- Nie ma co czasu mitrężyć, bracia i siostro. Ruszajmy czym prędzej. - Funeris wstał zza okrągłego stołu, przysunął krzesło i ruszył ze wszystkimi w stronę wyjścia z komnaty. Patricia została w drzwiach przepuszczona jako pierwsza, jak nakazywał zwyczaj, by kobiety puszczać przodem. Była to kwestia dobrego wychowania, ale i tego, że mężczyzna miał wtedy sposobność podziwiać piękne widoki w postaci kobiecych krągłych pośladków opiętych materiałem spodni, spódnicy, bądź zdobionej sukni. Chwilę wcześniej z sali wyszła Kinraya, więc nie musieli się martwić zasadami etykiety wobec anioła - bo jak to tak, kto ma pierwszeństwo? Anioł, czy ludzka kobieta? No niby anioł, ale to istoty nieco odmienne i nie wiadomo... Ech, nieważne.
Zeszli wąskimi schodkami na dół, na korytarz. Oświetlony pochodniami, z posadzką wyłożoną słomą. Długi tunel, który powadził do krużganków wewnętrznego dziedzińca pałacu królewskiego. Jednego z dziedzińców. Potem jeszcze tylko kilka przejść i wartownia i kompania znalazła się na ulicach starego miasta. Posiedzenie Bractwa zaczęło się późnym wieczorem, gdy miasto było sparaliżowane przez ptaki, owady i mniejsze zwierzęta. Teraz, gdy opuścili teren pałacu, ujrzeli, że szkodniki, jak to określano, zniknęły. Pozostały ptasie odchody, rozgniecione pluskwy i robale, ale nie było widać żadnej żywej istoty, która by na co dzień nie mieszkała w stolicy królestwa Valfden. Elfy, ludzie, maureni - wszyscy zbierali się do swoich domostw lub do karczm, by w spokoju opić to wydarzenie, porządnie obgadać i dopiero wtedy pójść do swoich domostw.
Pod stajnią znaleźli się niedługo potem. Nowoczesna, całodobowa, z własną myjnią i punktem gastronomicznym - wysoki standard. Funeris szybko odnalazł człowieka, który zajmował się wydawaniem wierzchowców i zbliżył się do niego. Szedł dumnie, z wysoko uniesioną głową, jak prawdziwy szlachcic. Odziany w czerwono-złote barwy i srebrną zbroję wyglądał jak prawdziwy paladyn, którym nomen omen był. Jego czarny miecz zwisał z lewej strony pasa, śmiercionośny i gotowy do ataku. Tarcza na plecach, z wymalowanym herbem. Emanował siłą i powagą.
- Dobry wieczór, szlachetny człowieku - ukłonił się Funeris Venatio, pan na gminie Afers. - Przybywam do Ciebie w tej godzinie, gdyż Bractwo ÂŚwitu potrzebuje pomocy tak zacnych obywateli jak ty. - Tutaj wycelował palcem w pierś stojącego przed nim człowieka, w takim krasomówczym geście pokazującym, że Poeta mówi samą prawdę.
- Jesteśmy członkami Bractwa ÂŚwitu. Ja jestem Funeris Venatio, paladyn i Wielki Marszałek zakonu. Ruszamy na północ, do wsi Sowie Sady w hrabstwie Revar, lecz poprzez ciąg niefortunnych zdarzeń mojej skromnej osobie skończyła się gotówka w postaci srebrnych monet, które grzywnami się zowią. Liczę na Ciebie, szlachetny człowieku, że dzięki łasce Zartata, która na Ciebie spływa, wspomożesz dzielnego wojownika w jego świętej misji. Uprzejmie proszę, byś wypożyczył mi jednego konia, bym mógł wypełnić powierzone mi zadanie. Należne pieniądze otrzymasz zaraz po powrocie, a tymczasem, jako zabezpieczenie, otrzymasz moje szlachecki słowo i list, który możesz przedstawić w punkcie rekrutacyjnym Bractwa ÂŚwitu na Starym Mieście. Zawrę tam informacje, że wypożyczyłem wierzchowca i będziesz mógł domagać się zadośćuczynienia ze strony Zakonu Braci, jeżeli nie powrócę z należną Ci zapłatą. - Funeris spojrzał na człowieka wzrokiem, z którego biła siła wiary. Biła pewność, szlachecka sprawiedliwość i prawdomówność.
Użyta umiejętność: Perswazja.
//C'mon, mam 6 grzywien tylko.