Kenneth wprost z miasta udał się do gminy Aqtos, zgodnie ze wskazówkami danymi mu przez Rowana. Tam z dużym trudem, ale jednak udało mu się przekonać jednego z wieśniaków, aby wskazał mu drogę do najgęstszego lasu w okolicy. Strzał był dobry. Już wkrótce drzewa zaczynały rosnąć coraz gęściej. Po około kilometrze od ostatniej wiosce, zaczęły pojawiać się drzewa, które zdawały się być stare jak świat. Niektóre z nich martwe i przewrócone, inne przecząc logice wydawały się przewodzić swoim młodszym sąsiadom. Ork kierował się w stronę gdzie rosło coraz więcej tych prastarych drzew. Wtedy się zorientował, że coś jest nie tak. A właściwie. Coś jest... nienaturalnego, ale jak najbardziej tak. Mimo tego, że był dzień w lesie było ciemno, to jeszcze nic dziwnego, ale ork nie czuł strachu. Nawet nie niepokoju. Las wydawał się być przyjazny, a nawet witać go. Nagle drzewa skończyły się i przed orkiem pojawił się prastary, zarośnięty chram. Kenneth znalazł odsłonięte miejsce, w którym wiedział, że zostanie łatwo znaleziony, usiadł w siadzie skrzyżnym i zamknął oczy.
- Przodkowie... Czy dobrze robię zbliżając się do ludzi, którzy kontrolują duchy? Wydają się być po naszej stronie. Ale czy naprawdę mogę im zaufać?
Tatuaże zapiekły przyjemnym ciepłem.
Ork pogrążył się w zadumie