyt to... przyjemny zagajnik! A jako, że idzie noc... musisz się wyspać tak jak i ja... przed kolejnym dniem zapewne pełnym zajęć. - uśmiechnął się tak i z troską tak tez i lubością, będąc świadomym, że nie wypada mu zajmować jej nadmiernie dużo czasu wszak - mimo uczuć jakimi ją darzy - ma ona swoje życie i nie może być aż tak względem niej zaborczym, by zajmować jej dalszy czas, wszak każde z nich mimo wspólnych pragnień, słabości i lubości, mimo uczucia jakie obustronnie ich łączą, potrzebują czasu dla siebie i na siebie. Jednak...

Offline Narrator

  • NPC
  • ***
  • Wiadomości: 1435
  • Reputacja: 1193
Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #47 dnia: 07 Listopad 2015, 15:21:39 »
W czasie, gdy dwójka zafascynowana sobą pod wpływem wzbudzenia sytuacją, będąc sami w zaciszu, nie byli świadomi, co dzieje się w innych miejscach, które były nie bez znaczenia w obliczu wydarzeń, które dotknęły ich dzisiejszego dnia...

Rzeczywiście, słońce zaginęło za horyzontem a promienie słońca rozświetlały już ulotne elementy błękitu nieba, natomiast większość nieboskłonu skrywała już czerń i ciemny błękit, na którym ujawniał się blask płonących ogników gwiazd oraz dwa wielkie księżyce raczące widzów pięknem swojej okazałości w dni przesilenia, a jako ostatni dzień ciepłej pory i nadchodzące ciut chłodniejsze wieczory był momentem przełomowym, niezwykłym chodź niekiedy tylko datą się zmieniał - tak dziś obrazowały to pełnie obu księżyców.

//Pomost i Lazurowy płomień...

Na pomost przed zajazdem, przez plażę wyszli wszyscy goście zajazdu, by dojrzeć to, na co zapraszał dzisiaj Salazar, pannę Evening, chodź oboje nie byli świadomi tego, co miało nastąpić tego dnia - mimo ich nieobecności.

Z pomostu poprzez wijącą się nad taflą basenu mgłę po raż kolejny jak od wielu dni przejawiał się błyskający "lazurowy płomień", który był niczym latarnia dla łodzi pokazując za nocy, gdzie dokładnie leży brzeg basenu... lecz nikt nigdy nie sprawdzał tego miejsca i każdy tak tłumaczył istnienie tego światła. Było ono piękne, pulsacyjne i objawiające piękną jasną barwę na tle czerni, która nie tylko dawała obraz, ale też pulsowała i tańczyła wśród oparów gęstej mgły.

Dzisiejszej nocy w ten pamiętny dzień ostatniego "ciepłego" dnia, wiele par zebrało się na moście spoglądając na tańczący za mgłą płomień by nagle zatrwożyć swoje serca... z oddali usłyszano dźwięki i trzaski, ciche pęknięcia, by po chwili tafla wody została wzburzona niewielkimi rosnącymi w oczach falami. zaś kilka sekund później po zbagatelizowaniu tego wszyscy poczuli drżenie pomostu i ziemi...

Wytrwali, którzy nie zaczęli panikować dalej patrzący w lazurowy płomień dostrzegli nagły wybuch i lazurowy płomień niczym strzała, snop światła trysnęła w kierunku nocnej tafli nieba, by zacząć rysować trwożący i mrożący krew w żyłach obraz, który zawisł nad jeziorem niczym widmo kataklizmu.


Na niebie, jego "pustej części", pojawiła się błękitna kula spowita ogniem, przez którą zaczęły przeciskać się białe żyłki tętniące na kuli. po chwili cały obraz zaczął ewoluować i dygotać, w apogeum sytuacji kula pękła dzieląc się na 7 takich samych części i pomknęły w 7 różnych kierunków świata, nad głowami widzów tego zajścia. Nikt nie wiedział ani jak daleko, ani gdzie... tylko garstka osób wiedziała natomiast skąd, garstka osób będąca na pomoście.



//Zagajnik, Evening Antarii i Salazar Trevant

Zajścia jakie miały miejsce na pomoście były również dostrzegalne z zagajnika, lecz tylko dostrzegalny był promień, który niczym błękitna spadająca gwiazda gigantycznych rozmiarów przemknęła po nieboskłonie nad ich głowami, sprawiając wrażenie spadającej gwiazdy...

Po chwili usłyszeliście głos za wami...


