Mężczyzna podszedł do szafki z książkami która znajdowała sie za plecami mężczyzny udając że chce przejrzeć książki, tak naprawde stojąc tam wyjął z małej pochwy swój szklany nóż i podszedł z nim za fotel mężczyzny. Lewą ręką chwycił go za włosy na głowie i odgiął ją w tył a drugą błyskawicznym ruchem podernął mu gardło. Całość trwała z sekundę. W tym czasie zasłonił mu dłonią usta by nic nie powiedział/krzyknął w ostatnim tchu. Kolejne dwa cięcia sprawiły że tułów został oddielony od głowy.
Mężczyzna wyłupił jej oczy, pociął skóre po czym znudzony nabił ją na pogrzebacz.
Drwa w ognisku polał alkoholem i rozpalił krzemieniami. Pięknie się paliło.
W brzuch wbił mu ukryte ostrze które przeciągnął wzdłuż ciała. Krew zalała całą podłoge. Odrąbał toporem kończyny i rozrzucił po pokoju.
Alkohol lał po podłodze w ilościach ogromnych, to była zaleta posiadania manierki bez dna.
Na środku podłogi była kałuża alkoholu.
Męźczyzna przeładował swe kusze, zawiesił pogrzebacz z głową przy pasie i wziął rune w dłonie.
- Heshar - wyszeptał stojąc skierowany w strone kałuży. Podmuch ognia wystrzelił przed mężczyzne podpalając wszystko po drodze i uderzając w ściane.
Krasnolud schował rune, wziął swe kusze i wyszedł z budynku na ugiętych nogach.
Przed budynkiem dalej stali ochroniarze, odwróceni do niego tyłem. Wycelował z kusz w ich głowy, pociągnął za spust i rozwalił im czaszki.
Kusze schował a zwłoki szybko wciągnął do płonącego budynku.
Zagwizdał na konia, ten przybiegł, wrzucił glowe w juki i wskoczył szybko na niego - pędem ruszył w strone wyjazdu z miasta. Kierował sie do stolicy zostawiając w tyle rozpalający sie z każdą sekundą coraz bardziej, budynek.