Anioł poszedł w kierunku, w którym zmierzała dziewczyna. Niedługo zajął mu ten spacer, gdyż mijając sklep jubilera, usłyszał z jego wnętrza krzyki.
- Nosz kurna, gdzieś miałam to drogie badziewie!- był to wzniesiony kobiecy głos, w którym wyczuwalna była furia. - Ja pierdziele, no nie mogę no! Co za chuj- gadała dalej rozeźlona jak osa. Jubiler biedny wysłuchiwał tych wulgaryzmów wlepiając w dziewczynę bezradny wzrok.
- Panienko, ja nic nie poradzę, nie potrafię wycenić, a potem kupić tego, czego nie widzę...- wzdychał sprzedawca świecidełek.
- Zaraza z tymi badziewiami!- i dziewczę wyszło ze sklepu całe rozdygotane, wkurzone kolokwialnie mówiąc, na maksa. Przetrząsała kieszenie, ręce wkładała głęboko i szperała tam, a na jej twarzy malowała się czysta złość. Ciemne oczy przybrały złowrogiego błysku, a zmarszczka między brwiami wskazywała na jej zirytowanie.
Zdenerwowana, delikatnie mówiąc, szła tą samą drogą, którą dotarła do sklepu. Przeczuwała bowiem, że jej cenna rzecz zapodziała się gdzieś w tym tłumie, jakiś żebrak dawno już zgarnął ją z bruku, a może jakiś złodziejaszek podebrał ją z kieszeni, lecz to mało prawdopodobne, gdyż Licho sama była złodziejaszkiem i nabrać się na ich sztuczki nie mogła. Szła więc, przeczesując ulicę wzrokiem, szukając błyszczącego medalionu.