- Wy dorośli, jesteście straszni... - Powiedziała mała dziewczynka przyciszonym głosem pełnym przerażenia, zohydzenia, wybałuszając oczy na was, trzymając złoty, połyskujący kwiatek w dłoniach, błyszczący jak gdyby światłem.
« Ostatnia zmiana: 07 Listopad 2015, 16:15:02 wysłana przez Narrator »

Offline Evening Antarii

  • Arystokrata
  • ***
  • Wiadomości: 3863
  • Reputacja: 4704
  • Płeć: Kobieta
    • Karta postaci

Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #48 dnia: 07 Listopad 2015, 17:53:19 »
Rzeczywiście dość kontrastowe było otoczenie, więc Sal i Eve razem musieli wyglądać na parę psychopatów i zwyrodnialców, których takie rzeczy podniecają. Trupy, krew, pocałunki... to się nie łączy razem, nie pasuje. Anielica zbyła ten obrazek niemrawym uśmieszkiem. Cóż mogła poradzić, że Sal akurat to miejsce, taką chwilę wybrał na swoje zwierzenia. Może on lubił takie klimaty? Niewykluczone.
-Jeśli chcesz to możemy wracać, ale mi się nie spieszy. Możemy iść jeszcze na tę plażę, chętnie się przejdę- mówiła Eve, gdyż teraz naprawdę nie chciała wracać do swojego domu... Chciała jeszcze trochę pobyć z Salem, a poza tym to ostatni letni prawdziwy wieczór.
Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale jej uwagę przykuło pewne zjawisko na niebie. Niebieska kula podzieliła się na części, które pomknęły po wieczornym niebie nad Efehidonem. Poczuła ukłucie strachu, gdyż nie miała pojęcia co to może być. Kolejny atak magów? Mateor? Jakaś gwiazda z kosmosu? Zadarła głowę wysoko a na jej twarzy malował się niepokój, serce przyspieszyło, lecz w głowie była pustka, gdyż z takim czymś nigdy wcześniej kobieta nie miała do czynienia.
-Co to?...- zdołała tylko wyszeptać. Lecz z tyłu odezwał się głosik. Dziecięcy, ale zarazem parszywy. Nic innego Eve nie przyszło do głowy jak tylko to, że mała zgubiła się, odeszła od rodziców i przyglądała się scenie wśród trupów, która przed chwilą miała miejsce i z pewnością była osobliwa. -Zgubiłaś się? Rodzice są w zajeździe czy na plaży?- mówiła szybko i nerwowo spoglądała w niebo. Ale dziewczynka zdała się być tak samo tajemnicza jak i owa spadająca gwiazda. W dłoniach trzymała magiczny kwiatek od którego biło światło.

Canis

  • Gość
Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #49 dnia: 07 Listopad 2015, 18:27:54 »
Na słowa, o spacerze po plaży błysnął radością, lecz nie zdążył słowa powiedzieć, gdy dojrzał lecący błękitny fragment "czegoś" pędzący po niebie spowity błękitnym płomieniem. Widząc zaskoczenie Evening stanął obok i spojrzał w niebo by następnie wyjaśnić i wysnuć jakąś prawdopodobną teorię tego czym to jest. Bowiem największy strach jest wtedy, gdy nie wiemy czym jest to, czego się boimy... gdy wiemy, nie jest to już takie straszne bowiem wiemy czego się spodziewać, jak reagować i kontratakować... A miał teorię, zwłaszcza, że poznał tą barwę lazurową płomieni! Jednak i tę próbę wypowiedzenia słów przerwało mu pojawienie się wrednej dziewczynki, która dość niemiło skomentowała ich osoby. Evening zadała słusznie pytania więc spojrzał na nią z uśmiechem i delikatnie trzymając za jej dłoń zrobił krok w kierunku dziewczynki i schylił się , kucnął na kolanko.
- Podejdź... coś się stało? Czemu straszni? - dopytał wpatrując się w nią z ciekawością.

Offline Narrator

  • NPC
  • ***
  • Wiadomości: 1435
  • Reputacja: 1193
Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #50 dnia: 07 Listopad 2015, 18:39:51 »
Mała dziewczynka podeszła parę kroków do was i zaczęliście czuć w sobie delikatny niepokój. Nie wiedzieliście dokładnie czym był spowodowany, jednak podpowiadała wam to intuicja... czuliście, ze jest to zbliżająca się energia magiczna...


- No straaaaszni... tak się gryziecie po twarzy, zjadacie i w ogóle... to okrutne! - Mówiła z oburzeniem machając rączkami bez opamiętania jakby pretensje pokazując, a na jej twarzy pojawił się smutek, lecz w końcu zmarszczyła nosek i się serdecznie uśmiechnęła, a jej wielkie zielone oczy spoglądały na was z szczerą fascynacją. - Moi rodzice nie żyją, zmarli wiele lat temu... - odpowiedziała i nagle zrobiła taką minę: :o . - Paaani ma szkszydua! - i mina jej nie opuszczała, a szczególnie u wypukły się błędy wymowy dziewczynki, co sprawiało, że było to niezwykle zabawne.

