Paradoksalnie powrót do swojego własnego ciała był zdecydowanie mniej przyjemny, niż wyrwanie duszy wprost z niego. Wtedy wszystkiemu towarzyszyło tylko ogarniające zewsząd zimno, tym razem ból i uczucie przytłoczenia były dojmujące. Kiedy wreszcie się połączył jego materialna powłoka zaczęła reagować na nowy rdzeń, którym była anielska dusza. Złamane żebra, które złamał podczas walki z behemotem zaczęły się prostować. Kawałek po kawałku kość odzyskała dawną sprawność, wracając do pierwotnego kształtu i wytrzymałości. Gnatozrost, który wypił po powrocie do stolicy nie potrafił zdziałać aż takich cudów, nie miał wystarczających możliwości regeneracji jego tkanek. Tak samo przebity w tym samym czasie bok. Zagojona już blizna zaczęła powoli, ale wyraźnie znikać. Skóra wokół najpierw robiła się różowa, by w końcu odzyskać upragniony kolor. Bolące ostatnio lędźwie momentalnie odpuściły - najpierw Poeta poczuł wyraźne ciepło, potem niewymowną ulgę, gdy skurcz puścił mięśnie i kręgosłup odpoczął od ucisku. Nawet zadrapania na plecach, których nabawił się od paznokci Wieczorka zniknęły w ciągu chwili, zostawiając tkankę nietkniętą. Tylko to potworne swędzenie pod skórą. Nie było się nawet jak podrapać, ale Funeris wiedział, że i tak się go nie pozbędzie. Wyraźnie dało się odczuć, że formują się tam dwa zgrubienie, z których oczywiście niedługo po prostu wyrosną mu skrzydła. Stał się w końcu aniołem.
Dopiero po chwili, kiedy oswoił się ze wszystkim, powstał na nogi i poczuł się naprawdę pewnie. Jego niezachwiana postawa świadczyła, że Zartat wybrał dobrze. Patricia też już stanęła obok, w jej oczach i postawie też już było widać tę niezachwianą pewność i opanowanie. Byli aniołami Pana ÂŚwiatła, naczyniami jego wiary, powiernikami Jego słowa i ramieniem, którym karał tych, którzy czynili na jego szkodę.