- Tak zrobię - rzekł i skłonił się Drasulowi. Stukając kijem pasterskim przeszedł między kolumnami hali liści. Kroczył spękanymi płytami starożytnej alejki, aż doszedł do szumiących strumieniami terenów świętego gaju. Dzikie pnące wino przybrało kolor bordowy, wpadało kaskadami po starych murach ruin. Progan zbliżył się do jednego z portali, było tam wejście do kaplicy, wkroczył weń. Była już późna jesień, opadłe liście pchane były wiatrem po kamiennej posadzce. Progan zdjął z siebie całą broń, w ręku zostawił tylko swój pasterski kij. Podszedł stąpając wolno, trzymając kij lekko nad ziemią. Uklęknął przed posągiem przedstawiającym boginię, pochylił głowę i oparł czoło o posoch trzymany w splecionych dłoniach, oparł na nim swój ciężar ciała.
- Matko, moja Matko... Zostałem wystawiony na próbę. Otrzymałem dokładne polecenie z ust tego najwierniejszego sługi. Mam udać się na polowanie, aby przynieść Drasulowi trofeum niedźwiedzia. On to kazał mi go zabić, a ja wypełniam jego wolę, bo wiem, że jest ona wolą Twoją. Tak jak młody drapieżnik wstępujący w życie musi udać się na pierwsze polowanie, tak i mi zostało wyznaczone zadanie. Matko, bogini moja, zawierzam się Tobie. Siebie i swą misję, moje zadanie. Strzeż mnie od złego, zachowaj w zdrowiu, racz uprosić u Ellmora łaskę szczęśliwego losu dla mnie i światłego umysłu. A Ty, o pani, racz obdarzyć mnie bystrym i pewnym okiem, nielękliwym sercem i swą odwagą. Wybacz mi zadaną śmierć i racz wejrzeć, ażeby była ona szybka i cicha. Wybierz dla mnie o pani zwierzę słabe i stare, które i tak zamierzasz powołać do swego królestwa. Wybierz dla mnie zwierzę, którego zły los czeka, z ręki kłusownika czy innego stworzenia, ażebym to ja zakończył jego żywot. Bądź ze mną zawsze. - powiedział i pomilczał chwilę wpatrując się w posąg. Następnie wstał, wolnym krokiem podszedł do swego ekwipunku i założywszy go na siebie opuścił teren świątyni kierując się w stronę granicy siedliszcza konkordatu.