Z zaciekawieniem spojrzała na Salazara i... w nim nie dostrzegła niczego ciekawego, więc podbiegła do Evening.
- Ja bym chciałam, by było mi w życiu dobrze... - Zaczęła mówić, lecz jej głos nie brzmiał naturalnie...
« Ostatnia zmiana: 07 Listopad 2015, 19:18:32 wysłana przez Narrator »

Offline Evening Antarii

  • Arystokrata
  • ***
  • Wiadomości: 3863
  • Reputacja: 4704
  • Płeć: Kobieta
    • Karta postaci

Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #51 dnia: 07 Listopad 2015, 19:42:11 »
Dziewczynka była na pierwszy rzut oka całkiem bezbronna, jak to dziecko. Jednak ta aura, która jej towarzyszyła, kazała Eve zachować dystans i nie wierzyć jej zbyt łatwo. Tak właściwie: to dziecko przerażało ją trochę, gdyż nie wiedziała jak z nim postępować... Czuła się nieswojo w jej obecności, potęgowała ona uczucie strachu. Eve obawiała się o tą kulę rozpadającą się na kawałki, że za chwilę nastąpi koniec świata- taka wybujała była jej wyobraźnia w tej chwili. Naprawdę się bała, nawet pomimo posiadanych mocy.
-Może to tak trochę wygląda jak gryzienie- zmieszała się anielica, nie wiedząc jak to dziewczynce wytłumaczyć. -...ale nie jest niczym złym. Wręcz przeciwnie- dokończyła spoglądając na Salazara pytająco. Po prostu dwa dziwne, magiczne i niezrozumiałe wydarzenia zdarzyły się w jednym czasie i Evening nie wiedziała już które jest gorsze: spadająca niebieska gwiazda, czy to cudaczne, potworne dziecko, które teraz zainteresowało się jej skrzydłami.
Kobieta nie dopuściła do siebie dziewczynki, gdy ta miała zamiar do niej podejść. Zatrzymała ją telekinetycznym impulsem, stworzyła z niego niby ścianę trzymającą dziecko w miarę bezpiecznej odległości od niej. Sposób, w jaki mówiła, był napawający strachem. Eve nie mogła zaufać tej małej istocie, która pragnęła tylko szczęścia w życiu. Jednak jej wyznanie było dla Eve podejrzane a sama jej osoba - niegodna zaufania, jakby była jakimś złym podstępem...
-Idź... gdzieś się schroń...- zaczęła jakoś nieporadnie. -...może to coś uderzy w ziemię. Wtedy zginie wiele osób...- Eve nie zastanawiała się, czy straszy małą. Ale anielica była tak samo wystraszona, a może nawet bardziej. Nie wiedziała przed czym ratować się najpierw, a w jej głowie pojawił się mętlik. -Prawda, Sal?- ratowała się. Ona zupełnie nie miała podejścia do dzieci...

Canis

  • Gość
Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #52 dnia: 07 Listopad 2015, 20:16:06 »
I wszystko na raz... - Pomyślał wzdychając ciężko, gdy dziecko go zignorowało i czmychnęło do Evening. Wstał i widząc ich aż się uśmiechnął.
- Nie martw się Evening... nic złego się nie stanie, będzie dobrze. - to tylko jakiś pokaz, nic złego, sprawdzimy to, dowiemy się o co chodzi. Spokojnie. - Powiedział miło i serdecznie ściskając jej dłoń i unosząc do swoich ust by ją ucałować i próbować ją uspokoić i zwrócić uwagę na siebie, swój uśmiech i pewność, a w jego oczach pełno było spokoju i radości, bo chodź mimo, że nie wiedział do końca co to jest i czemu tak jest, wiedział, że nic im nie grozi... są razem i inaczej być nie może a chodź wewnętrznie równie go to przerażało, tak wiedział, ze musi zachować spokój, chociaż zbliżało się coś magicznego i było w odległości 50 metrów na co wskazała im intuicja...

- Dziewczynko... jak ci na imię? - zapytał w końcu, bo dziecko, mimo iż jest dzieckiem nie lubi jak się tak do niego mówi. - Nikt nikogo nie gryzł... My tylko okazujemy tak sobie uczucie... tobie rodzice tez składali pocałunek gdy kładłaś się spać, tez przytulałaś misia, a dziś pieszczotliwie trzymasz kwiatek... każdy okazuje uczucia jak potrafi... jak lubi... nieważne! - stwierdził w końcu że nie powinni się obcemu dziecku tłumaczyć o!

