Wejście do kopalni i cała droga do wnętrza była oświetlona, początkowo blaskiem słońca, później powbijanymi co parę metrów pochodniami.
Idąc w głąb tunelu mijałeś niewielkie wgłębienia, gdzie parę osób z kilofami w łapkach kuło w skale, lecz były to pojedyncze osoby. Po przejściu 40 metrów wszedłeś do wielkiego, pionowego szybu wydrążonego w skale. wokół szybu został skonstruowany system drewnianych kładek, aby móc po ruszać się z góry na dół i odwrotnie. Każda kładka łączyła się z niższym "pokładem" kopalni, z których odchodził po jednym, wielkim bocznym szybie, w których pracowało po kilkanaście osób kując bez przerwy w skale, wydobywając złoża żelaza.
Co chwilę widziałeś patrolujących strażników, którzy nie raz zatrzymywali się w szybach i stojąc obok pracowników kontrolowali ich bezustanną pracę, a zarazem pilnując przerw, na które również zasługiwali. Co rusz schodząc kładkami spojrzałeś w dół, gdzie widziałeś wielką kupę brył żelaza, którą parę osób pieczołowicie ładowało do skrzyń. Obok hałdy żelaza stał piec hutniczy, w którym dokonywano obróbki części z brył. Blisko tych dwóch obiektów, hałdy żelaza i pieca hutniczego stał dostojnie ubrany, w lekki strój, lecz niezwykle zdobiony, ewidentny bogacz, najpewniej zarządca, który może także udzielić informacji.