Cała grupa znalazła w końcu mistrza Isentora. Z tym, że miał on problem. A nawet więcej, niż jeden. Otoczony był elfimi zabójcami, którzy to usiłowali rozwlec go na swoich sztyletach. Oczywiście mistrz nie pozwalał im na to, ale też nie mógł bronić się w nieskończoność. Dlatego też Paktowcy ruszyli z odsieczą. Magowie użyli swoich czarów. Dzięki temu część zabójców przestała się skupiać na królu, skierowali się do innych członków Paktu. Osiem sztuk elfich zabójców zbliżała się szybko. Drago, i inne Bestie, znajdowały się dość blisko siebie. Wampir w mgnieniu.oka dostrzegł, że wody noszą srebrne sztylety. Zaklął w duchu. Co to w ogóle za pomysł, robić broń ze srebra? Ze srebra to się widelce robi, a nie. Jednak nie był to czas na narzekanie, trzeba było działać. Wampir poczekał, aż wody zbliżą się na jakieś piętnaście metrów. Przez te chwilę uspokajał umysł. Kształtował wolą to, co chciał zrobić. Bez śladu gniewu, czystą wolą. Gdy najbliższy elf zbliżył się na piętnaście metrów, wampir wyciągnął przed siebie demoniczną rękę i wyzwolił z niej pioruny. Zrobił to szybko, momentalnie wniesienie ręki i ciśnięcie piorunami. Chciał zaskoczyć tym szybkim atakiem elfa, tak aby ten nie zdążył wznieść bariery. W drugiej ręce cały czas trzymał szablę, na wypadek potrzeby nieco bliższego kontaktu z elfami i obrony. Gdy przestał cisnać piorunami, poczekał jeszcze moment, aż elfy zbliżą się na dziesięć metrów i Krzyknął. Wezwał swoje wampirze zdolności i wydobył z gardła Krzyk. Jego natężenie mogło sprawić ból i nawet w pewnym stopniu ogłuszyć elfy. Ułatwiłoby to dalszą walkę. Wykonując wszystkie te czynności był gotów do uniku, gdyby elfy postanowiły rzucić sztyletami.