- Dziecko... idź już do opiekunów, skąd przyszłaś... zapewne do zajazdu, no już... - powiedział do Dziecka wskazując kierunek plaży, kierunek, z którego przelatywał promień lecącego płomienia.
- My też pójdźmy to sprawdzić, by się uspokoić... sprawdzić... zrozumieć. Będzie dobrze, nie możemy się bać!
« Ostatnia zmiana: 07 Listopad 2015, 20:18:37 wysłana przez Salazar Trevant »

Offline Narrator

  • NPC
  • ***
  • Wiadomości: 1435
  • Reputacja: 1193
Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #53 dnia: 07 Listopad 2015, 22:07:40 »
Dziecko słysząc Evening jej teorie, a potem dziko próbującego uspokoić Evening Salazara, który "ugryzł" jeszcze rękę Evening, miało dość ich obu i chciało samo uciekać, zaś modulacja głosu znalazła wyjaśnienie - dziecko solidnie beknęło, by po chwili się urokliwie roześmiać.



- Jesteście okropni... mam na imię Oktawia, bo byłam ósmym dzieckie... - I w tym momencie stało się coś okropnego.

W momencie, gdy dziecko się przedstawiało i urokliwym, miłym dźwięcznym głosem tłumaczyło czemu takie imię, dojrzeliście jak z oddali w jej skromne i wątłe plecki uderzył pocisk, a jej ciało w klatce piersiowej od strony pleców wręcz na wylot zaczęło gnić na popiół... Zostało uderzone zaklęciem pocisku śmierci, które spowodowało takie obrażenia dokonując mordu na niewinnym bezbronnym dziecku.

Dziecko bezwiednie padło na kolanka, by po chwili wyzionąć duszę. Salazar oraz Evening mogli dojrzeć jak w tej ostatniej chwili z dziecka upływa ostatnia iskierka życia, pełnego jeszcze nadziei i pragnienia życia. Gdy wesołość i radość szczęśliwej i nie znającej bólu istoty upływa w nieokiełznany bezkres. Oboje mogli poczuć, ze to ostatnie tchnienie było skierowane do nich, by zapamiętali ją, oboje, razem.

Lądując na ziemi z ręki wypadł jej ten złoty kwiatek... a była to zwyczajna krystaliczna figurka, która świeciła własnym światłem... przypominała szkło, które świeciło blaskiem słońca... miało jeden kwiat oraz dwa pąkujące po bokach... jednak nie było czasu dokładnie się przyglądać...

Z mroku w oddali wyłoniło się 5 osób, które niczym powitalny szpaler wojskowy wyłoniły się stając w równej linii.

Evening od razu rozpoznała osobistość w centrum... był to Annar w towarzystwie czterech czarnych magów. oparł się o swoją laskę, która uprzednio Evening wytrąciła mu z rąk i zapierając się o nią (laskę) pochylił się do przodu wpatrując w tą dwójkę.


- Och cóż za nieszczęście nie trafiłem... - mówił parszywie nie ukrywając fałszu i ułudy tych słów, które skrywały tyle sarkazmu ile można tylko pomieścić w 6 słowach odpowiednio intonując i ukazując brak jakiegokolwiek sumienia w stosunku to utraty nieskazitelnego życia, którego się dopuścił. Westchnął w końcu. - Niestety... źle wywróżyłem przyszłość... udało mu się przeżyć, a tobie go odnaleźć... I jeszcze pozwoliłaś mu się pocałować... temu... temu zwierzęciu! - Wrzasnął pełen złości i agresji, w głosie można było wyczuć mnogą ilość gniewu i zazdrości, bólu i cierpienia przesiąkniętego goryczą i brakiem opanowania. Słowa kierował do Evening kompletnie ignorując Salazara, nawet nie spojrzał na niego, bowiem z natarczywością i uporem spoglądał na Evening. - Zostaw go i chodź do ans... tylko my jesteśmy oparciem i źródłem bezpieczeństwa! zostaw go i daj go zabić! - mówił niemal z rozkazem wyciągając do Evening dłoń, oczekując, że przyjdzie do nich i się opamięta.


Czterech czarnych magów stojąc po bokach Annara uniosło kostury w górę i zaczęli przygotowywać się do ataku zaklęciami w Salazara, ale także i Evening, jeżeli waży się odrzucić ofertę dowódcy, Annara.

