Obolała Katherine spodziewała się oporu. Zrzucona z powozu uderzyła ze sporą siłą w ziemię. Jej plecy obolałe zaczęły również lekko krwawić od ostrych kamieni. Była to mała rana, bardziej szczypała niż bolała. Jednak wystarczyła, żeby uświadomić powagę sytuacji i, że zaraz może zginąć. A najgorsze jest to, że ten brzydki zbok może się dobierać jeszcze do ciepłego trupa. Adrenalina pulsują w jej żyłach, rozsadzała jej wszystkie zmysły i budziła każdy skrawek jej ciała. Nie mogła przegrać, nie ona. Tak sobie wciąż powtarzała przez ten ułamek sekundy kiedy handlarz wyciągał nóż z pochwy.
Elizabeth czując bliską śmierć, jak każda osoba, zawsze będzie chciała jej się przeciwstawić. Upadając na ziemie, wszędzie wokół miała kamienie, które przed chwilą zaorały jej plecy. Przekrzywiła się na samą myśl, ale nie miała wyboru. Jedną ręką chwyciła szybko jeden z większych kamieni i cisnęła w stronę bandyty, który gotował się do skoku na bezbronną dziewczynę. Szczęśliwie dla Elizabeth trafienie nie chybiło celu. Odłamek skały idealnie uderzył w łuk brwiowy handlarza, zalewając powolnym strumieniem krwi oko, uniemożliwiając patrzenie przez nie. Pod wpływem uderzenie zachybotał się i upadł na drugą stronę powozu. To dało Elizabeth czas na zebranie się w sobie. Wstała, wyjęła miecz i wytarła rękawem łzy spowodowane bólem i strachem. Bandyta też długo nie czekał i szybkim ruchem ręki odepchnął się od ziemi, wstając na nogi.
Dopiero po chwili handlarz zauważył, że gdy spadał jego oręż odleciał w nieznanym mu kierunku. Rozglądając się ujrzał go szybko, lecz niestety Elizabeth, dzięki swej szybkości odcięła go od leżącej na ziemi broni, zagradzając mu przejście. W ręku miała miecz, który w jej rękach budził trwogę. Oprócz tego na jej orężu nadal było widać nieczyszczone ślady walki, głównie krew, która w niewielkiej ilości przykleiła się do niego. Lecz nie broń była tutaj najgroźniejsza i najbardziej przerażająca.
Dziewczynka patrzyła na niego z wyższością, a w jej oczach widać było tylko żądze mordu. Pomimo tego na jej twarzy nadal był uśmiech, lecz nie szczery i radosny, ale szaleńczy i złowrogi. Trzymała miecz w obu rękach mierząc nim w bandytę, badając przy tym każdy jego ruch. Nie było dokąd uciekać. W mgnieniu oka dogoniłaby go oraz zadała cios w plecy. Handlarz patrząc na nią nie miał wątpliwości, że byłaby do tego zdolna. Po chwili ciszy przerywanej ciężkim oddechem obu zaciekłych wrogów walczących o życie, Elizabeth wyrzuciła z ust słowa. Nacechowane były emocjami, głównie tymi negatywnymi jak złość i nienawiść, lecz jeszcze nadal można było dostrzec w nich opanowanie.
- A chciałam po dobroci. – powiedziała, czekając na najmniejszy ruch z jego strony.