Drzwi otworzyły się z wyraźnym skrzypnięciem, gdy zostały zdecydowanie i mocno pchnięte. Evening Antarii ujrzała pomieszczenie, które mogło robić za kryjówkę jakiejś postaci nie mającej zamiaru gnieździć się po karczmach ani wynajmowanych pokojach u różnych gospodarzy. Z prawej strony znajdowało się okno, nadal otwarte. Umieszczone dokładnie w połowie ściany szerokiej na 10 metrów. Obok regał, całkowicie pusty, zakurzony. Naprzeciwko drzwi, pod ścianą, stał stół i dwa krzesła. Raczej liche, wykonane z kiepskiego drewna. Tuż obok stało wąskie łóżko. A raczej siennik wypełniony słomą i pierzem, nakryty derką z jedną poduszką, już dawno wyliniałą i oklapłą. Był też jeden kuferek, zamknięty. Pokój zakręcał również w lewo tak, że przez otwarte skrzydło drzwi, które zasłaniały właśnie w tej chwili lewą stronę pokoju, nie można było nic dostrzec. Pani paladyn nie wiedziała jak wygląda tamta część lokalu, nie wiedziała też, czy ktoś tam się nie czai. W tej konkretnej sekundzie, gdy otworzyła drzwi i rzuciła okiem na pomieszczenie, nie udało się jej dostrzec nikogo.