4x Czarny Mag stoją w odległości 25 metrów od was, w linii ustawieni jeden obok drugiego... przygotowują się do ataku zaklęciami...
1x Annar stoi 25 metrów od was po linii prostej...
« Ostatnia zmiana: 08 Listopad 2015, 07:15:19 wysłana przez Narrator »

Offline Evening Antarii

  • Arystokrata
  • ***
  • Wiadomości: 3863
  • Reputacja: 4704
  • Płeć: Kobieta
    • Karta postaci

Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #54 dnia: 07 Listopad 2015, 23:14:21 »
Eve słysząc tą historyjkę Sala, o tym jak rodzice całowali Oktawię na dobranoc, i żeby szła do opiekunów.... -Sal, ale ona nikogo nie ma- wspomniała delikatnie nie chcąc by dziewczynka rozpłakała się czy coś z racji, że jest samotna na tym świecie. Za to w gminie Eve jest sierociniec! Może trochę upiorny, ale też się liczy. Na dodatek ten spokój Salazara i zapewnienia, że to "tylko pokaz", jeszcze dodatkowo ją zbiły z tropu i zaczęły bardziej denerwować. Nic nie mogła na to poradzić. Chyba po prostu musiała zbadać to sama. Może wzlecieć w górę i stamtąd zbadać niebieską spadającą gwiazdę?
Jednak nie było na to czasu, gdyż znów mieli gości. Bardziej upiornych niż samotna bezbronna sierotka... Cała scena jej upadku na ziemię, gdy kwiatek wypadł z jej dłoni jak dusza uleciała do bogów, była dramatyczna i w głowie Eve zostanie na zawsze, odtwarzana w spowolnionym tempie, z zachowanym całym dramatyzmem jej bezsensownej śmierci. W tej chwili anielica pożałowała, że powstrzymywała ją telekinezą. Zupełnie niepotrzebnie wystraszyła się małej Oktawii. Lecz to uczucie szoku nie mogło trwać długo, gdyż Annar przywitał się, jakże sarkastycznie.
Na początku na twarzy Eve jawiło się zdziwienie i taka myśl, że zupełnie nie ma pomysłu i bała się starcia z Annarem. Elf, którego jeszcze wcześniej chciała zabić za te głupoty, które wygadywał, teraz, kiedy stał ze swoją upiorną świtą, jawił jej się jako silniejszy od niej. Ale przejść na jego stronę nie miała zamiaru! Pomijając to, że ich cele były jakieś nienormalne, jako anielica upodliłaby się straszliwe wstępując w te szeregi śmierci. ÂŚmierci i głupoty.
Wcześniejsza chęć spoliczkowania Annara przerodziła się w szacunek... i strach... Nie tylko o siebie.
Lecz czuła, że to ona musi wykonać pierwszy ruch, nim czarni magowie ją uprzedzą. Musiała zaufać Salazarowi, że da radę, choć przez chwilę, bo przecież nie jest całkowicie bezbronny, a ona nie mogła zmarnować czasu. Już chciała coś odpowiedzieć elfowi, ale naprawdę nie miała na niego siły psychicznej. Irytował ją ten koleś więc skupiła wzrok na miejscu, które widziała za nimi. Dzięki koncentracji i łaskom od Zartata komórki jej ciała zmaterializowały się kilka metrów od magów, za ich plecami.
Pobranie magicznej mocy z jej duszy nie zabrało jej wiele czasu. Miała to wyćwiczone i wypróbowane. Nad jej rozpostartą dłonią pojawiła się kula stworzona z magicznej materii- pocisk esencji. Nim jeden z magów, ten stojący z brzegu, zdążył się zorientować, Eve już wypowiedziała inkantację -Izeshar!- a potem pchnęła zabójczy pocisk w jego plecy. Robiła to wiele razy... Nie mogła się pomylić. Kula uderzyła w jego ciało wypalając w nim dziurę, popieląc jego odzienie i skórę bez problemów...

Canis

  • Gość
Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #55 dnia: 08 Listopad 2015, 06:51:48 »
O... to pewnie ten dziwny elf... - pomyślał słuchając słów, by w tym samym czasie, równolegle oprzeć dłonie na biodrach, gdzie przypięte były dwie bronie, szabla, której ostrze poza pochwą było uwolnione, widział jedynie na uprzęży, no i rapier, który jednak miał wzmocnienie i osłonę - więcej, Salazar nawet nie potrafił nim walczyć!

Słuchał słów Annara i poczuł jakże wyraźnie ignorancję jego osoby... To nie było miłe! Pomyślał, wiedział, że będzie musiał się bronić... Będzie dobrze. - Jawiło się na jego twarzy, w oczach tak i umyśle, w końcu taki dzień jak dzisiejszy? Nic nie mogło go zepsuć... a że już itak stali wśród trupów... to po prostu kupka się zwiększy!

