Dragosani zaś nie czuł nic poza spokojem. Bowiem nie ma emocji, jest spokój. Zdyscyplinowany umysł mógł przyjąć każdą informację, nie pozwalając aby jakieś uczucia zakłócały osąd. Rzecz jasna słowa Silvastera były słuszne. Trzeba było zakończyć tę plagę, która zagrażała mieszkańcom północy, oraz szargała dobre imię wampirzej rasy. Wpatrując się w mrok lasu, rozmyślał nad uzyskanymi informacjami. Szykowała się dość ciężka wyprawa. Setka wampirów, nawet zdeterminowanych do zwierzęcego poziomu, stanowiło nie lada wyzwanie. Jednak grupa łowców miała po swojej stronie spryt i element zaskoczenia. Tamte wampiry na pewno nie spodziewają się ataku. Ataku, który będzie nadchodził nagle, z ukrycia, i równie szybko będzie znikał, zostawiając za sobą trupy. Degeneracja wampirów utrudni, może nawet uniemożliwi im podjęcie skoordynowanej obrony. I tak, po kawałku, będzie można wybić wszystkich. ÂŁatwe to nie będzie, szybkie też nie. Ale trzeba było to zrobić. Drago obrzucił spojrzeniem wszystkich zebranych. Uśmiechnął się krzywo. W głębi duszy mógł być ostoją spokoju i dyscypliny, ale nie znaczyło to, że nie może zachowywać lekko kpiącej pewności siebie.
- Damy radę - stwierdził. - Nie takie rzeczy się robiło. - Słowa te szczególnie kierował do osoby, która jeszcze niedawno wypytywała go o sposoby walki z wampirami. Niech się nie zamartwia!