Lucas poukładał wszystko w całość. Opętani ludzie, a nawet zwierzęta. Działalność kultu. A w dodatku jakiś silny demon, który przywodzi słabe dusze do samobójstw. Cóż, nie lada wyzwanie dla rycerza, ale Lucas wiedział, że da radę. W końcu już nie takich przeciwników miał przed sobą. Podziękował za wynagrodzenie i przyjął je. Napić się, czy dziewka? Oto było pytanie. Piwa już się napił, a nie wiedział, czy to nie będzie przybytek wątpliwej rozkoszy, a niewątpliwej rzeżączki, dlatego podziękował za jedno i drugie.
- Nie ma za co, karczmarzu. Niech Zartat was strzeże! - rzucił tylko rycerz i wyszedł na zewnątrz, gdzie Tancerz już niecierpliwie przebierał kopytami.
- Stęskniłeś się, co staruszku? - Lucas poklepał swojego konia po pysku, odwiązał go i dosiadł. Droga była długa i zapewne niebezpieczna, dlatego nie należało tracić czasu. I tak dzielny rycerz wyruszył do nawiedzonego miasteczka, gdzie czekało go wiele przygód, i tak dalej...