Słuchając słów i przyglądając się uważnie magom delikatnie zaciął skórę dłoni zapierając ją na szabli. zacisnął na ostrzu rękę, a krew leniwie zaczęła spływać po ostrzu z ran, które - niewielkie, pojawiły się na wewnętrznej stronie dłoni i w formie łączącej się linii na palcach.

Gdy ostatnie słowa Annara rozbrzmiały, a Czarni magowie zaczęli przygotowywać się do rzucenia zaklęć w formie pocisków, na co wskazywały owalne ruchy dłoni i kostura - słyszał o tym zaklęciu, o pocisku śmierci, którego efekty dzisiaj też oboje ujrzeli. Spojrzał w bok na Evening i gdy jej ciało zaczęło ulatniać się i znikać, przemieszczać, wyciągnął dłoń przed siebie wykrzykując drobne zaklęcie.
- Elhuxu! - Energia magiczna płynąc przez ciało w kierunku najbliższej dłoni rany, które obficie zalewały się krwią, wyjrzała światła dziennego skąpana we wchłoniętych kroplach kroplach krwi, które zwiększyły siłę zaklęcia nadając mu jednocześnie właściwe działanie. Energia niczym wiązka pomknęła w kierunku maga obok Annara, bowiem Salazar czuł, że Annar może być jeszcze potrzebny, przydatny, mimo wrogiego nastawienia.

Wiązka uderzyła w przygotowującego zaklęcie Czarnego maga wbijając się niczym ostrze strzały w ciało stwora w okolicach serca, by w następnej sekundzie rozprowadzana krew, wrząca krew dzięki właściwościom zaklęcia doprowadziła do drgawek, przerwania zaklęcia i śmierci jednocześnie.

Salazar jednak w tym czasie nie oglądał efektów zaklęcia. wiedząc, ze po pierwszej salwie zaklęć ze strony magów może z niego pozostać zaledwie kupka popiołu, w akcie desperacji skoczył w bok w kierunku najbliższego konara drzewa i wyciągając ręce przed siebie, by lądując oprzeć ciężar ciała na uginających się dłoniach i wykonać przewrót przez plecy i wylądować za drzewem, niewielkiej bo niewielkiej, ale zawsze osłonie!

Offline Narrator

  • NPC
  • ***
  • Wiadomości: 1435
  • Reputacja: 1193
Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #56 dnia: 08 Listopad 2015, 07:15:43 »

- ÂŻałuję, że do tego musi dojść... oboje będziecie cierpieć za swojego życia. Oferta jest już nieaktualna... nawet aniołowi potrafię zapewnić wieczne cierpienia. - mówił gdy zaklęcia ujawniły się z obu stron, nawet za jego plecami. był pod bariera mrotokinetyczną, więc nawet próba ataku spełzła by na niczym, jednak akt sprzeciwu wobec jego prośby był gorszy, niż uderzenie zaklęciem. Ten 337 letni Elf odczuł jak jego serce pęka, że ktoś odważył się sprzeciwić jego woli i odrzucić łaskawą ofertę! Uderzył laską o ziemię wbijając ją delikatnie w glebę, lecz nie miał takiego zamiaru, liczył na "efektowne stuknięcie" - zapomniał, że są w zagajniku! Jego postać niczym mgła rozmyła się w powietrzu dematerializując... znikając dwójce z oczu.

Zaklęcia Evening i Salazara w ostatniej chwili, przed posłaniem przygotowywanych w dłoniach czarnych magów zaklęciach w formie pocisków śmierci, uśmiercając magów a jednocześnie powodując destabilizację zaklęć w ich dłoniach, co spowodowało niekontrolowane wybuchy. Evening stojąca bliska poczuła, ze szarawy dym złożony z popiołów ogarnął obie postacie, była zdolna nawet to wyczuć węchem, czuła odór, który często unosił się z kominów, w których jawiło się palenie węgla... było to charakterystyczne pylne zjawisko...

Dwoje żywych magów posłało w kierunku Salazara pociski zaklęć, lecz ten odskakując za drzewa, pociski zmieniły tor lotu uderzając w bliską jemu przeszkodę.

Pociski zderzyły się w konarem drzewa spopielając w miejscu i podstawy drzewa pień, co spowodowało, że drzewo nagle i gwałtownie zaczęło spadać, spadać w kierunku dwójki magów, - byli daleko od drzewa, 25 metrów, Evening tak samo, więc spadające drzewo wam nie grozi...

Jeden z czarnych magów obrócił się na pęcie i widząc blisko siebie Evening, zerwał z zawieszony fragment kości i trzymając je w dłoniach zaczął słać energię do kości.

