Gdy upadałam na ziemię, pociągnęłam za jelito bandyty tak mocno, że sam się udusił o swoje własne trzewia. Duża strata, bo zamierzałam jeszcze go troszkę podręczyć. Teraz jednak musiałam rozprawić się jednak jeszcze z tą cholerą, przez którą tak mnie boli głowa. Podniosłam szybko głowę i zobaczyłam jak ta zaraza biegnie w krzaczory. Bynajmniej nie po to aby zrobić kupę. Przewróciłam się więc na brzuch i szybko wstałam, rozpoczynając od razu bieg, również w tamtą stronę. No... powiedzmy, że bieg - troszkę się zataczałam, co nie jest wcale dziwne po takim uderzeniu. Poruszałam się po lekkim łuku, by trudniej było we mnie trafić. Gremlin dotarł do celu oczywiście szybciej ode mnie, jednak nie dość, by zdążyć się przygotować do dobrego strzału. Zaraz zanim w krzaki wbiegłam ja - dzielna bandytka(jeszcze niedoszła, ale jednak) - pogromczyni bandytów z dziwnymi zawrotami głowy w zwykłej letniej temperaturze... I w tym momencie uświadomiłam sobie, że mój sztylet został w trzewiach tego drugiego. Typowe... Ale to nic! Wciąż miałam katanę i to jeszcze nie używaną. Dobyłam jej. Nie przepadałam za bronią dwuręczną, dlatego bez większych ceremonii rąbnęłam gremlina z nad głowy, z prawa na lewo prosto w jego pustą łepetynę. A przynajmniej mogłoby się tak wydawać, chociaż w praktyce jakieś tam wydzieliny z niej wypłynęły. I tak oto zostałam sama na "polu bitwy", a nieużywana katana stała się używaną kataną. Przytaszczyłam ciało poległego wroga do tego drugiego i przyjrzałam się swojej zdobyczy. Odebrałam swój sztylet i przeszukałam ciała w poszukiwaniu jakiś kosztowności lub manierki z wodą. Następnie rozejrzałam się za właścicielem wozu, gdzież też mógł się podziać podczas tej walki.
0x Gremlin