Po kilku chwilach z małego fragmentu kości przed nim stał pełnoprawny szkielet... cały z kości mający jednak ząbki i szpony zdolny atakować bez broni! Posłał szkielet do ataku na Evening.

Drugi czarny mag mortokinetyczną energią uniósł swoje ciało sprawiając wrażenie lewitacji - miął taką możliwość. Jednocześnie wniknął w świat astralny, gdzie nagle przybyły dwie nowe dusze - ujrzał ich razem 7. Wybrał duszę małej dziewczynki, Oktawii i zaczął wnikać w jej duszę, oddziaływać na nią, słać do niej mroczną energię nadając jej cel istnienia w świecie materialnym pod postacią zjawy. tak nagle ponad ciałem martwej dziewczynki zastygłej w śmierci, spopielonej zaklęciem pojawiła się zjawa wyglądająca dokładnie tak jak ona... jednak nie materialna - z żądzą mordu rzuciła się na Salazara, który stał za konarem zniszczonego drzewa...

1x Czarny mag - w odległości 4 metrów od Evening, 25 metrów od Salazara. Skupił uwagę na Evening i przyzwał szkieleta.
1x Szkielet - w odległości 4 metrów od Evening, 25 od Salazara. Zaatakował Evening.

1x Czarny mag - w odległości 10 metrów od Evening, 19 metrów od Salazara. Zmierza do Salazara i skupił na nim uwagę. Przyzwał zjawę.
1x Zjawa - w odległości 4 metrów od Salazara, 25 od Evening. Zaatakowała Salazara.

Offline Evening Antarii

  • Arystokrata
  • ***
  • Wiadomości: 3863
  • Reputacja: 4704
  • Płeć: Kobieta
    • Karta postaci

Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #57 dnia: 08 Listopad 2015, 11:46:27 »
Podczas gdy ona rozprawiła się z jednym magiem, Annar gdzieś zniknął... Nie znała dokładnie zaklęć magów, na jakiej podstawie one działają, gdyż nigdy nie studiowała ich. Znała tylko te z Bractwa, z żywiołów życia. ÂŻywiołów śmierci nie znała w ogóle. Ale teraz doświadczała ich mocy i zaczynała wątpić czy jej własne umiejętności wystarczą, by pokonać kogoś takiego jak potężny Annar, który nie krył się ze swą mocą i poczuciem wyższości.
Ten popiół wdarł się do jej płuc a niemiły zapach podrażnił nos. Zakaszlała kilka razy zasłaniając usta, a drugą dobyła srebrnego miecza, by pokonać szkielet wytworzony przez jednego z przeciwników.  Kątem oka dostrzegła Salazara, chowającego się za pniem, a zaraz potem drzewo runęło w dół.
Miecz już trzymała w dłoni, kiedy szkielet szedł miarowo w jej stronę, sterowany przez maga. Uniosła ostrze i zadała pierwsze ukośne cięcie, wymierzone w żebra. Uderzenie spowodowało, że kościotrup został pozbawiony ręki, a wszystkie jej kościste elementy: kość ramieniowa, promieniowa, kosteczki nadgarstka... Wszystkie one upadły klekocząc charakterystycznie. Jednak to nie powstrzymało jej przeciwnika. Wręcz przeciwnie- jeszcze bardziej zdenerwowało. Eve wykonała unik, by szkielet nie zatopił w niej swoich zębów. Miał też zamiar podrapać ją boleśnie. Jednak srebrny miecz już mknął w jego stronę, do czaszki. Trafił na pustą łupinę i roztrzaskał ją na kilka części, kończąc tym samym "życie" szkieletu. Szkielet upadł bez sił, kości połamały się i już nie były groźne.
Jednocześnie, aby pomóc Salazarowi, Eve skupiła szybko moc Zartata, skupiła się na tej energii płynącej od boga. Anielica skupiła energię magiczną na obszarze wokół Salazara, by dodać mu mocy. Wymówiła inkantację Anosh upgrosh grash! obdarzając go potrzebną do walki energią.

W głowie też starała się znaleźć sposób na Annara, którego teraz nie dostrzegała. Jak go dopaść i zniszczyć? Wiedziała, że być może w bezpośrednim starciu nie ma szans, ale przy użyciu podstępu, jakiegoś sposobu, uda się to jej i Salazarowi.

//Sal +3 inkantacje w następnym poście.
« Ostatnia zmiana: 08 Listopad 2015, 11:49:41 wysłana przez Evening Antarii »

Canis

  • Gość
Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #58 dnia: 08 Listopad 2015, 16:15:21 »
Salazar poczuł napływ energii magicznej dostrzegając jednocześnie, jak drzewo, za którym się skrywał zaczyna pękać i przewalać się odsłaniając jego miejsce. A gdy dojrzał zjawę niemal przed sobą, której szpony wieńczące małe dłonie Oktawii, był... zadowolony :) . Dawno nie pamiętał tak pięknych widoków, tak pięknego zjawiska, gdy dusza jawi się wśród żywych... sam wspomniał moment jak takim sposobem zamordował Gomeza... to było bardzo... fajne! Jednak takich wizji nie mógł snuć ani retrospekcji robić nadmiernie rozwlekłych, nie mógł delektować się takimi wspomnieniami, gdy nie miał ÂŻADNEJ możliwości przeciwstawienia się zjawie. nie miał żelaznej broni ani takiej magii, która mogła by ją zdezintegrować.

Na szczęście mag był na tyle blisko, ba nawet się zbliżał, że mógł zakłócić jego procesy percepcyjne tym samym dezintegrować jego skupienie, uwagę i tym samym pozbyć się zjawy nie ingerując w nią.

Wyciągając dłoń przed siebie i kierując palec, po którym spływała stróżka krwi wypowiedział zaklęcie śląc wzdłuż dłoni energię z duszy jak i boskiej mocy, która obnażyła go Evening śląc boską łaskę z kierunku niebios.
- Elhuxu! - energia mknąc po ciele niczym impuls wypływając z palca i łącząc się ze spływającą po nim krwią w formie kolejnych po sobie kilku kropel, zaczęła przeistaczać się w wiązkę energii magicznej, która niczym strzała, pocisk w nieregularnej formie wiązki o ograniczonym zasięgu, pomknęła w kierunku lecącego w jego stronę czarnego maga. Energia uderzyła w jego ciało rozchodząc się po żyłach doprowadzając krew do wrzenia i zabijając go już w powietrzu.

Zjawa nie doleciała do Salazara, zaś skoro przyzywający ją zginał... ona rozpłynęła się tracąc źródło energii...

Salazar widział ostatnią postać na placu boju i Evening, która stała w pobliżu niego, a on zwrócony w jej stronę. Zmrużył oczy i nie zmieniając pozycji skierował palec w jego stronę ponownie wykrzykują inkantację.
- Elhuxu! - energia pod wpływem zaklęcia, nakierowana zgodnie i słusznie przez słowa zaklęcia, w formie jednej z inkantacji pomknęła po palcu łącząc się z kroplami krwi, by następnie w formie czystej czerwonej energii frunąć wraz z powietrzem jakoby strzała i pocisk godząc w plecy w okolice serca czarnego maga. Energia wdzierając się do ciała, gdyż jego wytrzymałość była wystarczająco słaba by do tego dopuścić, zaczęła siać spustoszenie po organizmie doprowadzając do wrzenia krew a po chwili śmierci czarnego maga. ten stojąc wpatrzony w Evening padł na kolana, a z jego ust, oczu i uszu zaczęła spływać bulgocząca parująca krew, by po chwili lęgnął na ziemię martwy.

Salazar opuścił w końcu dłonie i uśmiechnął się widząc, że Evening nic nie jest.

//Wszystko zmarło

Offline Evening Antarii

  • Arystokrata
  • ***
  • Wiadomości: 3863
  • Reputacja: 4704
  • Płeć: Kobieta
    • Karta postaci

Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #59 dnia: 08 Listopad 2015, 17:19:57 »
Jeszcze jeden z magów pragnął stanąć z nią do walki, jednak z ugotowaną krwią ciężko się walczy. Mag upadł przed nią wypuszczając z ust obłoczki pary. Jednak dla niej walka nie do końca się skończyła, gdyż... Annar teoretycznie wciąż żył, a on był groźniejszy niż czterej magowie.
Schowała miecz, gdyż nie był brudny od krwi. Kości dołączyły do trupów, które leżały tam już wcześniej. Iście romantyczna sceneria...
-Co z tą spadającą gwiazdą?- spytała, gdyż stwierdziła, że nie ma co rozwlekać się nad tą walką. Są wszak ważniejsze rzeczy do załatwienia. -I Annarem?- dodała po chwili.
Rozpostarła skrzydła szeroko, tak dla rozluźnienia i rozprostowania. Potem złożyła je z powrotem.
Ciałko Oktawii leżało wśród tych złoczyńców. Wybrała po prostu zły czas na pogawędkę, co przypłaciła życiem. Szkoda dziewczynki, ale co zrobić.

Forum Tawerny Gothic

Odp: Lazurowy płomień
« Odpowiedź #59 dnia: 08 Listopad 2015, 17:19:57 »

 

Sitemap 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 
top
anything